Artykuły

Wiener Festwochen 2004

"Stosunki Klary" w reż. Krystiana Lupy Teatru Rozmaitości z Warszawy na Wiener Festwochen. Pisze Grażyna Krzechowicz w Odrze.

Wiener Festwochen ukazały w tym roku oblicze silnie zaangażowane w problematykę społeczną i polityczną. Festiwal, pozbawiony obecnie subwencji państwowych, bardziej mógł sobie pozwolić na odegranie roli krytycznego obserwatora społeczeństw zarówno wschodniej, jak i zachodniej Europy, szczególnie Forum festwochen - platforma spotkań eksperymentalnego, innowacyjnego teatru zdominowana była przez produkcje z tej części Europy. W centrum zainteresowania znalazły się tym razem także antyczne dramaty - Sofoklesa i Eurypidesa, przeniesione do współczesności. Tego, że klasyka wcale się nie starzeje, dowiodły również wybitne inscenizacje Ibsena.

Jednym z punktów ciężkości festiwalu była najnowsza sztuka Martina Crimpa Cruel and Tender w reżyserii Luca Bondy, mająca swoją prapremierę w Londynie na kilka dni przed festiwalową prezentacją. Przedstawienie, przygotowane przez zespół Young Vic z rewelacyjną Kerry Fox w roli głównej (znaną miłośnikom kina z filmu Patrica Chereau Intymność), stanowi trawestację antycznego tematu znanego Trachiniae Sofoklesa - powrotu Heraklesa, wojownika-bohatera w domowe pielesze. Crimp przeniósł wątek ten do współczesności z wszystkimi aktualnymi implikacjami. Herkules walczący z wielogłową hydrą zamienił się w generała bliżej nieokreślonej armii, pacyfikującego osiedla w Afryce. Wokół wojny, terroru i namiętności rozgrywa się dramat głównych bohaterów - małżeństwa. Żony czekającej od roku na powrót męża - zawiedzionej w miłości, okłamywanej i zdradzanej kobiety, której mąż przysyła do domu swą czarnoskórą kochankę z dzieckiem jako uciekinierów z terenów wojennych. Męża, który kiedy wreszcie pojawia się w domu, jest już wrakiem na wózku inwalidzkim, oskarżonym do tego o przestępstwa wojenne - a żony nie ma już wśród żywych. Popełniła samobójstwo, przesyłając wcześniej mężowi na pole walki paraliżującą truciznę. Wymowa sztuki jest boleśnie aktualna: przemoc wojenna rodzi tylko nową przemoc - i nie ma z niej powrotu w idylliczne zacisze domowe. Jeszcze bardziej aktualne w swojej politycznej wymowie okazało się przedstawienie Petera Sellarsa Dzieci Heraklesa oparte na sztuce Eurypidesa Heraklidzi, antycznym wątku uciekinierów politycznych, dzieci Heraklesa, które po śmierci ojca, z obawy przed zemstą tyrana Eurytheusa, uciekają z Myken do Anten szukając tam azylu. Sellars stworzył przedstawienie, które ma bezpośrednio oddziaływać na widza; jest zredukowane do minimum w swojej teatralności. Aktorzy wygłaszają kwestie do mikrofonów, bardziej deklamując, niż grając. Jedynie miejsce, w którym rozgrywa się spektakl: klasycyzująca w swoim wystroju sala posiedzeń parlamentarnych, oddziaływuje specyficzną atmosferą na wyobraźnię widza. Ateńczycy noszą tu uniformy ochronne armii amerykańskiej, Alkmene, matka Heraklesa, otulona w czarny czador niczym muzułmańska kobieta, domaga się śmierci pojmanego tyrana, który - ubrany w pomarańczowy kombinezon z głową zakrytą kapuzą - przypomina arabskiego więźnia. Każde przedstawienie poprzedzała dyskusja z zainteresowanymi na temat sytuacji uchodźców w Austrii. Ale nie wszystkim przypadła do gustu taka plakatowość przedstawienia...

Jednoznacznie pozytywnie przyjęte zostało przedstawienie Krystiana Lupy Stosunki Klary Dei Loher. Austriacy mieli możność porównania przedstawienia Lupy z wiedeńskim, wystawionym w Akademietheater przed czterema laty. Porównanie wypadło na korzyść warszawskiego przedstawienia Teatru Rozmaitości, (choć sztuka trwała dwa razy dłużej niż wiedeńska prapremiera i pozbawiona została ironicznego zakończenia z happy endem), W recenzjach podkreślano intensywność inscenizacji, tworzącej niezwykle gęstą atmosferę w surowej scenografii, i "naturalną" w swojej bezpośredniości grę aktorów z "sensacyjną" Mają Ostaszewską na czele. Lupa stworzył ze sztuki oscylującej między krytyką społeczną a romantycznie zabarwionym kiczem solidny teatr psychologiczny. Ostaszewską przedstawia z niuansami staczanie się bezrobotnej Klary, która oddala się coraz bardziej od ludzi i od życia tracąc wiarę w jego sens. Nad przedstawieniem w drugiej części zagęszcza się homoseksualna i nekrofilska atmosfera... "Staroświecko epicki teatr" okazał się po raz kolejny interesujący. Nie mniej ciekawie wypadł mały festiwal sztuk Ibsena: Peer Gynt w reżyserii Petera Zadka oraz Nora i Budowniczy Solness w inscenizacji Thomasa Ostermeiera. Szczególnie ten ostatni spektakl, przygotowany dla festiwalu w Akademietheater, odznacza się rzadko spotykaną urodą i harmonią swych elementów. Ostermeier, bez wątpienia jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy reżyser niemiecki, daje się poznać jako radykalny realista. Podobnie jak w słynnej już inscenizacji Nory, w Solnessie dokonał on niewielkiej zmiany w zakończeniu, zamieniając tym samym patos w banalność: upadek Solnessa z wieży świeżo zbudowanego domu kończy się jego przebudzeniem ze złego snu. Wielowarstwowy dramat, interpretowany przez reżysera kolejno jako dramat małżeński, generacyjny, dramat idei i dramat artysty, trzyma w napięciu i porusza. Ostermeier, unikając zbytniej symboliki, przedstawia w Solnessie subtelnie spektrum ludzkich życzeń i strachów - mając do dyspozycji tak fenomenalnego aktora jak Gert Voss i jak sekundująca mu Kirsten Dene. Chciałoby się rzec: niech żyją klasycy - w rękach dobrych reżyserów.

Mało miejsca pozostało w tym roku na autorskie i poetyckie spektakle. Do takich zaliczała się La VeiU.ee. des Abysses Jamesa Thierree, wnuka Charlie Chaplina, który z mlekiem matki wypił sztukę iluzji cyrkowej.

Thierree, fizycznie bardzo podobny do swego słynnego dziadka, odszedł z cyrku i stworzył własny, magiczny, surrealistyczny teatr, w którym poezja miesza się z komizmem slapstikowych sytuacji, a pantomima i taniec z akrobatyczną estetyką. Trudno się oprzeć uwodzicielskiemu wdziękowi jego najnowszego przedstawienia, które balansuje między realnością i fantazją i w którym ciągle metamorfozy dokonują się przy otwartej kurtynie: postaci ludzkie zamieniają się w bajeczne twory, a rzeczywistość ukazuje podwójne dno. O wiele trudniejszy w odbiorze okazał się monumentalny projekt udramatyzowania powieści Marcela Prousta W poszukiwaniu straconego czasu w wykonaniu "ro theater" z Rotterdamu, wyreżyserowany przez Guy Cassierssa, przedstawiciela średniej generacji teatru flamandzkiego. Posługuje się on na szeroką skalę nowoczesnymi środkami technicznymi, jak wideo czy mikrofony, realizując własne wizje poetyckie. Trzy powstałe dotychczas części cyklu: W świecie Swanna, W świecie Albertyny i W świecie Charlusa starają się przełożyć styl Prousta na język obrazu, muzyki i bardziej recytacji teatralnej niż udramatyzowanej akcji, tworząc rodzaj inscenizowanych kolaży. Duże ilości tekstu zamieszczonego w formie projekcji na ścianę (mało kto tu znał język holenderski), nie ułatwiają odbioru cyklu, którego wolne tempo i długość poszczególnych części podkreślają epicki charakter całości.

Niezwykle wrażenie robiło przedstawienie ukraińskiego reżysera z Charkowa, Andreja Żołdaka, luźno oparte na wątkach powieści

Sołżenicyna Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza. Grane w opuszczonej fabryce kabli, w zimnym dosłownie i w przenośni "ambiente", jest ono wstrząsającym teatrem ruchu i obrazu na temat przemocy i niewoli. Widzów, prowadzonych na widownię przez ubranych na biało strażników poprzez szereg pustych pomieszczeń, witają z głośników ujadania owczarków alzackich, fizycznie obecnych też na scenie. W klatkach jak dla dzikich zwierząt siedzą twory z groteskowymi oślimi uszami - dzieci, dorośli, starcy. Strażnicy pędzą ich przez klatki, zdzierają ubrania, prowadząc na smyczach. Więźniowie drżą z zimna, są polewani wodą, z drewnianych paczek starają się wznieść ścianę - niszczoną ponownie przez strażników. Scenom perwersyjnego znęcania się nad więźniami towarzyszy klasyczna muzyka: oto podniosły świat przeciwstawiony zezwierzęconemu. Żołdak redukuje tekst do minimum, posługuje się głównie obrazem, pełną ekspresji grupową grą aktorską. Przedstawienie kończy surrealistyczna scena bitwy jajecznej, przyjmującej apokaliptyczne rozmiary - reżyser ukazuje świat pełen szaleństwa, który wypadł z kolein. Spektakl nabrał bolesnej aktualności: to nie tylko wizja artystyczna, ale i okrutna rzeczywistość, bijąca w oczy z aktualnych doniesień medialnych. Różnym formom przemocy w życiu społecznym i prywatnym poświęcone zostało też awangardowe przedstawienie enfant terrible moskiewskiego teatru, Kiryła Seriebriennikowa, Terroryzm. Moskiewski teatr Czechowa MChAT zaprezentował oryginalne przedstawienie grane w ostry, groteskowy sposób - szereg scen z życia różnych przedstawicieli rosyjskiego społeczeństwa. Przemoc wśród młodzieży z East Endu była tematem sztuki Simona Stephensa Herons, jednego z najciekawszych przedstawicieli "nowego brutalizmu" w Anglii. Przedstawienie grane przez młodzieżowy teatr z Bazylei w reżyserii Sebastiana Nublinga, dobrego znajomego festiwalu, nie zawiodło oczekiwań. Młodzi, po części niezawodni aktorzy przedstawili ze wzruszającą autentycznością swoich brutalnych, pełnych rozpaczy rówieśników ze świata wielkomiejskiej dżungli. Pełne siły, grane w niezwykłym tempie przedstawienie oscyluje w kierunku poetyckiego realizmu, dostarczając również momentów lirycznych, pełnych wiary i humoru.

Spektakle Wiener Festwochen 2004 cechowało tym razem mniej efektownego "opakowania", a więcej zaangażowanej treści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji