Artykuły

Dżinsu na scenę nie wpuszczę

- Uważam, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak kostium współczesny, jest tylko ubranie. A od niego dużo bardziej interesują mnie minione epoki, możliwość ich dokładnego studiowania, zgłębiania szczegółów. Uwielbiam przebywać w stylach - mówi kostiumolog i scenograf BARBARA PTAK.

Rozmowa z BARBARĄ PTAK [na zdjęciu], kostiumologiem i scenografem:

Kogo łatwiej było Pani ubrać: królową Bonę czy Elizę Doolittle?

- Tego nie da się porównać! Kostiumy dla Bony powstawały z myślą o filmie, natomiast te dla Elizy - na potrzeby musicalu "My Fair Lady" wystawianego na scenie.

Na czym zatem polega różnica w pracy kostiumologa filmowego i teatralnego?

- W teatrach operowych czy dramatycznych ogromnie ważne jest libretto, rozpisane na ogół na 3 akty. Liczą się także rozmiary sceny, na której dana sztuka jest wystawiana. W filmie opracowuje się kostiumy zgodnie ze scenariuszem zakładającym pewną chronologię, a sceny kręci się według obiektów: raz jesteśmy w kuchni, raz w sali balowej, kiedy indziej w plenerze, tyle że często w dużych odległościach czasowych. Znaczy to, że kostiumy filmowe mogą różnić się ogromnie, zależnie od scen i wymogów scenariuszowych. W filmie "Królowa Bona" miałam do zaprojektowania 3 śluby króla Zygmunta Augusta i chciałam je zróżnicować. Pierwszy - z Elżbietą Habsburżanką był w tonacji kolorystycznej różu, złota i ecru, z tkaninami obszytymi jasnymi futrami. Ten z Katarzyną Habsburżanką w tonacjach szaro-biało-srebrnych z brokatami i aksamitami. Z kolei ślub z Barbarą Radziwiłłówną to biel i złoto; perły, hafty - wszystko jasne, łącznie ze strojami dworzan.

Opis jest tak plastyczny, że chyba rozumiem, dlaczego nie lubi Pani kostiumu współczesnego...

- Uważam, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak kostium współczesny, jest tylko ubranie. A od niego dużo bardziej interesują mnie minione epoki, możliwość ich dokładnego studiowania, zgłębiania szczegółów. Mam za sobą już wiele doświadczeń zawodowych, ale jak dostaję propozycję zaprojektowania kostiumów historycznych, to natychmiast zasiadam do studiów nad konkretną epoką. Bo do dzisiejszej chyba się nie nadaję. Uwielbiam przebywać w stylach. Do filmów obecnie nie szyje się już kostiumów, tylko dostaje jakieś pieniądze i kupuje rzeczy w sklepach i ciucholandach. Niby znam to z Zachodu, gdzie przecież nieraz pracowałam i skąd ten system przyszedł, ale tam nie spotkałam się - jak u nas - z takim pośpiechem i robieniem kostiumów według wyciętych z gazet projektów! A przecież były okresy historyczne, w których strój oznaczał pewną przynależność klasową i budował prestiż.

Strój budował prestiż, a kostium pomaga budować rolę?

- Znaczenie kostiumu w filmie czy sztuce z epoki jest ogromne, bo raz, że oddaje ducha i koloryt czasów, to jeszcze aktorzy mówią często, że dzięki kostiumowi łatwiej im wejść w odgrywaną postać. Przy czym ja zawsze zastanawiam się kim ta postać jest i co jej strój ma wyrażać. Weźmy przykład "Ziemi obiecanej", gdzie bardzo precyzyjnie - i przez autora powieści, i przez reżysera - zostały nakreślone oczekiwania wobec nowobogackiej Mady Muller, kandydatki na żonę Karola granego przez Olbrychskiego. Dla podkreślenia tego nuworyszostwa pokazaliśmy, że to w czym córka niemieckiego bogacza czuła się wytwornie, tak naprawdę musiało być "plastycznie kontrolowanym degustem".

Trudno nie dostrzec tu pewnej analogii do Elizy Doolittle, która z zahukanej kwiaciarki staje się damą. Kostium chyba sprzyja scenicznym metamorfozom?

- Rzeczywiście, trudniej nauczyć bohaterkę "My Fair Lady" poprawnie mówić niż przebrać. A że mamy do czynienia z musicalem i wszyscy powinniśmy się dobrze bawić, więc ja bawię się kostiumem, stosuję przerysowania, co uwielbiam. Pociągają mnie kontrasty i zaskoczenia niedające zasnąć z nudów! Nie każdemu to się musi podobać, tak jak mnie nie podoba się wszechobecny dżins, który nie dość, że nazywa się ubraniem, to jeszcze na równi z innymi strojami gości w salonach. Dla mnie dżins jest ubraniem zastępczym i ja w swoich projektach na pewno go na scenę nie wpuszczę! To strój do pracy, zaś teatr powinien zachować dystans wobec codzienności, a wizyta w nim powinna być świętem. Przyznaję: wolę epoki kostiumowe i mogę się jedynie cieszyć, że dane mi było pracować, gdy np. film polski realizował większość naszych pomysłów. Ale nie pieniądze są elementem decydującym, bo chętnie uczestniczę w niskobudżetowych debiutach, pomagając młodym zdolnym ludziom.

Co to za debiuty?

- O, debiutem był i "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego, i "Sublokator" Janusza Majewskiego (śmiech)... Mówiąc jednak o dzisiejszych debiutantach, mam na myśli Tomasza Szafrańskiego (bydgoszczanina z pochodzenia! - przyp. kk.), z którym współpracowałam przy dwóch filmach: "Koniec wojny" z 2003 r. i "Diabeł" z 2005 r. Ten drugi, wg opowiadania Guya de Maupassanta, został zresztą nagrodzony jako najlepszy krótki metraż w USA na słynnym przeglądzie kina niezależnego Slamdance Film Festiwal. Cieszę się, bo Tomek Szafrański to nad wiek dojrzały człowiek, z którym szybko znalazłam porozumienie.

Gdy o porozumieniu: mam wrażenie, że spotkał Panią rzadki dar wyjątkowego porozumienia dusz z życiowym partnerem. Wystarczy zajrzeć do wydanego przez Panią albumu...

- Uważam się za bardzo szczęśliwą osobę, że w wieku piętnastu lat poznałam swojego przyszłego męża. Piszę o tym w książce "Stanisław Ptak. Jego... listy. Jego... miłość Ich... Twórczość". Połączyło nas uczucie, ale i pasja, z jaką wykonywaliśmy swoje zawody - mąż był śpiewakiem, aktorem i pedagogiem, który miał doskonały kontakt z młodzieżą. Był po prostu wspaniałym człowiekiem i chociaż w ten sposób, poprzez album, chciałam ocalić jego osobę od zapomnienia.

TECZKA OSOBOWA

Barbara Ptak dyplom zrobiła w pracowni prof. Józefa Mroszczaka na Wydziale Grafiki Artystycznej warszawskiej ASP. Najwybitniejszy polski kostiumolog, współpracowała przy takich filmach jak m.in.: "Nóż w wodzie", "Faraon", "Ziemia obiecana", "Perła w koronie", "Noce i dnie" czy "Królowa Bona", jest też autorką wielu scenografii. W swoim dorobku ma niemal 120 przedstawień teatralnych, operowych i telewizyjnych, żeby wymienić "Cyda", "Romeo i Julię", "Mazepę" , "Ryszarda III", "Straszny dwór", "Traviatę", "Czarodziejski flet", "Skrzypka na dachu" i ostatnio - bydgoską "My Fair Lady". Tworzyła też za granicą; wykładała kostiumologię m.in. na Uniwersytecie Śląskim. Wielokrotna laureatka Złotych Masek, odznaczana w Polsce i poza nią, w 2008 r. medalem "Gloria Artis".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji