Artykuły

Festiwal Czterech Kultur. Odsłona druga

Po kolejnym dniu festiwalu - jedno stało się całkiem pewne - podczas tegorocznej edycji nie sposób się nudzić. Program jest tak bogaty i atrakcyjny, że naprawdę trudno nawet wykroić choć chwilę czasu na kawę. Dla teatromanów z pewnością największą atrakcją były jednak wydarzenia związane z cyklem Cricoteka w Łodzi. - o Festiwalu Czterech Kultur w Łodzi pisze Monika Kwaśniewska.

Harmonogram na niedzielę rozpoczynała promocja czasopisma "Słowo żydowskie" - wydawanego w Warszawie przez Zarząd Główny Towarzystwa Społeczno-Kulturowego Żydów w Polsce dwujęzycznego miesięcznika. Oprócz rozmowy o historii i sposobie funkcjonowania magazynu na spotkaniu podjęty został temat cyklu artykułów opisującego miasta żydowskie. Po Warszawie i Łodzi, w najnowszym numerze pod kątem śladów pamięci o Zagładzie opisany zostaje Berlin. Podjęto też kwestię pojawiających się niekiedy zarzutów, iż szukanie żydowskich korzeni stało się w ostatnich lat swoistą modą. Jak mówili redaktorzy "Słowa żydowskiego" ataki te wydają się jednak dość nieuzasadnione w świetle trwającej przez wiele lat po wojnie tendencji do ukrywania (lub wręcz przymusu ukrywania) żydowskiego pochodzenia. Szukanie swoich korzeni to niewątpliwie więcej niż moda, zwłaszcza w Polsce, w której nie da się oderwać żydostwa od polskości.

Wieczorem w kinie Charlie odbyły się projekcje filmów twórców związanych z Pracownią Multimediów działającą na łódzkim ASP pod przewodnictwem Konrada Kuzyszyna. Kilkanaście niedługich, ale bardzo zróżnicowanych filmów pokazywało cały wachlarz możliwości, jakie dają multimedia, do niebanalnego spojrzenia na człowieka i otaczający go świat. Następnie odbyły się projekcje z cyklu "Nowe energie wideo", w którym prezentowane są laboratoryjne prace studentów Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Prezentacje poprzedził wykład Józefa Robakowskiego.

Na koniec dnia w niesamowitej, monumentalnej przestrzeni dawnej Elektrowni Zakładów Karola Scheiblera odbył się koncert - wspólny projekt Kwardludium i Sebastiana Meissnera pod tytułem "Oh, father tell me". Na koncert złożyły się improwizacje, elektroakustyczne kompozycje przygotowane przez Michała Górczyńskiego i Sebastiana Meissnera oraz wykonanie partytury graficznej Corneliusa Cardew Treatise. Poszczególne części koncertu przedzielone zostały pytaniami kierowanymi do ojca, które wygłosili wybrani mieszkańcy Łodzi. Wspaniała muzyka w połączeniu z tajemniczą aurą zniszczonej hali (której każda skaza dodaje piękna) niezwykle silnie oddziaływały na emocje i zmysły publiczności, pozostawiając po sobie niezapomniane wrażenia.

Dla teatromanów z pewnością największą atrakcją były jednak wydarzenia związane z cyklem Cricoteka w Łodzi. Twórczość Tadeusza Kantora idealnie wpisuje się w tematykę całego festiwalu, zważywszy na to, że artysta ten wciąż na nowo podejmował w swoich spektaklach temat pamięci - zarówno rodzinnej, jak i historycznej. W "Ośrodku Propagandy Sztuki" otwarta została ekspozycja stała, składająca się ze scenografii do spektaklu "Nadobnisie i Koczkodany" (który w 1974 pokazywany był w Łodzi właśnie w "Ośrodku Propagandy Sztuki") oraz obiektów pochodzących z cricotage'u "Gdzie są niegdysiejsze śniegi" z 1979. Poza tym pierwszego dnia cyklu odbył się wykład Małgorzaty Dziewulskiej "Synowie, Ojcowie, Umarli w teatrze Tadeusza Kantora" inkrustowany projekcją fragmentów spektaklu "Wielopole, Wielopole" (premiera: 1980), a zwieńczony pokazem nagrania przedstawienia "Nigdy tu już nie powrócę" (premiera: 1988). Wykładowi i projekcji towarzyszyła wystawa obiektów ze spektaklu "Umarła klasa" (premiera: 1975). Instalacja wciśnięta w kąt sali wykładowej, ustawiona niemal naprzeciw słuchaczy - sprawiała niesamowite wrażenie - stawała się niemal przerażającym odbiciem audytorium.

Niezwykle ciekawy wykład Małgorzaty Dziewulskiej dotyczył postaci ojca Kantora i składał się z trzech części. Najpierw przedstawiał Mariana Kantora, jako realnego człowieka: pochodzącego galicyjskiej rodziny żołnierza, działacza politycznego, społecznego i kulturalnego. Następnie prezentował postać Mariana Kantora jako przedmiot sztuki swojego syna. Ostatnia część dotyczyła znaczenia symbolicznego przeniesienia realnej postaci ojca w formalną przestrzeń sztuki. Bardzo cenny stawał się kontekst historyczny i artystyczny, w którym Dziewulska osadzała biografię Mariana Kantora i twórczość Tadeusz Kantora. W biografii Mariana Kantora niezwykle ważny dla sztuki okazywał się fakt, że był on żołnierzem oraz to, że po wojnie nie wrócił do domu - Kantor wychowywał się więc bez ojca. Płodny dla twórczości Kantora był też charakteryzujący warstwę drobnej inteligencji, z której się wywodził, żywy stosunek do rzeczywistości i historii, przywiązanie konkretu i powszedniości.

Sztukę Kantora również charakteryzowało owo przywiązanie do konkretu oraz realnego przedmiotu. Realność dla Kantora miała być jednak pustą w środku atrapą, oszustwem. Z tego wniosek Małgorzaty Dziewulskiej, że Marian Kantor w przedstawieniach to również atrapa. W sztuce Kantora jego ojciec przestawał być realnym człowiekiem. Tworzywem tej postaci nie była biografia Mariana Kantora, lecz sama idea ojca.

Kantor walczył w swojej sztuce o pamięć kierowany oszalałym pragnieniem powrotu w czasie. W jego spektaklach nie chodziło o wspomnienie - toczyła się w nich krwawa walka o zaistnienie przeszłości na nowo. Przeszłość miała stać się żywa. Śmierć natomiast, według niego, w tajemniczy sposób sprawia, że przeszłość zaczyna żyć. Obecność umarłych na scenie to świętych obcowanie, jak w drugiej części "Dziadów" Adama Mickiewicza. Świętych obcowanie w teatrze Kantora odbywało się jednak w innej skali - przyziemnej, zdegradowanej. W degradacji i zaprzeczeniu upatrywał on bowiem szansę, na której budował mit ojca. Był to rodzaj walki o przywrócenie wiarygodności mityzacji poprzez jej degradację.

Dziewulska mówiła również o tym, jak zmienia się obraz Kantora oraz ojca-żołnierza w "Nigdy już tu nie powrócę" w stosunku do "Wielopola, Wielopola". O ile w przedstawieniu "Wielopole, Wielopole" Kantor spełniał posługę sceniczną, a jego działania miały uniemożliwić widzom tworzenie iluzji, sprowadzając wydarzenia sceniczne do realnego konkretu, uniemożliwiając wzniosłość, tak w "Nigdy już tu nie powrócę" reżyser przemawiał już we własnym imieniu. Ojciec natomiast nie był, jak w przedstawieniu z 1981 roku, elementem składowym zrośniętej ze sobą grupy umundurowanych postaci, lecz Odysem - powracającym z wojny zbrodniarzem. Kantor pisał, że Odys może podarować swojemu synowi jedynie swój cynizm i pustkę. Według Dziewulskiej jest to "punkt zero", od którego Kantor rozpoczyna proces ponownego wyniesienia symbolicznego.

Krótka relacja nie oddaje niestety bogactwa wykładu Małgorzaty Dziewulskiej (mam jedynie nadzieję, że nie zniekształca zbytnio jego treści) oraz atmosfery, którą tworzył towarzyszący słowom "realny konkret" w postaci zdjęć, nagrań, czy obiektów ze scenografii "Umarła klasa". Moje impresje-streszczenie może jedynie zarysować problematykę w nim podjętą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji