Artykuły

Wulgarna, świetna płyta Marii Peszek

Nowa płyta Marii Peszek "Maria Awaria" jest pełna wulgaryzmów, ale nie burzy dobrego smaku, lecz porządek w polskiej muzyce. Artystka nagrała album, którego tematem jest hedonizm i cielesność. Całe szczęście nie ruszyła tropem rozerotyzowanych songów - pisze Jacek Skolimowski w Dzienniku.

Wydając drugą płytę w karierze, Maria Peszek stanęła przed wyzwaniem. Jej debiut "miastomania" sprzedał się w ilości ponad 50 tys. egzemplarzy, zebrał świetne recenzje i nagrody. Teraz artystka musiała udowodnić niedowiarkom, że zasłużyła na sukces. Na szczęście zamiast iść za ciosem i nagrywać przeboje w stylu "Moje Miasto", ruszyła tropem rozerotyzowanych songów "Nie mam czasu na seks" i "Pieprzę cię miasto" - nagrała album, którego tematem jest hedonizm i cielesność.

"Poliż mnie, I'm Polish, możesz mnie posolić, albo wy...miętolić" - zachęca w "Hujawiaku" przypominającym rytmiką "Strange" Grace Jones. Równie wyzywająco w jej ustach brzmią słowa "Ciągnie mnie pod lód twój arktyczny wzwód" w otwierającym krążek "Misiu" czy beztroskie wyznanie "Nie umiem żyć w mono, wybieram stereo. A w ogóle lubię miłości w systemie Dolby Surround." Wbrew pozorom te piosenki nie są wulgarne - to beztroska zabawa słowem i skojarzeniami podbita lekko jazzującym rytmem i elektronicznymi brzmieniami.

Teksty pełne są feministycznych wątków. Przede wszystkim artystka kładzie nacisk na ciało. Dobitnym przykładem tego jest utwór "Kobiety Pistolety", w którym dystansuje się do wykreowanego przez popkulturę obrazu kobiety z "gładkim ciałem, odmłodzonym, odbarwionym, całkiem z wieku odsączonych". Trudno w tym momencie nie doszukać się nawiązań do okresu jej debiutu, kiedy odznaczała się pulchną sylwetką oraz chłopięcym wyglądem i nie pasowała do świata wokalistek, które wiecznie są na diecie, robią operację plastyczne i pozwalają na publikowanie zdjęć bez ich podretuszowania. Do tego igra sobie z wizerunkiem kobiety w konserwatywnym społeczeństwie jako pełnej poświęcenia "kury domowej" w znakomitym "Rosole": "Rosół z siebie robię i podaję tobie, wprost do ust mój niedzielny biust. Filety z twojej kobiety, rosół z domowej kury, a na deser chmury".

"Maria Awaria" - nowa płyta Marii Peszek Przyjrzyjmy się albumowi "Maria Awaria" w perspektywie polskiej muzyki rozrywkowej ostatnich lat. Przez całe dekady dominował w Polsce stereotyp swojskiej, blondwłosej szansonistki. Nową falę wokalistek zwiastowało pojawienie się w latach 90. indywidualności wyróżniających się zarówno inną muzyką, jak i nieco egzotyczną urodą jak Kayah czy Edyta Górniak. Jednocześnie na uboczu mainstreamu istniał nurt oryginalnych artystek wywodzących się z rocka, które wyróżniał przemyślany wizerunek sceniczny, charyzma i niebanalne teksty - najpierw była to Kora, potem Bartosiewicz i Nosowska.

Ten układ sforsowała dopiero niedawno Doda - estradowa indywidualność o rockowym rodowodzie, która zdobyła wielką popularność skandalami i epatowaniem tanią erotyką. Teraz musi po niej posprzątać Peszek. W epoce post-Dody album "Maria Awaria" musi wywoływać medialne kontrowersje, gdyż tylko tak można dziś zaistnieć w świecie popkultury. Jednak Peszek o kilka długości wyprzedza Dodę i armię innych gwiazdeczek, bo ma coś sensownego do powiedzenia. W wywiadach odważnie lansuje lewicujący, liberalny model życia. Pisze niegłupie teksty i razem z kompozytorem Andrzejem Smolikiem przygotowała świetną muzykę, której klimat nawiązuje do pierwszych albumów Bjork. Pytanie, ilu jest nad Wisłą słuchaczy gotowych to docenić oraz czy jej wartościowy eksperyment znajdzie naśladowców?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji