Artykuły

Taneczny Big Brother i jogging z zawałem

- Ten teatr nie jest oparty na literackiej transpozycji, którą można tylko wesprzeć się jako inspiracją. Jeśli słowo nie istnieje jako naczelny komunikat, to przedstawienie rodzi się z intuicji i miłości do pewnych scenicznych rozwiązań - mówi choreograf LESZEK BZDYL przed premierą "Imponderabiliów" w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu.

Małgorzata Matuszewska: Dobrze, że w telewizji jest dużo programów z tańcem w roli głównej?

Leszek Bzdyl: To, co się dzieje w mediach, nie jest promocją tańca. Media wykorzystują taniec dla potrzeb dramaturgii konkursu. Dają widzom towar z małą ilością słów, mnóstwem muzyki, hałasu, światła. Ktoś na ekranie robi małpiarskie rzeczy, żeby wygrać konkurs. I to cofa nas na drodze, którą pokonaliśmy w latach 90., kiedy taniec stawał się sztuką sceniczną, przestrzenią teatru.

Co się wtedy stało?

- Uwolniono ciało, organizując tysiące warsztatów, na których ludzie poznawali rozmaite formy tańca. Dziś media to wykorzystują, tworząc widowiska na kształt tanecznego Big Brothera. Teatr, po zwycięstwie atrakcyjności reality show, musi poradzić sobie z tym, jak nie ulec medializacji życia.

Jak Pan ocenia dzisiejszą edukację sportową i ruchową w Polsce?

- Jestem absolutnym wrogiem tzw. wuefu w formie proponowanej przez szkołę. To kaleczenie ciała i zniechęcanie do jakiejkolwiek fizycznej aktywności. Dlatego proponuję taniec w wersji szlachetniejszej niż aerobik, ponieważ każę uczyć się pewnych rozwiązań. Jest to też pewnego rodzaju ucieczką od nieszczęścia towarzyszącego szkolnym zajęciom wychowania fizycznego. Pozwala tańczącym być ze swoim ciałem, nie na zasadzie zdobycia dobrej oceny za skok przez kozła.

Skok przez kozła na wuefie był zawsze cenioną umiejętnością.

- Naprawdę nie każdy musi umieć skoczyć przez kozła. Wykładam w Akademii Teatralnej i obserwują młodych adeptów sztuki aktorskiej, którzy chodzili wcześniej na wuef. Nie jest istotne, czy ktoś stanie na rękach, zrobi koziołka i uderzy o ziemię, ważna jest świadomość, że ma się plecy, ciało. Że w ciele jest cały wewnętrzny mechanizm, którym posługujemy się na scenie.

Jak więc uczyć dzieci aktywności ruchowej?

- Rodzice zapisując swoje dzieci na takie zajęcia, powinni kontrolować, co się tam dzieje. Pytać dziecko, czy po ćwiczeniach czuje ból. Ból to informacja, że coś jest nie tak. Po zajęciach ruchowych ciało powinno być tylko pobudzone do aktywności, nie umęczone i kontuzjowane. Trzeba bardzo kontrolować naszych trenerów sportowych. Typowa polska myśl szkoleniowa to: umęczyć zawodnika, żeby zyskać szybki efekt, a nie wspierać indywidualny rozwój osoby. W treningu aktorskim czy tanecznym często chodzi o wyczyn, a nie prawidłowo zbudowaną świadomość ciała, czyli instrumentu. Kiedy stał się modny jogging, wszyscy ruszyli zza biurek biegać, likwidując łękotki i doprowadzając serca do zawału.

Nie ocenia Pan studentów?

- Pracując ze studentami nie ścigamy się o ocenę. Uświadamiam im, że mają być gotowi do podjęcia scenicznych zadań, uwrażliwieni na prowadzenie dialogu. Znając swoje ciało, taniec mogą "urodzić" w sekundę. Nie chodzi o to, żeby wykonać kilka pas. I o to chodzi w "Imponderabiliach". Tancerze mogą zrobić na scenie wszystko, są sprawni, mają mnóstwo energii. Ale najważniejsze są momenty, w których jest mało ruchu, a trzeba wytrzymać bycie na scenie, umieć zedrzeć z twarzy maskę lęku, trochę się obnażyć, pozwolić sobie być lekko żenującym, nieatrakcyjnym. Za chwilę staną się obiektami godnymi pożądania, bo są żywymi ludźmi.

Co znaczy tytuł "Imponderabilia"?

- Zostawiłbym to pytanie Jackowi Gęburze, który jest założycielem grupy tanecznej we wrocławskim Teatrze Capitol. Tytuł pewnie będzie kłopotliwy nawet w wypowiadaniu go przy kasie biletowej. Ale może nabrać rozmaitych znaczeń.

O czym jest spektakl?

- To opowieść o rzeczach podstawowych, istotnych, poszukiwaniach komunikacji scenicznej. Tytuł tworzy pewne zamieszanie, które sprawia, że spektakl można oglądać bez zamysłu. Ten teatr nie jest oparty na literackiej transpozycji, którą można tylko wesprzeć się jako inspiracją. Jeśli słowo nie istnieje jako naczelny komunikat, to przedstawienie rodzi się z intuicji i miłości do pewnych scenicznych rozwiązań.

Fabułę każdy sobie dopowie?

- Są już jakieś tropy, podstawowy to podróż. Widzowie nie siedzą, oglądając spektakl, tylko chodzą. Podróż polega na tym, że wchodzimy w pewne zamknięte światy, które nie do końca dopowiadają sens. Na dużej scenie tancerze spotykają się po realizacji mikroopowieści w małych salach. Lądują w większej przestrzeni, zderzają ze sobą, z widzami i ich oczekiwaniami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji