Artykuły

Nowa miłość Joanny Szczepkowskiej

Jako że wszelkie miłosne deklaracje na temat Beatlesów wciąż pieszczą nasze zmysły, z przyjemnością informujemy, że książka trafi na księgarskie lady już w czwartek. Znak rozpoznawczy powieści to gustownie wymalowany syfon na okładce - o nowej książce Joanny Szczepkowskiej, "Kocham Paula McCartneya" pisze Bożydar Brakoniecki w Polsce.

Jednak dotknięci beatlemanią w stopniu fanatycznym mogą poczuć się powieścią cokolwiek rozczarowani. Bowiem Joanna Szczepkowska łaknących wiedzy na temat ukochanego Beatlesa pozostawia nadal nienasyconych.

Nie ma tu ani słowa na temat maestrii jego wyrafinowanych basowych solówek, brak choćby cienia zachwytu na temat bukietu jego niezapomnianych kompozycji, a już o jego pozamuzycznych pasjach panuje na kartach 285-stronicowej książki wręcz grobowa cisza. A przecież sir McCartney to dziś nie tylko bywalec apartamentów królowej korony brytyjskiej, ale też szanowany brytyjski biznesmen, którego portfel uroczo wypycha ponad 800 mln funtów. I choć ciągle musi coś odpalać kolejnym żonom, to wciąż godny zazdrości krezus.

Beatlemania w Polsce kończy się na filmie "Yesterday" i grupie ŻukiZdradźmy więc wreszcie posępną prawdę - nasza autorka Paula McCartneya po prostu wykorzystała. Cynicznie zanęciła czytelników nazwiskiem sławnego Beatlesa, a potem napisała świetną powieść, choć na zupełnie inny temat.

Jej bohaterkami są cztery dziewczyny, wkraczające w dorosłe życie w czasach siermiężnego PRL-u, kiedy wyznacznikiem muzycznego gustu był song "Cicha woda brzegi rwie". Narracja przypadła Mariannie, która wspominając młodość, oprowadza nas po blaskach i cieniach życia w królestwie towarzysza Gomułki.

Gdzieś tam istnieje wielki świat, raczkujący Beatlesi uwodzą rzesze fanek, koncertując na Wembley, ale nasze dziewczyny, zamknięte w Warszawie za żelazną kurtyną głowią się, jak tanio kupić jugosłowiański kredens albo chociaż wiązkę rolek papieru toaletowego.

I mimo że powieść łyka się niczym dawno zapomnianą oranżadę z bąbelkami, to na manifest bezkrytycznego uwielbienia do czwórki z Liverpoolu dzieło Szczepkowskiej się nie nadaje. A szkoda, bo ostatnią próbą wskrzeszenia beatlesowskiej mitologii w Polsce był film "Yesterday" Radosława Piwowarskiego sprzed ćwierćwiecza. Perypetie czterech chłopaków z prowincjonalnego miasteczka w latach 60., którzy postanowili przepoczwarzyć się w Paula, Johna, Georga i Ringo, rozpaliły muzyczną wyobraźnię rodzimych kinomanów do niesłychanych wręcz rozmiarów.

Jedynym realnym skutkiem ówczesnego renesansu Wielkiej Czwórki okazało się powstanie dancingowego zespołu Żuki, który do dziś niestrudzenie propaguje beatlemanię na zapomnianych przez Boga krańcach Polski. Muzykalne chłopaki pod wodzą Piotra Andrzejewskiego odnaleźli w Beatlesach życiowe natchnienie i dzielnie przy tym trwają. Kto słyszał kiedykolwiek wykonywane przez nich z ogniem "All You Need Is Love" (oczywiście znów niezastąpiony McCartney), ten doskonale wie, o czym tu piszemy.

Chwała nadwiślańskim Żukom za artystyczny upór, ale jeśli chcecie naprawdę poczuć liverpoolski feeling - sięgnijcie po album "Love", muzyczny hit sprzed dwóch lat, sygnowany starym szyldem The Beatles. Na pomysł przypomnienia fanom największych hitów Paula i Johna wpadł George Martin, dawny producent supergrupy.

Wyciągnął z zakurzonych archiwów stare taśmy, zmiksował je za pomocą potężnych komputerów i po raz pierwszy w historii zaserwował światu w formacie 5.1 surround. Zapewniamy, że przyjemność wysłuchania "Lady Madonna", albo "Strawberry Fields Forever" w tak podrasowanej wersji nie ma sobie równej.

Ale prawdziwą beatlesowską ucztę możemy urządzić sobie już we wtorek, gdy w empikach pojawi się wersja DVD musicalu "Across the Universe", który wśród fanów święcił triumfy jesienią zeszłego roku. Pomysł sukcesu tego muzycznego arcydzieła jest genialnie prosty - reżyserka Julia Taymor zaprasza nas w podróż do Ameryki, w burzliwe lata 60., inkrustowaną produkcją młodzieńców z Liverpoolu. Aż kipi tu od miłości, antywojennych protestów i hipisowskiej nostalgii.

Polecamy zwłaszcza piosenkę "Girl" w zmysłowym wykonaniu Jima Sturgessa, wschodzącego gwiazdora brytyjskiego kina albo "Hey Jude", której kolorytu nadał Joe Anderson. Dzięki nim fraza "Kocham Paula McCartneya" nabierze dla was zupełnie nowego znaczenia.

Joanna Szczepkowska "Kocham Paula McCartneya", Świat Książki, cena 29,90 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji