Artykuły

Propaganda dell'arte

Opolska "Opera gospodarcza dla pięknych pań i zamożnych panów" to kolejna premiera tandemu Monika Strzępka (reżyser) i Paweł Demirski (autor). Z okazji małego jubileuszu (piąty raz robią wspólnie przedstawienie!) czas na skromne podsumowanie ich drogi - pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.

Zastrzegam: sto lat im śpiewać nie będę. I wcale nie dlatego, że na pięć spektakli udało się im raptem dwa. To i tak dobra średnia. I nie dlatego, że niezdolni. Bo zdolni. I nie dlatego, że ideowo błądzą. Błądzić mają prawo. Sęk w tym, że czasem nawet najbardziej owocne z założenia tandemy twórcze, przyjacielskie, rodzinne zmieniają się niepostrzeżenie w związki toksyczne.

32-latek Paweł Demirski był do 2006 dramaturgiem i kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże, autorem pomysłu Szybkiego Teatru Miejskiego. Dziś jako autor w porównaniu z gdańskimi czasami nie tyle się zradykalizował, co stowarzyszył. Członek rzeczywisty zespołu "Krytyki Politycznej", traktuje teraz teatr jak trybunę do głoszenia lewicowych prawd. Przenosi tematy z redakcyjnych debat na szersze forum. Chce gadać z publicznością o podatkach, dobroczynności, wykluczeniu społecznym. Pretekst do takiej rozmowy daje przepisana na nowo klasyka (Brecht, Czechow, Mickiewicz) i pragnienie stworzenia polskiej scenicznej wersji bulwarówki politycznej, komedio-farsy, która śmiesząc do łez, uczyłaby naród podstaw ekonomii.

Monika Strzępka przed Demirskim była reżyserem zafascynowanym estetyką Grzegorza Jarzyny, dekadencka, przeestetyzowana, wideoklipowa ("Z twarzą przy ścianie", "Honor Samuraja"). Ich wspólny pomysł na teatr wziął się z wymieszania niemieckich inspiracji, stylu inscenizacyjnego Rene Pollescha, Christopha Marthaler i Franka Castrofa. Teatr stał się dla Demirskiego i Strzępki czymś w rodzaju kabaretu w odcinkach. Forma kolejnych spektakli jest tylko lekko modyfikowana, idea polityczno-społecznej rozróby zostaje ciągle ta sama. Serwuje się nam dwie, a często i więcej godzin teatralnego chaosu, rozpętanego po to tylko, żeby utrwalić widzowi w głowie jedno hasło. Najczęściej z neoliberalizmem w tle. "Z punktu widzenia prostego człowieka nie ma większego znaczenia, czy wolność zabiera mu totalitarna władza, czy sklep Biedronka." - powiada dramatopisarz. Idąc dalej, można powiedzieć, że tak samo z punktu widzenia prostego człowieka nie ma różnicy, czy robi kupę w toalecie, czy pod płotem. Albo czy ogląda spektakl mądry, czy głupi. Unieważnianie niuansów, zgoda na chwilowość i doraźność swego teatru to cecha rozpoznawcza tego tandemu. Teatr Demirskiego i Strzępki nie mnoży wątpliwości, nie uczy myślenia, ale indoktrynuje.

Jak pisał spec od teatru politycznego Eric Bentley: "Nie ma niczego złego w propagandzie, po prostu dobra propaganda jest dobra, a zła propaganda jest zła." Sęk w tym, że Strzępce i Demirskiemu przydarza się raz jedna raz druga. Strzępka, pracując w duecie, traci własną podmiotowość artystyczną. Jest realizatorką wizji Demirskiego, boi się skreślić mu choć jednej linijki. A jego rozwichrzonej, przegadanej dramaturgii przydałaby się porządna kondensacja. Zaczęła też reżyserować patentami. Przestrzeń jest zawsze metaforą bałaganu. Jakiś bohater zawsze musi mieć wadę wymowy lub śmieszny tembr głosu. Postaci regularnie są ośmieszone kostiumem. Zniewolone przez gagi i dowcipasy. Ktoś w "Diamentach" sika do umywalki, ktoś inny ostrzega, że ma nieumytego penisa, więc lepiej nie kusić go seksem oralnym. Mówią kalekim językiem. Mają samoświadomość na poziomie pralki Frania albo dziesięcioletniego tostera. To akurat nie zarzut, tylko podkreślenie faktu, że Strzępka celowo obniża rangę postaci, zmieniając je w paradę antypatycznych debili. Nie chce, żeby ktokolwiek się z nimi identyfikował. Reżyserka inwestuje w chaos i brud na scenie, nieustanne zamieszanie, nadruchliwość, wzajemne przekrzykiwanie się bohaterów.

Wrocławskie "Dziady Ekshumacje" i "Śmierć podatnika!" miały charakter rozdętej do niemożliwości anarchicznej dziecinady. W odbiorze przeszkadzała mnogość celów ataku, sztubacka naiwność, że parodia i pastisz, obrażenie i obnażenie to wytrychy do każdych teatralnych drzwi. Jakoś nie mogę rozgryźć, dlaczego ich dwa najlepsze przedstawienia: "Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł" oraz "Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty. After Czechow", to realizacje wałbrzyskie. Bo tylko w mieście biedy i bezrobocia ich dezynwoltury trafiają na podatny grunt? Bo znaleźli tam dyrektora - partnera do rozmowy i aktorów, którzy bezbłędnie czytają ich intencje, rozumieją, po co to mówić ze sceny właśnie w tym a nie innym miejscu. A może chodzi po prostu o to, że spektakle z Szaniawskiego są najkrótsze i formuła teatralna zwyczajnie nie zdąży jeszcze widza ogłuszyć i wymęczyć.

W "Operze gospodarczej" w opolskim Teatrze Kochanowskiego Demirski i Strzępka, opowiadając jeszcze raz po Brechcie przygody pana Peachuma, Miki Majchra, Jenny i Polly, zajmują się polskimi akcjami społecznymi. Twierdzą, że tak zwana filantropia to tylko pic na wodę, przykrywki, megamedialne oszustwo. Zamiast indywidualnej dobroczynności i wspierania podejrzanych fundacji proponują zmuszenia władzy do idei państwa opiekuńczego. Idea to socjalistyczna, jak trzeba, ale lepiej chyba wypadająca pełnych pasji artykułach prasowych, a nawet programach politycznych. Zaprezentowana pośród przekleństw, obscen i koszarowych gagów jest tyle warta, co one. Boję się też, że przynajmniej połowa publiczności z ich antyfundacyjnej filipiki rozumie pewnie tylko tyle, że Dymna, Owsiak i Ochojska to cwaniaki i złodzieje, hieny cmentarne, sekciarze i wyzyskiwacze. Na Boga, poglądy poglądami, ale chyba nie ma powodu obrażać ludzi, którzy naprawdę chcą pomóc. Jednak zgodnie z linią "Krytyki Politycznej" Demirski i Strzępka uważają, że zbieranie pieniędzy na chore dzieci odwraca uwagę społeczeństwa od prawdziwej zmiany i prawdziwej walki. Oskarżenia elit o egocentryzm wcale nie przeszkadza twórcom łamać schematy tyczące stylu życia ludzi lewicy. Jak mówili "Wysokim obcasom": "Wcale nie emigrujemy. Kupujemy tylko mieszkanie w Berlinie, gdzie ceny są o jedną trzecią niższe od warszawskich. W dodatku z Berlina łatwiej niż z Warszawy dojechać do miast Dolnego Śląska, gdzie pracujemy." Jak się domyślam, cały Wałbrzych już cieszy się ich radością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji