Artykuły

Improwizacja na Foksalu

Oczekiwałem, że Stanisław Witold Balicki wystąpi w roli Jouveta. Wte­dy przynajmniej nie by­łoby żadnych złudzeń. Tak bym chciał zobaczyć Balickiego, kiedy mówi ze sce­ny: "Ja dzielę krytyków na dwie kategorie. Pierwsza to ci, którzy mają w sprawach teatru te same poglądy co ja. To są moi przyjaciele, moi bracia. To są dobrzy krytycy".

Może na miejscu pana Robineau ktoś by przerwał z widowni: "A inni, którzy nie podzielają pańskich poglądów?" Balicki by odpowiedział zupełnie spokojnie i z całym prze­konaniem: "To są źli krytycy".

"Improwizacja paryska" napisana została przez Giraudoux przed bli­sko ćwierć wiekiem dla teatru Jou-veta i odegrana została w tym teatrze. Pokazywała gołą scenę pa­ryskiego Ateneum, tak jak Wyspiań­ski pokazywał w "Wyzwoleniu" nagą scenę krakowskiego teatru. Pokazy­wała reżyserów i aktorów. Jouveta grał Jouvet, Renoira - Renoir, uro­czą Madeleine Orevay - Madeleine Orevay. W tym był smak przedsta­wienia. Wyobraźmy tylko sobie "Im­prowizację", w której w roli Eichlerówny wystąpiłaby Eichlerówna, al­bo w roli Woszczerowicza-Woszczerowicz. Eichlerówna w roli Eichlerówny na próbach, to dopiero byłaby rola! Nareszcie Eichlerówna miała­by kogo zagrać. Tylko biedni byliby partnerzy. A wyobraźcie tylko so­bie Schillera w roli Schillera. Taką "Improwizację na Miodowej" potrafił­by napisać tylko Erwin Axer.

Paryska "Improwizacja" Giraudoux należy już do historii teatru. Studiu­je się ją na seminariach, sam to robię. Tu: polemika z Komedią Francuską, tam - z bulwarowym teatrem, tu: teoria gry i aktorstwa, tam - słuszny manifest Giraudoux. Wszystko to kiedyś było żywe, bo broniło żywego teatru przeciwko ru­tynie i akademizmowi. Spotkanie Jouveta i Giraudoux uznawane jest za najważniejszą datę w historii międzywojennego teatru francuskie­go. Po raz pierwszy Wielki Refor­mator odnalazł Współczesnego Dra­maturga. Może i tak było. Po ćwierćwieczu Jouvet i jego teatr jest nadal wzorem i inspiracją. Giraudoux zestarzał się o wiele szyb­ciej. Smakuje dziś jak landrynki. Z poetyckiego stał się tylko poetycz­nym, został tylko literaturą, i to nie najlepszą. Nic tak nie irytuje, jak wytworny styl po dwudziestu pięciu latach.

Z pewną złośliwą satysfakcją pa­trzałem na tę "Improwizację" pokaza­ną na ulicy Foksal. Napisana była dla Teatru, który przywrócił Molierowi grube środki farsy i całą nowoczesną finezję psychologiczną, pokazywał ją teraz teatr, który niedawno zanudził "Chorym z urojenia". Napisana była dla teatru, który wal­czył ze strupieszałym akademizmem, wystawia ją teatr, który chce za wszelką cenę być akademickim. Na­pisana była w obronie teatrów twórczych i nie subwencjonowanych, wystawił ją teatr reprezentacyjny i martwy. Nic więc dziwnego, że zespół nie bardzo wiedział, kogo ma właściwie grać? Panowie grali, siebie, panie grały swoje paryskie koleżanki. Aktorom poszło to ła­two, aktorkom - o wiele gorzej. Białoszczyński grał Białoszczyńskiego, był podobny do złudzenia. W tych warunkach jedyną interesują­cą postacią był Tadeusz Kondrat. On przynajmniej grał kogoś poważ­nego - referenta Centralnego Za­rządu Teatrów. Był to referent bardzo uroczy i pojętny. Daj nam, panie Pastuszko, takich referentów. "Improwizacja paryska" jest już sztuką historyczną. I tak tylko moż­na ją odegrać. Wyobrażam sobie pa­sjonujący wieczór teatralny, który by połączył "Improwizację w Wer­salu" Moliera, "Improwizację" Giraudoux i "Improwizację w Alma" Ionesco. Trzy manifesty, trzy style, trzy teatry. To byłaby prawdziwa lekcja Teatru.

Zygmunt Hübner reżyseruje "Im­prowizację" z "Przyczynkiem do po­dróży Cooka". Dobrzy dzikusi, nama­wiający do lenistwa i wspólnoty żon i córek są niewątpliwie bardzo atrak­cyjni. Ale zabawniejsza byłaby chyba sytuacja odwrotna - dobrych dzikusów, którzy by spotkali wycieczkę "Orbisu" na Tahiti. Kto by wtedy kogo i czego uczył? Chętnie bym na taką wycieczkę pojechał. Jednoaktówka Giraudoux ma zresz­tą sporo wdzięku, ale wolę "Przyczy­nek do podróży Bougainville'a" Di­derota i jego rozmowę Kapelana z dzikusem Uturu. O ileż Diderot był bardziej jadowity i mniej naiwny.

Borowski i Ludwiżanka w rolach angielskiego Pastora i Pastorowej; oboje znakomici, ciency, trochę iro­niczni, świadomie dwuznaczni. Z chętnych dzikusek najbardziej za­chęcającą była Maria Ciesielska. Scenografia zręczna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji