Artykuły

Pobłąkanie bez gadania

"Pobłąkanie" w Teatrze K3 w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Samotność, niepewność, furia, zmysły, ulga, spokój. Trzy kobiety z Teatru K-3 wszystkie te emocje umieją pokazać bez ani jednego słowa.

Teatr obchodzi właśnie piąte urodziny, świętuje kolejną premierą. To "Pobłąkanie" - kolejny autorski spektakl, który rodził się na gorąco, podczas prób, na scenie. Jak i w wielu innych spektaklach grupy najważniejsze w nim to animacja lalką, muzyka i ciało aktorek (Marta Rau, Ewa Mojsak, Dorota Grabek). Spektakl animacyjny zazwyczaj nie jest prosty w odbiorze - w takich widowiskach fabuły raczej nie ma, a jeśli jest - to często gdzieś umyka, rozłazi się w szwach. Widzowie dostają raczej impresję na temat pewnych emocji i człowieczej kondycji niż spektakl z wyraźnym początkiem i końcem. Czasem metafor jest naddatek, czasem scena jedna nijak nie łączy się z następną. Ale to już taki urok spektakli z pogranicza animacji i pantomimy. Należy je przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, bo warto - dla wizualnej urody i animacyjnych talentów aktorów.

Podobnie sprawa się ma z kolejnym spektaklem Teatru K-3. To widowisko właśnie piękne wizualnie, pełne wyrazistych scen, nawet jeśli nie wszystkie do końca są zrozumiałe. Tropem może być tu tytuł, choć każdy widz zapewne pójdzie w innym kierunku interpretacyjnym.

Trochę tu o błądzeniu i szukaniu drogi w życiu. O zaglądaniu w głąb siebie, odkrywaniu wewnętrznej siły i walce z emocjami. O rodzeniu się na nowo, gdy już coś nas przygnie do ziemi. O ciężarze codziennych trosk i o radości, z którą nam lekko choć przez chwilę. O miłości i adorowaniu. O odcedzaniu tego, co powierzchowne i miałkie, od tego, co ważne i głębokie. Na scenie wszystkie te egzystencjalne historie pokazane są różnie, raz w sposób wysmakowany, raz zwyczajny. Trzy aktorki scalają się w kłąb dłoni, nóg, płacht - nie wiadomo, kto jest tu kim - by za chwilę, z tego kłębowiska "wypętlić" człowieka, borykającego się z życiem. Kolejne sceny odgrywane są lalką, przedmiotem - za którymi aktorki czasem się chowają, a czasem je odrzucają i wtedy ich ciało, one same są najważniejsze. Mnóstwo tu interesujących obrazów, jak choćby taniec z płachtą czy desperacki trucht, który funduje nam życie. Mnóstwo też komizmu - jedna z najlepszych scen to ta, gdy trzy aktorki animują lalki udające męskie ego: ach, to strojenie się w piórka, odpalanie papieroska, miny! Oto samce ruszają na podbój samic. A gdy już porwą je do tańca (ruch sceniczny - Ewa Piotrowska)... Scena majstersztyk: taniec aktorek z lalkami w rzeczywistości stanowi przekomiczną wizję odwiecznej walki damsko-męskiej o dominację - spłoszone dziewczątko kontra macho.

Świetna jest tu muzyka (Anna Świętochowska) - zmienia się jak w kalejdoskopie: jest frywolna, za chwilę ostry zgrzyt przełamuje ją w demoniczne niepokojące dźwięki. Nienachalnie, ale sugestywnie podkreśla wiele scen. Scenografia (Mirella Stern) nie jest obfita (kilka płacht, spódnic, lalek, masek, przedmiotów - butelki, kamienie), ale interesująca pod względem kolorystycznym. Niektóre fragmenty odzienia aktorek najchętniej bym wzięła sobie po cichu do domu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji