Artykuły

On zagra Papieża!

- Przychodzę na plan, mówię "Dzień dobry", a w odpowiedzi słyszę "Szczęść Boże". I nie jest to żart. Widocznie ludziom wydaje się, że część świętości bohatera filmu promieniuje na aktora - PIOTR ADAMCZYK opowiada o swojej tytułowej roli w filmie "Karol - historia człowieka, który został Papieżem".

On zagra Papieża! O tę rolę walczył sam Jude Law, ale dostał ją polski aktor Piotr Adamczyk [na zdjęciu]. Był już Chopinem, teraz we włoskim filmie "Karol - historia człowieka, który został Papieżem" zagra młodego Karola Wojtyłę. Już teraz, gdy przychodzi na plan i mówi "Dzień dobry", w odpowiedzi słyszy "Szczęść Boże". Takim doświadczeniem niewielu aktorów może się pochwalić.

Emocje? Ogromne. Sukces? Na pewno. Kariera międzynarodowa? Trudno o lepszy start. Już dziś filmowym Janem Pawłem II interesują się wszystkie włoskie dzienniki. Co na to Piotr? Mówi, że tak bardzo marzył o tej roli, że nie mógł jej nie dostać.

GALA: Rola Papieża spadła ci... z nieba.

PIOTR ADAMCZYK: Po Chopinie nie mogłem przypuszczać, że trafi mi się rola bohatera jeszcze ważniejszego dla Polaków. To wielka sprawa, międzynarodowa produkcja, spełnienie marzeń. Ale nie tylko. Jan Paweł II był idolem mojego nieżyjącego dziadka, który po 16 października 1978 roku nie opuścił żadnej transmisji z Watykanu. Kiedy tylko Papież pojawiał się w telewizji, dziadziuś wołał mnie, odciągał od zabawy, żebym razem z nim oglądał. Niewiele z tego rozumiałem, ale dźwięk mowy papieskiej z głośno nastawionego dziadkowego telewizora jest dla mnie jednym z ważniejszych wspomnień z dzieciństwa. Zresztą dla wielu osób Papież to święty! Na pewno nie uda mi się zadowolić wszystkich, na pewno będę potwornie krytykowany, ale co tam, mam nie skakać do tego basenu? Skoczę! Na główkę!

GALA: Grasz postać absolutnie wyjątkową. Odczuwasz to również na planie?

P.A.: Atmosfera jest niezwykła. Przychodzę na plan, mówię "Dzień dobry", a w odpowiedzi słyszę "Szczęść Boże". I nie jest to żart. Widocznie ludziom wydaje się, że część świętości bohatera filmu promieniuje na aktora. Poza tym ten film jest ogromnym przedsięwzięciem, w którym biorą udział setki statystów. Czuję, że powstaje duże kino. To nie lada odpowiedzialność dla mnie, bo kiedy 650 statystów idzie w deszczu, a ja na pierwszym planie pomylę tekst, trzeba wszystko powtarzać.

GALA: Dlaczego właśnie ty grasz Ojca Świętego? Jak dostałeś tę rolę?

P.A.: Już wcześniej docierały do mnie informacje, że planowana jest taka produkcja. Aż tu pewnego dnia odbieram telefon: "Panie Piotrusiu, przyjechał reżyser włoski, zna pana, chciałby się spotkać". Szkopuł w tym, że ja nie znam żadnego włoskiego reżysera! Dzwonię do koleżanki z Rzymu, pytam, czy jak się ostatnio widzieliśmy, przedstawiała mnie jakiemuś reżyserowi, ale nie. Podczas spotkania byłem bardzo zdenerwowany, wciąż się czerwieniłem, tak reaguję na stres. Byłem przekonany, że to mnie dyskwalifikuje: co ze mnie za aktor, skoro nie potrafię zapanować nad emocjami! A potem kupiłem książkę Gianfranco Svidercoschiego, według której powstał scenariusz, i przeczytałem, że Karol Wojtyła jako młody chłopak często się rumienił. Pomyślałem, że może nie wszystko stracone. Potem przyszło zaproszenie na zdjęcia próbne, w ciągu czterech dni miałem przygotować cztery sceny po angielsku. W Rzymie czekał Fabrizio Sforza, charakteryzator przy takich filmach jak Angielski pacjent, Ojciec chrzestny, Ostatni cesarz. Zmniejszył mi usta, nieznacznie zmienił fryzurę, kilkoma dotknięciami pędzla sprawił, że nie poznałem się w lustrze.

GALA: Zobaczyłeś młodego Karola Wojtyłę?

P.A.: Zobaczyłem nieco przerażonego aktora, którego czeka trudny egzamin. Nie lubię zdjęć próbnych - aktor stara się udowodnić, że jest dobry, mniej dba o to, żeby scena wypadła przekonująco. Tym razem było inaczej: od początku odczuwałem wyjątkowe porozumienie z reżyserem, skupienie całej ekipy. Włącznie z kierowcą, który po zdjęciach poklepał mnie po plecach i stwierdził: "Attore perfetto".

GALA: A reżyser?

P.A.: Czułem, że jest zadowolony, ale nie chciał się niczym zdradzić. Jak w Hollywood: "Odezwiemy się do pana". Po powrocie do kraju nagrywałem Wniebowstąpienie dla Teatru Telewizji w hali w Ursusie. Któregoś dnia, kiedy wróciłem o piątej nad ranem po nocnych zdjęciach, ledwo patrząc na oczy, znalazłem w skrzynce mailowej wiadomość, że jestem oficjalnie "zaproszony do projektu". W takich chwilach sen przestaje być ważny. Zadzwoniłem do Krzysztofa Kowalewskiego - wiedziałem, że jeszcze nie śpi - żeby podzielić się...

GALA: ...szaloną radością?

P.A.: Ta radość rozłożyła się w czasie - tak bardzo marzyłem, żeby zagrać w tym filmie, że właściwie - spodziewałem się tej decyzji. Ale wraz z wiadomością dotarło do mnie, jak ważna jest to rola, poczułem ciężar niezwykłej odpowiedzialności. Wiedziałem, co mnie czeka - namiastkę tego miałem już wcześniej, kiedy informacja o tym, że mam szansę zagrać Papieża, przedostała się do prasy. W ciągu paru godzin pojawiły się w internecie setki głosów - przychylnych, ale i bardzo krytycznych. Niektórzy nie mogli pogodzić się z tym, że aktor kojarzony z rolami komediowymi czy z czarnym charakterem miałby zagrać największego Polaka. Jakiś widz Na dobre i na złe napisał, że to niedopuszczalne, by ktoś, kto truje ludzi, miał się wcielić w Papieża.

GALA: Co uderzyło cię najbardziej, kiedy przygotowywałeś się do tej roli?

P.A.: Większość anegdot o Papieżu bazuje na kontraście wielkości i zwykłości: wyjątkowy człowiek, a schylił się, bo komuś w tłumie upadła chusteczka. Ale najbardziej uderza jego dobroć: kiedy chodził po kolędzie, wracał na plebanię z pustymi rękami, bo to, co zebrał na Kościół, oddawał biednym.

GALA: Tak naprawdę dobro jest mało filmowe...

P.A.: Jest dość przewidywalne i przez to niezbyt ciekawe. Lubię grać czarne charaktery, dla aktora to bardzo efektowne. Swego czasu w spektaklu Teatru Telewizji grałem świętego Antoniego. To doświadczenie nauczyło mnie, że przy wcielaniu się w nieskazitelną postać pomaga skupienie się na jej wątpliwościach i na słabościach, które musi przezwyciężyć.

GALA: Próbowałeś przejąć gesty, spojrzenia Papieża?

P.A.: Nie chcę wpaść w pułapkę naśladowania Ojca Świętego. Zależy mi raczej na tym, by oddać wewnętrzne cechy Karola Wojtyły - jego przekonania, charyzmę, siłę spokoju, skromność, jego wpływ na ludzi. Mam przyjaciół księży, z którymi się spotykałem, rozmawiałem. Obserwowałem ich zachowania, jak komentują na przykład mecz piłki nożnej. Próbowałem nasiąknąć określonym systemem wartości, sposobem widzenia świata. Bo myślę, że sposób, w jaki klasyfikujemy sobie świat, ma wpływ na nasze zewnętrzne zachowania.

GALA: Miałeś też okazję spotkać się z Ojcem Świętym.

P.A.: Pierwszy raz w 1979 roku, podczas jego pierwszej pielgrzymki do Polski, byłem z mamą na trasie przejazdu. Miałem 7 lat, przecisnąłem się przez szpaler ludzi, pod kordonem milicji, żeby tylko być jak najbliżej Papieża. Byłem pewien, że uśmiechnął się specjalnie do mnie, że mi pobłogosławił. Żyłem tym wydarzeniem przez kilka miesięcy, wszystkim o tym opowiadałem. Czułem się wybrany. Osobiście spotkałem Ojca Świętego rok temu, kiedy wraz z innymi artystami czytałem jego poezję w Watykanie. Właśnie kiedy skończyłem mówić jeden wiersz i miałem zacząć kolejny, otworzyły się drzwi i 8-tysięczny tłum zaczął skandować: "Niech żyje Papież!". Zrobił się niesamowity rwetes: tu chór dziecięcy, tu górale, tu jakaś śpiewaczka z arią operową... A na to wszystko ja z bijącym sercem, próbujący przebić się z poezją. Potem mieliśmy okazję podejść do Papieża, przywitać się z nim. Byłem tak wzruszony, że nie udało mi się wydusić z siebie słowa. Ostatnie spotkanie miało miejsce we wrześniu. Zostałem przedstawiony Ojcu Świętemu w związku z moją rolą. Emocje nie do opisania, poczułem się dużo lżejszy. Szczegóły wolałbym zachować dla siebie - to tak osobiste doświadczenie, że nie wypada za wiele o nim mówić.

GALA: Grasz w serialach, rozstałeś się z teatrem, robisz międzynarodową karierę, wyremontowałeś mieszkanie. Dużo zmian. Również w życiu prywatnym.

P.A.: Zawsze unikałem w wywiadach tematów prywatnych, taką mam zasadę. Raz ją złamałem i sparzyłem się: skróty, tytuł, wyeksponowanie pewnych wątków, wypaczyły sens moich słów. Ja rozumiem, że czytelnicy interesują się tym, co robimy w wolnym czasie, czasem o tym opowiadam. Ale nie mam historii, że zostałem przyłapany w samochodzie z prostytutką albo na kradzieży w supermarkecie. Zamiast historiami z życia prywatnego wolałbym zaskakiwać rolami, zagrać coś na przekór warunkom. Wszyscy niestety mamy skłonność do szufladkowania: jak dziennikarka, to wścibska i szuja, jak ktoś zagrał w sitcomie, to aktor komediowy. Mam nadzieję, że - skoro już nie mam szans uniknąć zaszufladkowania - znajdę się w wielu szufladkach. Żeby oddać Papieżowi, co papieskie, a cesarzowi, co cesarskie.

GALA: A wracając do prywatności...

P.A.: Moje życie prywatne dzieje się teraz na planie, nauczyłem się spędzać je w pracy. To moja pasja, co nie znaczy, że chciałbym poświęcić dla niej marzenia związane z rodziną.

GALA: Czyli są takie marzenia?

P.A.: A kto ich nie ma? Z jedną rzeczą nie umiałbym sobie poradzić - z życiem w celibacie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji