Artykuły

Można byc zdzirą i świętą jednocześnie

- Byłabym najszczęśliwsza, gdyby ludzie, którzy czytają "Bezwstydnik", na zmianę płakali i wybuchali śmiechem. A gdy słuchają płyty, to niech odczuwają nieodpartą potrzebę, żeby się kochać. To moje marzenie - mówi MARIA PESZEK, aktorka Teatru Studio w Warszawie.

Maria Peszek idzie na wojnę z ograniczonym seksualnym słownikiem. Właśnie wydała drugą solową płytę - takie cacko z dziurką. Napisała też książkę - "Bezwstydnik". Może przywróci utracony honor zarośniętym ogrodom. W środku jest chłopcem.

Można być zdzirą i świętą jednocześnie

- To już jest pytanie do wywiadu?

Jeśli ktoś chce być kobietą pistoletem, to fantastycznie. Czasami taka bywam. Ta piosenka na pewno nie jest protest songiem przeciwko określonej kobiecości. Jest tylko pretekstem.

Do protestu przeciw jakimkolwiek wymogom i nakazom. Jak mówi refren: "A ja metr pięćdziesiąt dwa dziko rosnącego nieba"... To jest manifest inności w ogóle.

To jest idiotyczne, ale tak właśnie jest. Z moich obserwacji naszego kraju wynika, że inność nie jest już żadną wartością. A Maria Awaria cała jest podszyta potrzebą wolności i niezgodą na ramy, smycze, kagańc wszelkich trendów, mód i wymogów kulti rowych. To taki mój manifest niepodległości sumienia.

Bardzo silnie zakorzenione poczucie inności mam od zawsze. Dzięki rodzinie. Jest on więc u mnie rzeczą organiczną. Jako dziecko byłam trochę brzydka, taka pogmatwana. Odstawałam. Szkoła teatralna za moich czasów polegała na tym, że starano się utemperować naszą inność, odchwaścić nas, sprawić, żebyśmy byli gładcy i ładni. Zawsze miałam z tym duży problem. Potrzeba walki i manifestowanie są dla mnie bardzo ważne.

Dla mnie to oczywiste, że każdy ma praw być, jaki chce i nie można mu się w to wpierdalać. Jest cały szereg modnych tematów które nas dotyczą, bo żyjemy w Polsce, wic możemy mówić, jakie straszne jest Radio Maryja na przykład, ale tak naprawdę to jest dużo głębszy problem.

No, tak. Ludzie tak zażarci w swojej nietolerancji, że nieustannie niszczą innych. Potwory. Jednak ja mam kompletnie niewyjaśnioną, nieodwracalną i nieprzemijającą wiarę w człowieka. Naprawdę uwielbiam ludzi. I nawet, gdy ktoś mnie strasznie zrani, to nie potrafię z tym zbyt długo chodzić. To chyba zresztą moja największa siła. Pozwala mi przetrwać wszystko. Nieumiejętność pamiętania złego połączona z permanentną wiarą w to, że wszystko będzie dobrze i że człowiek jako taki jest czymś fantastycznym. Chociaż, jak można się łatwo domyślić, dostaję za to często po dupie.

Z im większą otwartością podchodzisz do człowieka, im bardziej mu ufasz, tym większe ryzyko, że spotka cię coś złego.

- Mnie to dotyczy nieustannie. Jednak zawsze się podnoszę. To kolejna rzecz wyniesiona z domu. Poczucie i przekonanie, że najważniejsze jest życie samo w sobie, a walka ze złymi emocjami umacnia. Bo emocje, kurwa, chyba coś bredzę.

Moja sztuka opiera się na hedonistycznym uwielbieniu życia. W związku z tym nie za bardzo jest w niej miejsce na mrok, nienawiść, rozpamiętywanie ran. To jest we mnie założone z góry i muszę to po prostu w sobie pielęgnować, żeby móc tworzyć. Skoro żyję, uśmiecham się i dalej robię rzeczy, z których jestem zadowolona, to znaczy, że jeszcze się nie wydarzyła taka rzecz, która spowodowała, że skończyły mi się siły. Są zwątpienia. Oczywiście, że są.

Jednego dnia jestem kurą domową, która robi pranie i tę całą resztę, drugiego - kolekcjonerką wzwodów, która wypuszcza się na miasto. Można być i zdzirą, i kimś absolutnie świętym. Natura kobieca jest jak rozbite lusterko, w którym widać tysiące odbić. To ciekawe i fajne.

A ty masz z tym kłopot?

- Oczywiście, jest coś takiego, punkt dla mnie bardzo ważny, to najświętsze, ale nie wolno mi o tym mówić w chwilach medialnych. Jak się to zdradzi, to wtedy koniec.

Najbardziej chyba niezniszczalna, wiecznie odradzająca się radość i wiara. To nie jest coś, co jest raz dane, za każdym razem trzeba toczyć o to bardzo krwawy bój. Na pewno więc jestem absolutnym wojownikiem. Dlatego często mówię, że w środku jestem chłopcem, bo waleczność to moja ważna cecha. No i ten dar odradzania się.

Fizycznie lubię siebie w każdym ze swoich wcieleń. Mam totalne szczęście, bo to zostało mi wszczepione od dziecka. Zostałam wychowana w nieprawdopodobnej akceptacji mojej osoby. A druga rzecz, to ludzie, którzy bardzo mnie lubią. I to jest coś, co sprawia, że tym bardziej kocham siebie. Mężczyźni mnie rozpieszczają.

Po prostu mnie kochają i akceptują, więc czuję się doskonała. To myślenie rzadkie. Kiedyś sądziłam, że taki stan częściej się ludziom zdarza, ale im dłużej żyję i im więcej ludzi spotykam, tym bardziej widzę, że tak nie jest. To, co mam, jest czymś niesamowitym.

A ty się sobie podobasz?

- Piegowata, zawsze najmniejsza ze wszystkich, grube bryle na nosie. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że nie przedstawiam sobą szczególnej wartości urodowej w obowiązujących kanonach piękna.

No widzisz, a ja się sobie podobam najczęściej. Lubię to, ale podkreślam, że jest w tym bardzo niewiele mojej zasługi. Bo ja to dostałam!

Byłam brzydka, ale się nie czułam. Piegowata, zawsze najmniejsza ze wszystkich, grube bryle na nosie. Rozgraniczmy te dwie rzeczy. Można być brzydkim i jednocześnie podobać się sobie. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że nie przedstawiam sobą szczególnej wartości urodowej w obowiązujących kanonach piękna. Ale to nie o to chodzi. Ja siebie akceptuję. Jestem specyficznym przypadkiem i mam tego świadomość. I chyba z tego bierze się ta moja moc, i ta niezniszczalność. I wyobraźnia.

Wyobraźnia to jest coś absolutnie wolnego, a sposób, w jaki się ją wyraża, może być taki albo smaki. Ale tak naprawdę te wszystkie określenia to są wynalazki kultury. Kanony. Moją sztukę można kochać albo odrzucić. Nie ma nic pośrodku. Nie potrzebuję się podobać wszystkim.

Moja droga. Jestem profesjonalistką. Jeżeli piszę tekst o depilowanym łonie, to wcześniej idę na depilację. Doskonale wiem, o czym piszę. Chciałam po prostu zobaczyć, jak to jest i zrozumieć, dlaczego się to robi.

Jako doświadczenie chyba, no bo nie umiem sobie wytłumaczyć innych związanych z tym atrakcji. Chciałam zobaczyć, o co chodzi.

Czy bolało?

- Kurcze, no, może i tak... Ale chyba jednak kobiety zadają sobie więcej bólu, żeby podobać się jedne drugim. Są dla siebie najstraszliwszymi obserwatorkami.

Jak tworzę, to nie mogę spać, mam za dużo rzeczy w głowie i to jest bardzo konkretny fizyczny ból. Poza tym jestem bardzo odporna na ból. Dużo wymagam od swojego ciała, które uważam za instrument, mający być mi absolutnie posłuszny i sprawny. Najbardziej boli mnie, gdy ktoś wykorzystuje moją nadwrażliowość albo określa ją jako coś nienormalnego, a już najbardziej mnie wkurza, jeśli ktoś przyporządkowuje ją kobiecości. Wtedy dostaję furii.

Ale nadwrażliwość jest akurat cechą osobniczą, tak jak histeria albo panika. To są cechy wspólne, które inaczej się po prostu manifestują. Znam mężczyzn, którzy płaczą, i agresywne kobiety.

Agresja to nie jest mój sposób wyrazu, przynajmniej na razie. Ale płaczę straszliwie. Pstryk i ryczę. Nie mam z tym żadnego problemu. Nie, wojownik z zaciśniętymi zębami. Najczęściej załatwiam te wszystkie moje walki, wracam do domu, staję w garderobie i wyję. Uwielbiam później poranki. Cokolwiek złego zdarzyłoby się poprzedniej nocy, to poranek zastaje mnie w szczęściu. To jest cud.

Jakaś dziwna ta rozmowa, nie uważasz?

- Cudowne zdanie. Niestety ja się z nim absolutnie nie zgadzam. Wierzę w świętą miłość za każdym razem. Wyznaję mit odradzającego się dziewictwa. Wiem, że coś takiego się dzieje, że to się odtwarza w głowie za każdym razem, kiedy się zakochujemy. Moja utrata dziewictwa była czymś absolutnie fenomenalnym. Podczas burzy i deszczu. Mam na tym punkcie fioła. Napisałam kiedyś taką piosenkę: "Mania w deszczu do kochania" o tym, że gdy pada deszcz, to chce mi się kochać. To mój stwierdzony fenomen fizyczny i nic na to nie mogę poradzić. A u ciebie jak było?

O, tu, z tyłu głowy.

- To, co robię ze sztuką, jest bardzo przemyślane, okrutnie matematyczne. To nie jest spontan. To nie jest po omacku. Najpierw muszę wszystko sobie wymyślić, dokładnie wiedzieć, co chcę powiedzieć, więc zaczynam od pisania tekstu. To jest taka łamigłówka, męcząca układanka, nienawidzę tego momentu, a z drugiej strony to kocham. Potem z otchłani wyłania się jakieś przeczucie. Pozwalam mu poszaleć w wyobraźni, w melodiach i muzycznych aurach.

Piotr. On mówi, że jestem despotą, absolutnym Napoleonem, a czasem wręcz Hitlerem. Chciałam zrobić to sama. Dorosłam. Burzliwie się to wszystko potoczyło, ale z Piotrem dalej się przyjaźnimy. Na tej płycie pojawia się gościnnie w kilku frazach, i jako Reks.

Edek. To jest całkiem kto inny. Mój pomagier od wszystkich spraw. Mentalny Współautor tego projektu.

Całym moim wszystkim. Życiem. Natchnieniem. Moim bezpiecznikiem od 16 lat. On nazywa to, co ja chcę przekazać. Czyta teksty, pomaga mi je wyczyścić. Pomysł "Bezwstydnika" jako wyrazu artystycznego należy do niego. Zrobił też do niego wszystkie zdjęcia. Stanowimy taki metafizyczny team. Edward jest też filozofem. Z wykształcenia. Był monterem maszyn okrętowych, technikiem obróbki skrawaniem. Pracował na bloku operacyjnym, wydawał gazetę, pisał dialogi do filmów animowanych. Był didżejem. I szatniarzem. Bez Edka mnie nie ma.

Tak. Bardzo. Nie ma co ściemniać. Myślę, że wszyscy tu jesteśmy bardzo pruderyjni. Bo ja nie rozumiem jednej rzeczy. Ludzie w intymnych sytuacjach mówią do siebie w cudowny sposób. Nazywają rzeczy po imieniu. To są czasem ostre słowa, określane powszechnie jako wulgarne, co nie oznacza, że używając ich, pozbawiamy się czułości. Idea "Bezwstydnika" polega na radykalności w tym bezwstydzie. Chciałam pokazać, że wyraz "wzwód" nie musi się kojarzyć katastrofalnie. Uwielbiam odczarowywać wyrazy. W moim rodzinnym domu używało się wyrazów źle kojarzonych w sposób absolutnie inny. Przykładem jest "pochwa", jeden z najbrzydszych wyrazów świata. Edward, gdy wchodził do naszej rodziny, przeżywał trudne momenty, kiedy słyszał: "Jasiu - mówi moja mama do mojego taty - nie widziałeś gdzieś mojej pochwy?". A o cóż chodzi? O etui na okulary. Zawsze tak się u nas mówiło. Albo moja cudowna babcia, gdy wyjeżdżali z tatą do lasu: "Jasiu, czy spakowałeś kondony?". Sama byłam w szoku. Okazało się, że chodzi o płaszcze przeciwdeszczowe.

Na pewno mam trochę przepalone bezpieczniki. Jestem Marią Awarią, jak w mojej piosence. Zresztą zarówno "Bezwstydnik", jak i płyta powstały trochę z przymrużeniem oka. Poczucie humoru jest absolutnie niezbędne do mojego życiowego szczęścia i twórczości. Nie chciałam obrażać uczuć obywatelskich naszego narodu. I tak dokonałam mini-cenzury, ale liczę się z tym, że ktoś może poczuć się urażony.

Grzech jest w moim przekonaniu absolutnie silnie naznaczony katolickim rozumowaniem. Trzeba z tym zrobić porządek, bo ono jest strasznie zniewalające.

Wydaje mi się, że wyrażenie to zostało wymyślone przez Kościół po to, żeby ludzie czuli się winni.

- Trochę. To się zaczęło w czasach aktorskich. Zawsze wymyślaliśmy w teatrze sceny, które miały sprawić, żeby ludzie na widowni spocili się ze strachu, żeby im było głupio. Szczytem mojego ekshibicjonizmu była rola dziewczynki, która udaje psa. Jestem z niej dumna, chociaż tak naprawdę tylko szczekałam i merdałam ogonem. Podglądałam wcześniej psy i udało mi się chyba dotrzeć w tej roli do pewnego zespolenia kobiety, psa i dziecka. Absolutnego bezwstydu. Śliniłam się, a ludzie jęczeli z obrzydzenia i zachwytu. Po scenie seksu oralnego, w której byłam jednocześnie psem i dziewczynką, wychodzili. Mnie nie chodzi o prowokację, tylko o przesunięcie granicy intymności. Stąd też zaczęłam zastanawiać się kiedyś, jakie są określenia na przykład na penisa. Straszliwe. Ptaszki, fiuty, laski i kutasy.

Tak. Chuj jest całkiem dobry. Wspaniały.

Przede wszystkim szlachetny. Jednak ja wynalazłam całą masę własnych nazw. Każdego dnia mogę używać innego.

Bardzo lubię imiona, stąd wzięły się takie określenia jak edward i władysław. Są jeszcze rolor oraz pindol. Uwielbiam także słowo "wzwód". Wydaje mi się takie metafizyczne, polarne, jest w nim jakaś obietnica. Można wprowadzić "wzwód" z powrotem do języka.

Byłabym najszczęśliwsza, gdyby ludzie, którzy czytają "Bezwstydnik", na zmianę płakali i wybuchali śmiechem. A gdy słuchają płyty, to niech odczuwają nieodpartą potrzebę, żeby się kochać. To jest moje marzenie. Jesteś w stanie to sobie wyobrazić? Ludzie zatrzymują samochód na środku ulicy i lecą się kochać.

Może tak być. To się dzieje intuicyjnie, a mój cel jest prosty. Hedonia natomiast nabrzmiała we mnie do takiego punktu, że właśnie w takim języku znalazła wyraz.

Trzeba odrodzić ten Kościół albo niech się rozpadnie. Na strachu nie można zbudować niczego dobrego. Ludzie muszą się opamiętać, a ja wierzę, że są mądrzejsi niż się wszystkim zdaje. W jednym z moich tekstów urządzam pogrzeb słowu "grzech". Chodziło mi o to, by je unicestwić. "Urządzam pogrzeb słowu grzech/ winę zmieniam w wino/Na grobie grzechu kładę chłopaka z dziewczyną/chłopaka z chłopakiem/dziewczynę z dziewczyną/ leję na nich wino". Pogański pogrzeb połączony z seksem i chlaniem. Gdy to pisałam, nie miałam takiego filozoficzno-inetelektualnego obrazu, ale teraz wydaje mi się, że jest to dość wyraźne rozprawienie się z poczuciem winy, które proponuje nasza tradycja. Gdyby ludzie tak ciągle strasznie się nie bali, a kobiety kochały siebie bardziej, to bylibyśmy szczęśliwsi. Dla mnie grzech jest tym, co sprawia krzywdę nam samym albo innym. Jeżeli ktoś jest taki jak ja, czyli rozumuje, że bycie jest tylko tutaj i teraz, i nic dalej nie ma, a nawet jeśli coś jest, to i tak mnie to nie dotyczy, bo nie mogę tego czuć, życie staje się największą wartością. Więc jeżeli ktoś robi coś przeciwko temu, co jest tu, to jest to absolutnie beznadziejne. Grzechem jest sprawianie, że ludzie nie lubią siebie, bo jak można? Lubić swoje ciało? W naszym świecie brzmi to podejrzanie. A dlaczego? Przecież to warunkuje robienie dobrych rzeczy.

Chyba tak.

- Chyba nie. Jeżeli jestem głodna, to muszę zjeść. Zdarzyło mi się kraść z głodu, choć nie czułam się z tym dobrze. Myślę, że kradzież to potrzeba prymitywnego doświadczania. Atawizmu. Adrenaliny. Na pewno są tacy, którzy nigdy niczego nie ukradli, ale nie widzę nic nienormalnego w tym, że kiedyś ktoś spróbował coś ukraść. Po prostu, żeby zobaczyć, jak to jest.

Nie wiem. Po prostu, nie wiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji