Artykuły

Uczta szyderców

"Słoneczni chłopcy" w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Barbara Hirsz w Trybunie.

Wpisując samograj Neila Simona w teatralną konwencję określaną jako uczta szyderców Maciej Wojtyszko odrzuca broadwayowską tradycję i całą wiedzę o kulisach powstania utworu. A Zbigniew Zapasiewicz i Franciszek Pieczka zamieniają tę bulwarówkę w ucztę śmiechu i wzruszeń.

Opowiadają "końcówkę" dwóch starych showmanów, których życie niegdyś pełne sławy nadaje się już tylko do telewizyjnych retro wspomnień. Tytułowi "słoneczni chłopcy", komicy od lat skłóceni i wypominający sobie wady, są tak samo złośliwi i uparci, I obaj są zagubieni w tej ostatniej lekcji życia dla starszych i zaawansowanych.

Żeby zrozumieć sarkastyczny podtekst tego zabawnego konfliktu zużytych gwiazd varietes trzeba przywołać szerszy kontekst. Mianowicie topos błazna zawierający różne znaczenia, raz ludyczne, raz tragiczne, i różne odcienie, raz śmieszne, raz groźne. Opowiadający ludzką kondycję jako komedię naznaczoną cierpieniem, zakończoną ostateczną przegraną jednostki.

I z tej perspektywy można spojrzeć na Williego Clarka i Ala Lewisa w Powszechnym. Jako na dwóch klownów, którzy grube dowcipy i grube gesty łączą z determinacją przetrwania, gdy życie leci już z górki. Bohater Zapasiewicza choć boryka się z filiżanką herbaty, lubieżnie podszczypuje pielęgniarkę. I prawie że nie pęka pod naporem zgryźliwego humoru zapełniając pustkę starości galopadą konceptów pełnych wściekłości i resentymentu.

Za to od Pieczki promieniuje ciepło. Ten specjalista od rozmaitych odmieńców tym razem portretuje komika i prześmiewcę, który w życiu prywatnym właśnie tego nie posiada. Jego bohater okazuje się upierdliwym nudziarzem obstającym przy nawyczkach z przeszłości. Ale potrafi prosto z serca mówić o smutku przemijania.

Radość oglądania Zapasiewicza razem z Pieczką narasta z każdym artystycznym gestem, kiedy się widzi jak pierwszy dosypuje do roli siarki i saletry, aż jego bohater dostanie zawału serca; a drugi tak cyzeluje piernik, że każdego by szlag trafił. W poincie spektaklu, gdy obaj siedzą naprzeciw siebie kłócąc się o to, co minione, są niczym odwieczna.para, która wspomaga się i zadręcza, i która ma przed sobą tyle życia, dopóki jest zdolna mówić, wyrzucać z siebie słowa, swary, złośliwości.

Wyrozumska obserwując agon dwóch szyderców zaśmiewała się ze sztuki o tym, że w końcu wszystkim ludziom przytrafia się to samo. Jak w jej aforyzmie: "Przebrała się miarka! - krzyknął pieprz do angielskiego ziarnka w drodze z łyżki do garnka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji