Artykuły

Lubię chodzić po przekątnej

- W życiu musisz emocje powściągać, ukrywać, a na scenie wręcz przeciwnie i to jest niesamowite w aktorstwie, to mnie ekscytuje. Scena usprawiedliwia wiele wybuchów i dziwnych zachowań - wyznaje AGNIESZKA WOSIŃSKA, aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Pasją Agnieszki Wosińskiej jest teatr. Wiele mu zawdzięcza i wiele gotowa jest dla niego poświęcić. W nowym spektaklu Krystiana Lupy "Niedokończony utwór na aktora..." gra aktorkę, która gra aktorkę... Na scenie wypowiada kwestię: "Dziwnie jest grać aktorkę. Myślę, że powinnam jakoś zasygnalizować, że to jest aktorka". Reżyser "Wystarczy, że będziesz sobą". "Ale co znaczy sobą? Co znaczy być sobą, aktorką? Czy w ogóle jest coś takiego?!". Poprosiliśmy, by spróbowała odpowiedzieć na to pytanie.

Kiedy umawiałyśmy się na wywiad, zaśmiała się zaskoczona zbiegiem okoliczności. Od kilku miesięcy rekwizytem podczas prób w przedstawieniu było spreparowane kolorowe czasopismo z wywiadem z nią i jej zdjęciem na okładce. I nagle wszystko zaczyna się dziać naprawdę. Fikcja wymyka się ze sceny i zmienia w rzeczywistość. Agnieszka Wosińska w "Zwierciadle".

Widzę osobę niezwykle delikatną, kobiecą, filigranową, taką koronkową. Siedzi cichutko, jakby chciała, żeby nikt nie zwracał na nią uwagi, wolałaby pewnie być niewidzialna. To jesteś ty. Zupełnie nie umiem wyobrazić sobie, że potrafisz być drapieżna, głośna, tupnąć nogą, zasiać grozę...

- Może właśnie dlatego zostałam aktorką. Z potrzeby. Byłam bardzo nieśmiałą dziewczynką. Intuicyjnie szukałam czegoś, co pomoże mi tę nieśmiałość przezwyciężyć. Szukałam sposobu na wyrażanie siebie, ponieważ zawsze miałam z tym trudność w życiu prywatnym. Chciałam się tego nauczyć, wyjść z cienia. Znalazłam aktorstwo. To był mój wentyl, mój ratunek.

Kiedy wychodzisz na scenę, to zadajesz sobie jakiś gwałt?

- Nie, absolutnie. Mam z tego przyjemność, ja to lubię. Jest mi miło, że ludzie mnie oglądają i słuchają, i odbierają mnie, tak jak odbierają. Czerpię jakąś siłę ze świadomości tego. Elektryzuje mnie kontakt z publicznością, żywa energia, jaką sobie przekazujemy. Właśnie to w teatrze pociąga mnie najbardziej. Oczywiście z wyjściem na scenę wiąże się też stres, ale on jest potrzebny, działa pozytywnie, mobilizująco.

Potrzebujesz akceptacji ze strony widowni?

- Jak czujesz, że się nie przebijasz do ludzi, zaczynasz się strasznie starać, a to czasami bywa zdradliwe. Ja już mam trochę doświadczenia na scenie, więc umiem się w tym poskramiać.

Są też cudowne chwile, kiedy czuję, że publiczność jest ze mną, czujemy się jak jeden organizm. To coś na granicy euforii. Myślę, że w kontakcie z widzami wiele zależy od nas, aktorów. Jak umiemy się porozumieć, to fajne rzeczy się zdarzają, w powietrzu fruwają...

Nie od razu dostałaś się do szkoły aktorskiej. Dlaczego?

- Poległam na teorii, nie miałam czasu dobrze się przygotować. Na te egzaminy poszłam jakoś tak z marszu. Nie wierzyłam w siebie. Odpuściłam sobie, bo uważałam, że to niemożliwe, żeby mi się udało. No i nie udało się. Bardzo się tego egzaminu do dzisiaj wstydzę, nie przeczytałam podstawowych lektur, to była masakra.

Poszłaś do pracy?

- Na studia nie zdałam, za mąż się nie wybierałam. Nie miałam na siebie pomysłu, wiedziałam tylko, że chcę pracować w teatrze. Ten świat nie był mi obcy. Zdarzało mi się bywać na planach filmowych. Mój ojciec całe życie pracował w produkcji filmowej. Jest dźwiękowcem. Teraz już na emeryturze, ale czasem jeszcze coś robi, na przykład ostatnio współpracował przy "Pręgach" Magdaleny Piekorz. Mama zaczęła mnie wcześnie zabierać do teatru i chyba wtedy połknęłam bakcyla. Nie chodziło mi o atmosferę teatralną, tylko konkretnie o występy. Już wtedy, będąc małą dziewczynką, zazdrościłam aktorom, że stoją na scenie. Kiedy oblałam egzaminy, byłam gotowa robić wszystko, nawet sprzedawać bilety, byleby tylko być w teatrze. Ponieważ jestem muzykalna i mam dobry słuch, trafiłam do kabiny akustycznej. Przez rok pracowałam w teatrze jako akustyk. Potem znów szturmowałam szkołę aktorską.

Czym przekonałaś komisję egzaminacyjną?

- Uwodzeniem. Widocznie wyczuli tę moją niepewność, nieśmiałość i sztywność. Zwykle dają zadanie w kontrze do tego, co zobaczą. Jak widzą mimozę, to każą jej przeobrazić się w zołzę, w ten sposób sprawdzają elastyczność. Ja przygotowałam sobie monolog z "Fedry" Racine'a, taki bardzo dramatyczny, wzniosły, z wielkim ładunkiem emocjonalnym, więc poproszono mnie, bym zeszła na ziemię, kusiła i uwodziła.

Skończyłaś szkołę i dostałaś rolę, o jakiej marzą wszystkie aktorki.

- Byłam Ofelią. To rzeczywiście pragnienie wielu aktorek ze względu na efektowne sceny obłędu, ale ja nie budowałam tej postaci od początku. Dostałam zastępstwo, wskoczyłam w coś, co kto inny wypracował, i zostałam w tym dziewięć lat. Zabawne, miałam 32 lata, gdy przestałam grać Ofelię. To nie była moja ulubiona postać.

Może nie odpowiadała ci rola ofiary?

- Ja jako ofiara czuję się bardzo dobrze! (śmiech). Lubię sobie porozpaczać, dać upust swoim smutkom i bólom. Gdy jest taka możliwość na scenie, oj, jak ja to lubię. W życiu musisz emocje powściągać, ukrywać, a na scenie wręcz przeciwnie i to jest niesamowite w aktorstwie, to mnie ekscytuje. Scena usprawiedliwia wiele wybuchów i dziwnych zachowań. Muszę się przyznać, że pod płaszczykiem tej Ofelii nieraz z całego serca szczerze rozpaczałam. A potem schodziłam ze sceny jakaś oczyszczona, uspokojona. W garderobie otrząsałam się ze wszystkiego, zmywałam makijaż, zdejmowałam kostium, znów wchodziłam w swoją skórę.

Spektakl zamiast psychoterapii?

- Ewidentnie. Dla mnie tak, na pewno.

- Czy są role, z których nie da się łatwo otrząsnąć?

- Bywają, ale to, o czym mówisz, dzieje się bardziej na etapie pracy nad rolą niż podczas spektaklu. Taka była moja rola w "Pamięci wody". Bardzo ją przeżyłam. Naczekałam się na nią, ale też do niej dorosłam. Wcześniej grałam niewielkie rólki. Potrzebowałam się sprawdzić, a jednocześnie bałam się. Czułam strach przed próbowaniem, że coś wyjdzie źle. A czasem trzeba pójść w złym kierunku, żeby się dowiedzieć, że on jest zły. To bywa potrzebne, ja jednak chciałam od razu dobrze. Reżyserka Agnieszka Glińska bardzo mi pomogła. Poza tym było coś w samej sztuce, co korespondowało z moimi przeżyciami, sięgało aż do podświadomości. W spektaklu w domu zmarłej matki spotykają się trzy siostry i ta grana przeze mnie konfrontuje się z całym swoim życiem. Jak wiele kobiet miała trudną relację z matką. Czułam, że budując tę postać, sięgam do własnych doświadczeń, odżywiam ją własnym życiem.

Jaki masz kontakt ze swoją mamą?

- Trudny. Sama mnie wychowywała, bez ojca. Rodzice się rozeszli, jak miałam cztery lata. To nie znaczy, że byłam dzieckiem bez ojca. Miałam z nim kontakt, ale tak naprawdę byłam związana z mamą. Wkraczając w dorosłe życie, zaczęłam odczuwać, że się trochę różnię od tych ludzi, którzy wzrastali w pełnej rodzinie. Miałam kłopoty z wchodzeniem w relacje z ludźmi. Jako nastolatka nie przeżywałam tak zwanego okresu buntu, zaczęłam go przeżywać dopiero w dorosłym życiu. Jakoś tak z opóźnieniem. Bo moja mama była jednocześnie i silna, i słaba - taki kapral, który ma miękki brzuch i serce gołębie. Robiła, co mogła, starała się, ale popełniała też błędy.

Za rolę w "Pamięci wody" dostałaś prestiżową nagrodę Feliksa, a recenzent "Gazety Wyborczej" Roman Pawłowski oficjalnie ogłosił, że jesteś gwiazdą, i przepraszał cię za to, że cię nie doceniał.

- Istotnie. Wcześniej wytykał mi, że na scenie jestem czymś w rodzaju wieszaka na ubrania. W recenzjach skupiał się na opisywaniu kostiumów, jakie noszę. Sugerował, że tylko do tego się nadaję.

Był jakiś kostium, w którym czułaś się szczególnie głupio?

- Dziwaczny kostium miałam w "Ptaszku zielonopiórym" Carla Gozziego. Piotr Cieplak obsadził mnie w roli Królowej. Byłam Murzynką, która została spalona i po spaleniu stała się biała. Zostałam pochowana pod rurą od zlewu. Miałam kostium, którego główną część stanowiła peruka - włosy do ziemi, zmieszane z pakułami, strasznie to było długie. Ubrana byłam w zwiewną sukienkę, trochę jakby ślubną. I owinięta rurami, co mi bardzo ograniczało ruchy.

Moja niewielka rólka polegała na przechodzeniu co jakiś czas przez scenę i lamentowaniu: "Ruro, mój grobie, czemu, mnie więzisz w płaczu i żałobie". Aż pewnego razu coś mi się nogi poplątały i... ryms,. Nie mogłam wstać o własnych siłach. Kolega sprzątnął mnie ze sceny, wlokąc za ręce.

Jakbyś miała się rozebrać na scenie do naga, to byłby dla ciebie problem?

- Teraz się akurat rozbieram, w przedstawieniu Krystiana Lupy. Z tym że moja nagość jest dyskretna, ukryta w ciemności, to raczej takie mignięcie. Bardziej chodzi o świadomość widza, że stoi przed nim nagi człowiek, niż o to, by widz mi się dokładnie przyglądał. No ale gdybym tak musiała stać w blasku jupiterów, to nie byłoby dla mnie łatwe. Tak, nagość jest dla mnie barierą, którą muszę pokonać. Bardziej obnaża mnie psychicznie niż fizycznie.

Skoro nagość stała się sztuką, to co jest dla ciebie intymnością?

- Chyba najbardziej moje lęki. To, co chcę ukryć przed innymi. Zaczynam sobie uświadamiać ich coraz więcej. Myślę, że to dobrze...

Jakie lęki?

- Nie powiem.

Na przykład, że czas płynie, że robisz się coraz starsza?

- To ja już mam oswojone. Jako aktorka nie starzeję się, tylko zmieniam. Aktorka do końca może być wspaniała i atrakcyjna. Patrzę z podziwem na wiele starszych koleżanek. Moja kochana profesor ze szkoły teatralnej Ryszarda Hanin stanowiła tego najlepszy przykład. Mieliśmy wrażenie, że ona jest młodsza od nas, a już była starszą panią i to schorowaną. Miała w sobie więcej żywotności, radości życia niż my wszyscy razem wzięci. Ten zawód pozwala być czynnym mimo dojrzałego wieku, i to jest wspaniale. Jeśli tylko zdrowie pozwala, to możesz być aktorem, dopóki ruszasz rękami i nogami. Teraz w spektaklu mam okazję podziwiać Maję Komorowską, jak tańczy flamenco. Jest w doskonałej formie. Dlatego nie boję się czasu. Przestaje mieć znaczenie, że przybyło mi parę zmarszczek mimicznych. Bardziej się tym przejmuję prywatnie.

Boisz się zegara biologicznego, tego, że już czas mieć męża i dziecko i że oddając się własnej pasji, łatwo coś w życiu przegapić?

- Chciałabym mieć dziecko, ale nie za wszelką cenę. To znaczy, dla mnie dziecko jest owocem miłości, efektem związku. Taka jest kolej rzeczy, że najpierw trzeba znaleźć tę swoją połówkę.

Gdybyś spotkała taką miłość, byłabyś w stanie wszystko poświęcić?

- Wydawało mi się, że spotkałam.

I co?

- I nic. On wyjechał daleko, aż na inny kontynent. Zdecydował się tam zostać. Szkoda. Zanim go spotkałam, nie wierzyłam, że tacy ludzie w ogóle istnieją.

Nie pojechałaś do niego?

- Nie.

Dlaczego?

- Bo mnie o to nie poprosił.

Jesteś teraz sama?

- Czasem sama, czasem nie. Mam przyjaciół. Kiedy któremuś z nas jest źle, spotykamy się, rozmawiamy, dajemy sobie oparcie.

Kogo grasz w nowym przedstawieniu?

- Gram aktorkę, to taka postać przybłąkana, przewija się przez całą sztukę. Jej największym marzeniem jest zagrać Sonię w "Wujaszku Wani" Czechowa, ale nie dostaje tej roli, bo Sonia była brzydka, a ona nie jest.

Tobie zdarzyło się słyszeć, że nie pasujesz do jakiejś roli?

- Aktorka często słyszy, że jest za stara, za młoda, za chuda, za gruba, za niska albo za wysoka. W teatrze chodzi o to, by umieć w swoją postać wlać innych, stawać się, na tym polega cała sztuka kreacji. Tymczasem w filmach i serialach idzie się teraz na łatwiznę. Castingi mają wyłonić kogoś, kto pasuje jak ulał do opisu w scenariuszu, musi tak i tak wyglądać, mieć tyle i tyle lat i uosabiać ściśle określony typ. Mnie to nie pociąga, dlatego wolę teatr.

A jednak zdecydowałaś się na rolę w "Klanie".

- O, wtedy, sześć lat temu, to była bardzo odważna decyzja. Ryzykowałam, że udział w popularnym serialu zamknie mi drogę w teatrze. Ale akurat w tym czasie nie miałam innych propozycji, no i musiałam z czegoś żyć. Zdecydowałam się. Teraz wiem, że to nie był błąd. Dziś problem polega na zgraniu terminów i znalezieniu na wszystko czasu. A ponieważ gram tam zakonnicę i ten kostium bardzo mnie zmienia, nie mam kłopotów z serialową popularnością, rzadko kto rozpoznaje mnie na ulicy.

Wystąpiłabyś w reklamie odkurzaczy?

- No nie. Gdzieś tam sobie wyznaczam granicę dobrego smaku.

Jak to jest być aktorką Krystiana Lupy?

- Jestem zmęczona tym Lupą (śmiech), wyciska mnie jak cytrynę. Bardzo dużo wymaga. Ale jak czujesz, że masz coś do powiedzenia, i jak ktoś taki jak Krystian Lupa dojrzał w tobie coś, co jest dla niego interesujące, i próbuje to wydobyć, to daje poczucie wielkiej siły. On w swoim teatrze poszukuje prawdy, a prawda bywa ryzykowna, wymaga odwagi. Lupa zaprasza aktorów do podjęcia tego ryzyka. Niezwykły komfort pracy z nim polega na wspólnym procesie twórczym. On bardzo czerpie z aktora. Obserwuje i czerpie. Nie narzuca wiele, stara się nie gwałcić, raczej proponuje. Otwarty na ludzi, on ich widzi i czuje. Podziwiam jego styl pracy z aktorami, dialog, jaki z nimi prowadzi podczas prób. Zostawia każdemu miejsce na to, by mógł dodać coś od siebie. Lupa jest wyjątkowy. Jest mistrzem ceremonii.

Jakiś fragment tekstu z przedstawienia?

- Tak, na przykład ten: "W moim pokoju mam zdjęcie. Aktorzy na pustej scenie patrzą w nieistniejący pejzaż. Są zagubieni. Nie tyle zagubieni, co zdezorientowani. Z byle powodu tracą głowę. Można im wszystko wmówić. To właśnie lubię. Ludzi, którzy chodzą z miejsca na miejsce po przekątnej. Przepływają rzekę, przechodzą z jednego wieku w drugi. Nie stąpają w czasie rzeczywistym".

To właśnie lubisz?

- Tak. To i... gorącą czekoladę Wedla (śmiech).

Agnieszka Wosińska ma 36 lat. Jest warszawianką i choć to dziś nie w modzie, podkreśla, że kocha swoje miasto. Skończyła warszawską Akademię Teatralną. Od 1993 roku pracuje w Teatrze Dramatycznym. W 1997 roku na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu zdobyła nagrodę specjalną za piosenkę Pawła Mykietyna do tekstu Mirona Białoszewskiego "Ballada z makaty". W 2002 roku dostała prestiżową nagrodę Feliksa za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą w "Pamięci wody", w reżyserii Agnieszki Glińskiej.

Na zdjęciu: z Piotrem Bajorem w "Pamięci wody"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji