Artykuły

To gra, czy gra w grę?

Kto wie, ilu nowych przyjaciół teatru narodziło się podczas tego spektaklu? - o "Maszynie do grania albo Wszystko jest możliwe" w reż. Remigiusza Cabana w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie pisze Barbara Skrok z Nowej Siły Krytycznej.

"Primum non nudziare" - "po pierwsze nie zanudzać" - ta sparafrazowania zasada Hipokratesa przyświecała twórcom przedstawienia "Maszyna do grania albo Wszystko jest możliwe". Reżyser (Remigiusz Caban) za cel postawił sobie przybliżenie reguł gry, po to, by młodzież mogła lepiej bawić się w teatrze i więcej rozumiała z tego, co dzieje się na scenie.

Spektakl ten jest częścią większej całości, która wchodzi w skład Teatralnego Serialu. Poprzez krótkie, przejrzyste i jednoaktowe komedie młodzi widzowie podświadomie zdobywają wiedzę (w tym odcinku dotyczącą stwarzania widowiska teatralnego). Przedstawienie nie tylko uzupełnia stan wiedzy o świecie teatru, może także zaszczepić teatralnego bakcyla.

W świat aktorów zostajemy wciągnięci z zaskoczenia. Nie dostajemy żadnych ostrzegawczych znaków, że przedstawienie zaraz się zacznie. Nie gasną światła na widowni, kurtyna od początku jest podniesiona. Na scenę wbiegają ludzie wykonujący zawód aktora. W sposób naturalny i bardzo wiarygodny wykonują polecenia reżysera. Raz grają, a raz udają, że grają. Przygotowują się do zadania aktorskiego. Mają za zadanie zagrać kurtynę. Niemożliwe? A jednak.

Kurtyna. Gong (pamiętajcie - GONG jest bardzo ważny). Akcja. Jesteś. Jesteś na scenie. Istniejesz. Ograj swój kostium. Stwórz w monologu drugiego człowieka. Ograj miejsce - plener, wnętrze lub coś innego. To przepis na kreatywne powstanie spektaklu. Na połączenie pomysłów aktorów i założeń reżysera. Przecież te dwie jednostki nie istnieją oddzielnie. Są od siebie zależne, współistnieją i uzupełniają się. W ten oto sposób dowiadujemy się nie tylko o właściwych relacjach pomiędzy aranżerem spektaklu a odtwórcą roli, lecz także uzyskujemy informację o tym, czym jest kurtyna. Każdy przeciętny widz określiłby ją mianem zasłony oddzielającej scenę od widowni. Tymczasem okazuje się coś zgoła innego. Kurtyna daje widzom wolność oglądania. W momencie, gdy kotara "idzie w górę" publiczność zostaje uwolniona z moralnej odpowiedzialności. Na scenie można kogoś zamordować, a odbiorca nie będzie miał wyrzutów sumienia, że nie pomógł poszkodowanemu.

Przyglądając się pracy aktorów, widz czuje wyjątkowość sytuacji. Ma wrażenie, że bierze udział w czymś nadzwyczajnym. Przecież obserwowanie tworzenia spektaklu jest czymś nieprawdopodobnym! Przy tym podglądacz nie może oprzeć się wrażeniu, że aktorzy nie wiedzą o istnieniu publiczności. Artyści wyobrażają sobie widzów. Śmieją się z mężczyzny, który czeka aż zgaśnie światło, by położyć rękę na kolanie koleżanki, śmieją się z recenzenta, który na pewno znowu ich "obsmaruje". Odbiorca zachowuje się cicho, by nie spłoszyć aktorów w transie. Wszystko to jest możliwe dzięki dobrej grze aktorskiej, która uwalnia wrażenie spontaniczności, improwizacji i jednorazowości. Tekst, który pada na scenie, daje efekt słów powstałych pod wpływem chwili.

Oprócz czysto edukacyjnych scen, mamy mały przegląd wcieleń teatralnych. Aktorka (Magdalena Kozikowska) raz jest Julią z Szekspirowskiego dramatu, raz Szkotem (!), a raz zwykłym człowiekiem z "rzeszowskiego podwórka".

Otrzymujemy tu zatem porządny kawał wiadomości dotyczących teatru, które w suchym zarysie byłyby nie do przełknięcia. Tymczasem przyjemna i bardzo przejrzysta forma sprawia, że informacje wchłaniają się z zadziwiającą prędkością. Kto wie, ilu nowych przyjaciół teatru narodziło się podczas tego spektaklu? Czekamy na kolejne odcinki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji