Artykuły

Poznań. "Walizka" najlepsza w Metaforach rzeczywistości

"Walizka" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk została uznana za najlepszy spektakl konkursu zorganizowanego przez Teatr Polski "Metafory rzeczywistości" - i to i przez jurorów, i przez publiczność, zdobywając Nagrodę Główną i Nagrodę Publiczności.

Na konkurs nadeszło 146 prac, z których jurorzy: prof. Przemysław Czapliński - literaturoznawca, Łukasz Drewniak - krytyk teatralny i Paweł Szkotak - reżyser, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu, mieli wybrać trzy najlepsze dramaty, które w wersji czytanej zostały przedstawione publiczności w miniony piątek i sobotę podczas dwóch dni finałowych prezentacji. I wszyscy, którzy przyszli, by zobaczyć i posłuchać zwycięskich utworów, nie wątpili, że jurorzy mają bardzo trudne zadanie.

Jako pierwsza została zaprezentowana "Symfonia Lokatoris" Adama Sroki - historia przedstawiająca wycinek z życia, jak pisze autor, "beznadziejne życie zdechłych osiedli". Na takie właśnie blokowisko jakich wiele trafił główny bohater "Symfonii..." i wędruje poprzez fragmenty blokowego życia rozmawiając z jego mieszkańcami: Edziem, osiedlowym guru, panią Jadzią, niespełnioną śpiewaczką, Pulowerem, reprezentantem tamtejszych blokersów, Naszą Gorzałką, emerytowaną tancerką erotyczną i wielu innych. Każdy z nich w kilku wstrząsająco celnie dobranych słowach opowiada o swoim życiu, a z całości wyłania się wnikliwy, wielopoziomowy i mądry, choć beznadziejny obraz polskich blokowisk i ludzi, którzy tam mieszkają.

"Walizka" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk to znów opowieść o poszukiwaniu tożsamości, poszukiwaniu swoich korzeni ukryta pod niezwykle błyskotliwym, francuskim esprit, wyrażającym się w błyskotliwych dialogach oraz lekkich i inteligentnych zabawach słowami. Oto starzejący się Fransua zachęcony przez żonę postanawia dowiedzieć się czegoś o ojcu, którego nigdy nie poznał, gdyż ten zmarł, gdy miał trzy lata. Jedyne, co mu pozostało po ojcu, to jego imię i nazwisko. Odpowiedź nieoczekiwanie znajduje w Muzeum Zagłady, gdzie jednym z eksponatów jest walizka ze "starannie wypisanym kochającą ręką" nazwiskiem ojca. Walizka przyjechała z jednego z obozów zagłady...

Fransua zabiera walizkę z muzeum, a jej zawartość pozwala mu odzyskać tożsamość, odnaleźć ojca, który staje się dla niego kimś realnym - i pozwala mu nareszcie poczuć się pełnym człowiekiem...

"Mykwę" Piotra Rowickiego można było obejrzeć podczas drugiego dnia prezentacji. Jej bohaterem jest stary, chory człowiek, który u schyłku życia, niezupełnie z własnej woli, zaczyna dokonywać rozrachunków z przeszłością. A nie jest to łatwe, jeśli się żyło w mieście, przez które w czasie wojny przetaczały się oddziały bolszewików, faszystów paląc i mordując, ale w którym także Polacy mieli niejedno na sumieniu - na przykład udział w pogromie Żydów. Wspomnienia z gwałtów, spaleń żywcem i wygrzebywania z popiołów złotych zębów i obrączek przeplatają się z patriotycznymi pieśniami legionowymi tworząc mieszankę ideologiczną przerażającą do szpiku kości. Wizerunku koszmaru dopełnia wnuk głównego bohatera, fanatyczny skrajny nacjonalista obarczający Żydów odpowiedzialnością za całe zło świata i walczący o Polskę wyłącznie dla Polaków, ale potrafiący bez skrupułów okraść własnego dziadka. Scena kończąca spektakl jest symboliczna: wigilia po śmierci starego człowieka kończy się wulgarną szarpaniną i brutalną kłótnią pełną neofaszystowskich haseł. To dowód na to, że rozliczenia z przeszłością wciąż trwają, wciąż nie są rozwiązane i zakończone, bo w wielu przypadkach po prostu nie umiemy tego rozwiązać i zakończyć...

Mimo że były to tylko próby czytane - a właściwie właśnie dlatego - na szczególną uwagę zasługuje niesamowity profesjonalizm i maestria wykonania aktorów Teatru Polskiego. Dopiero w takiej inscenizacji, kiedy nic: ani scenografia, ani kostiumy czy efekty multimedialne nie odwracają uwagi od aktora i jego gry - dopiero wtedy można zobaczyć i docenić to, co on naprawdę potrafi. Aktorzy Teatru Polskiego mając do dyspozycji tylko siebie i kilka skromnych rekwizytów sprawili, że teksty w niezwykły sposób ożyły na oczach widzów...

Jednak taki sposób prezentacji dobrych tekstów - a finałowe dramaty były doskonałe - pozostawia denerwujący niedosyt. Chciałoby się zobaczyć je teraz w pełnej formie, ze scenografią, kostiumami, bez skrótów i uproszczeń niezbędnych w czytanej wersji. Na szczęście dyrektor Szkotak obiecał przygotować zwycięski dramat już na wiosnę, a kto wie, może i pozostałe uda się w najbliższym czasie włączyć do planów repertuarowych teatru. "Metafory rzeczywistości" sprawdziły się w praktyce i okazały się naprawdę świetnym projektem, pozwalającym wyłonić to, co najlepsze w polskim dramacie współczesnym. Ciekawe, co będzie za rok...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji