Artykuły

Manifest Mani P.

Maria Peszek nagrała nową płytę: odważną, bezkompromisową i... po prostu śmieszną. Sukces? Tak, sukces. Nie bójmy się tego słowa - pisze Filip Łobodziński w Newsweeku Polska.

To trochę preria amerykańska, a trochę arktyczna pustynia, poza cywilizacją - wyznaje Maria Peszek.

Maria Peszek wydała właśnie nową płytę "Maria Awaria". I wyruszyła na wojnę. A o co chce walczyć? O niepodległość sumień - jak zapewnia. Dwa lata temu, kiedy opublikowała debiutancką doskonale przyjętą płytę "miasto mania" przyglądała się miejskim obsesjom. Słała sygnały w stronę ulic w dole i obłoków na górze. Płyta była zarazem ścieżką muzyczną do multimedialnego spektaklu o tym samym tytule, którego premiera miała miejsce w warszawskiej Fabryce Trzciny. Teraz staje przed nami indiańska wojowniczka Maria Awaria z kompozytorem i znanym producentem Andrzejem Smolikiem u swojego boku. A przed nimi - ogromna przestrzeń, z dala od miejskiego ferworu, ruchu i neonów. - To trochę preria amerykańska, a trochę arktyczna pustynia, poza cywilizacją - wyznaje Maria Peszek "Newsweekowi". - Miejsce wymyślone, gdzie jest i gorąco, i mróz.

Podobnie jak poprzednio, aktorka nie poprzestała na płycie. Teraz drugą odnogę stanowi wydawnictwo książkowe, nazwane przez artystkę Bezwstydnikiem. - To taka wymyślona przeze mnie forma literacka: i pamiętnik, i notatnik myśli, snów, są tam teksty piosenek, felietony z "Elle" oraz moje zdjęcia - wszystko bez retuszu, absolutnie surowe, bez malowania i świateł, intymne.

Na pierwszy rzut ucha płyta "Maria Awaria" różni się od poprzedniego albumu zdecydowanie łagodniejszą muzyką. Wprawdzie pierwsze dwie piosenki jeszcze noszą pewne "waglewskie" cechy (pierwsza płyta powstała z udziałem rodziny Waglewskich) - riffowe brzmienie sekcji dętej, pulsując)' kontrabas, ale potem jest już bardziej "smolikowo" - artpopowo i przestrzennie. Czyżby ukłon w stronę bardziej komercyjnej publiczności? Taki aktorka miała zamysł - podać nową pigułkę w słodszej otoczce dla lepszego przyswojenia.

Bo najważniejsza zmiana zaszła w treści. Nader intymne, momentami radośnie idylliczne teksty (rym razem wyłącznie samej Peszkówny) z pewnością przyprawiłyby o palpitacje niejednego kaznodzieję, za to wprawiłyby w zachwyt Oscara Wilde'a. Już pierwszy numer "Miś" anonsuje formalne, jak i merytoryczne zakamarki, w które prowadzi nas wojowniczka Maria Awaria: "pod lód ciągnie mnie / twój arktyczny wzwód / jestem misiem / kochać chce mi się".

- Chcę odczarować takie słowa, jak "wzwód" czy "konkubent", które dla mnie mają mnóstwo czułości i piękna, a zostały wyrugowane ze sfery przyzwoitości - zwierza się Maria. - To jedna z misji wojowniczki.

Poprzeczka nie opada i dalej. Na celowniku znajdują się "kobiety jak rakiety... z wydepilowanym krokiem... z sobie-siebie odessane" oraz "cioty z unijnej wspólnoty" Ogromna przestrzeń chwilami jednak przypomina całkiem zaciszne gniazdko, w którym nie ma miejsca na pęd i wiatr, co najwyżej na bara-bara i prace kuchenne. Co mamy w karcie? "Filety Z twojej kobiety", "możesz mnie posolić / albo wy... miętolić" "by się pozbyć złych humorów/ robię zupę z muchomorów/... zrazy z ekstazy". Chwilami można odnieść wrażenie, że pisał to mocno lubieżny Jan Brzechwa na haju i w ekshibicjonistycznym nastroju.

Czyli hedonistyczna zabawa językiem i dziwnym pejzażem kuchenno-łóżkowej prerii. Aktorka podkreśla, że ten zabawowy, wręcz wygłupowy ton jest perfidnym zamierzeniem. - Proste melodie i żartobliwe teksty są natrętne, nie możesz się uwolnić i nagle orientujesz się, że tam jednak jest coś więcej - mówi. Apel o to, by zdjąć ze sfery prywatnej odium wstydu, przywrócić jej naturalne piękno. Jak pisze w "Mania-feście" zamieszczonym w "Bezwstydniku": "wymieść spod łóżka niepewności kurz". - To walka o niepodległość sumienia każdego z nas - wyjaśnia.

- O to, żeby każdy miał prawo samemu decydować o sobie i żyć ze swoją innością.

Bo Peszek całe życie musiała się zmagać z tym, że mija się z wymogami - urodowymi, salonowymi, aktorskimi. Włożyła spory wysiłek, by nauczyć się siebie akceptować, wręcz bardzo polubić. W efekcie odniosła sukces. - I dziś lubię siebie w sposób przewyższający normalność - dorzuca szczerze. - Chociaż samoakceptacja w naszym kręgu kulturowym często jest nazywana próżnością, pychą... Maria Pyszek? Niech będzie.

Sądząc po prowokacyjnym, dubeltowym wiście Marii Awarii, Peszkówna nieprędko zostanie zaproszona na salony. Po wielu wygranych zdjęciach próbnych, po których z prasy dowiadywała się, że jej role przypadłym innym aktorkom, sama zrezygnowała z wyścigu branżowego i wybiła się na niezależność. - Powiedziałam: koniec. Wolę świat artystyczny, w którym nie jestem uzależniona od telefonów od reżyserów.

Czy imię Maria Awaria okaże się dobrym talizmanem? Artystka sama się podkłada, gdy ktoś zechce kąśliwie oceniać jej nowe działanie jako efekt defektu. Rzecz w tym, że nie uprawia formuły MWB (masowość, wdzięk, bezpretensjonalność). Choć wdzięku nie sposób jej odmówić.

MARIA PESZEK

Maria Awaria

Kayax

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji