Artykuły

Zagrać niewiadomą

O śmierci na scenie z ANDRZEJEM CZERNIKIEM, opolskim aktorem i twórcą teatralnym rozmawia Ewa Kosowska-Korniak

Najpiękniejsza śmierć aktora?

- Śmierć na scenie oczywiście, bo kończy swoje życie tam, gdzie sprawiał najwięcej radości. Tak umarł wielki aktor Tadeusz Łomnicki, na scenie. Wprawdzie nie podczas przedstawienia, lecz próby spektaklu "Król Lear", ale na scenie. Aktorzy chcą odejść nie w zapomnieniu, lecz w tym miejscu, gdzie były ich największe przeżycia. A dla aktorów scena jest drugim życiem.

Jest także miejscem, w którym przychodzi im odgrywać śmierć. To trudne zadanie?

- Trudne, gdyż inne sytuacje, które są na scenie, mogliśmy sami gdzieś przeżyć, znamy z autopsji, mogliśmy je podejrzeć - a jak pokazać, że umiera człowiek? Tu musimy uruchomić tylko naszą wyobraźnię. Ale nie znam aktorów, którzy by się wzbraniali przed gramem śmierci, bo to zadanie aktorskie, mimo wszystko, frapujące. Może dlatego niektórzy aktorzy odgrywają je wyjątkowo często. Na przykład Olgierd Łukaszewicz miał taki okres, gdy umierał w prawie każdym filmie.

Gdzie "umiera" się trudniej? Grając w filmie czy na scenie? Gdzie można zagrać śmierć bardziej wiarygodnie?

- Wiarygodność zależy od tego, komu uda się przekonać widza, choć w filmie śmierć jest bardziej naturalna, bo film jest podpatrywaniem życia. Podpatrywaniem tego, co się dzieje na ulicy. Teatr ma inne prawa, bo to teatr. Widz przychodzi do teatru, ponieważ wie, że kryje się za tym jakaś magia. W teatrze wszystko jest sztuczne. Tu nie ma rzeczywistości, tu aktor jedynie odgrywa jakaś rolę. Nawet jeśli odgrywa bohatera, który umiera, to wiadomo, że jest to teatr. I dlatego w teatrze jest coś takiego, że pokazujemy trochę więcej. Z takim okiem, że to jest tylko teatr.

Czy przyszli aktorzy muszą wkuwać teorię w postaci: rodzaje śmierci scenicznej, sposoby pokazywania śmierci na scenie, techniki umierania itd...?

- W szkołach teatralnych nie uczą, jak grać śmierć. Uczą tylko, że trzeba pokazać umieranie w taki sposób, aby przekonać widza. Jeśli widz się wzrusza przy scenie śmierci albo jest zadowolony, gdyż umiera negatywny bohater, cel został osiągnięty. A rodzaje śmierci scenicznej? Jest ich wiele. Inaczej wygląda śmierć w operze, gdzie trwa bardzo długo, ze względu na rozbudowane libretto, i trzeba w trakcie umierania wyśpiewać jeszcze całą arię-, a inaczej w teatrze.

Sposoby pokazywania śmierci na scenie?

- Nie ma sposobów, bo to wszystko są nasze wyobraźnie. Podobne do wyobraźni dzieci, które bawią się na ulicy w wojnę, strzelają do siebie, padają i udają zabitych. Różnica jest taka, że my, aktorzy, poprzez akt śmierci pokazujemy widzowi coś ważnego.

Lubił się pan bawić w śmierć jako dziecko?

- Oczywiście. Ja jestem wychowany na filmach "Czterej pancerni i pies", "Zorro" i paru innych, podobnych. A tam umierania było dosyć dużo. Dlatego bawiliśmy się w zabijanie, strzelanie, wojny. Nie wiem, czy to było dobre, ale dla mnie, jako dla dziecka, była to świetna zabawa.

Czy dziecko powinno oglądać sceny umierania?

- No właśnie? Kiedyś usłyszałem, że dwie dziewczynki zabiły koleżankę, bo w filmie widziały taką scenę i chciały zobaczyć, jak to jest. Po zabiciu doszły do wniosku, że jednak prawdziwa śmierć wygląda dużo gorzej niż w filmie. Jest to tragedia tych dziewczynek i tragedia tego filmu, który je zmusił do odebrania życia koleżance. Dziecko powinno wiedzieć o śmierci, ponieważ towarzyszy mu ona przez całe życie. Pytanie, w jaki sposób mu ją pokazać, by je strzec przed tragicznymi skutkami.

Pan nie tylko grał śmierć, ale również pokazywał ją w reżyserowanych przez siebie przedstawieniach, na przykład w "Rajmundzie i Julce". To śmierć bardziej filmowa czy teatralna?

- Sztukę "Rajmund i Julka" gramy w bierkowickim skansenie. Śmierć Benka, Rajmunda czy Tadeusza musi być bardziej wiarygodna, z powodu otoczenia, w jakim występują. Oni zostali umieszczeni w autentycznym otoczeniu i musieli się dostosować, by być bardziej wiarygodnymi. Trochę jak w filmie. Natomiast na deskach teatru śmierć jest zawsze troszeczkę sztuczna i myślę, że taka powinna być.

Daje pan wskazówki aktorom grającym w pańskich przedstawieniach, jak umierać?

- Są to wskazówki w rodzaju: "umieraj dłużej" albo "umieraj boleśniej". Reżyser spełnia rolę pierwszego widza i chce, żeby ta scenka, ten sam akt śmierci dotarł do widza i miał jakiś wyraz. Widz musi to odebrać tak, a nie inaczej. Dlatego rozmawiam z aktorem, jak to zrobić najlepiej.

Podejrzewam, że na scenie odgrywa się rolę zmarłego trudniej niż w filmie, gdzie w każdej chwili da się zrobić cięcie. W teatrze nie można się poruszyć, mrugnąć okiem...

- Są momenty, gdy człowiek musi leżeć nieruchomo przez pewien czas i nagle coś go zaswędzi na nosie, a podrapać się nie może. To straszny ból fizyczny, to cierpienie. Świadomość, że jestem przecież nieżyjący i nie mogę się ruszyć, a potrzebuję się ruszyć, jest makabryczna. W teatrze aktor musi grać całym ciałem i umierać całym sobą. W filmie może grać tylko twarzą, robi się zbliżenie, twarz jest unieruchomiona, a nogami można poruszać.

Rozumiem, że czasem aktorzy odgrywają umarłych lepiej, czasem gorzej...

- W kulisach podchodzimy do tych spraw, na scenie dramatycznych dla widza i dla nas, żartobliwie. Oceniamy się. Mówimy: "dzisiaj lżej umarłeś" albo "dzisiaj to jakoś tak nie mogłeś do końca umrzeć". Wszystko zależy od dnia, od predyspozycji aktora w danym momencie.

Dużo jest śmierci w teatrze? Mam na myśli sztuki grane na deskach "Kochanowskiego".

- Wystarczy spojrzeć na plakaty. Zaczynamy od prawej: "Zabij mnie", rzecz o śmierci, choć nie widać jej na scenie. "Klątwa" - giną dzieci, mówi o śmierci, ale jej nie pokazuje. "Noże w kurach", sztuka, w której gram i w której mnie zabijają, wprawdzie za sceną, ale jednak. W momentach drastycznych gaśnie światło, jest niedopowiedziane, ale sam akt umierania jest pokazany. Dalej: "Merlin Mongoł" - tu mówi się o śmierci. Można powiedzieć, że temat śmierci jest obecny w każdym przedstawieniu. Może nie pokazany wprost na scenie, ale obecny.

Co takiego jest w śmierci, że tak frapuje, inspiruje twórców?

- To, że zawsze towarzyszy jej wielki znak zapytania, bo nie wiadomo, co jest po śmierci. Wprawdzie każdy ma jakieś wyobrażenie, ale nikt tego tak naprawdę nie wie. Ktoś kiedyś ładnie powiedział, że my przez całe nasze życie tu na ziemi myślimy o śmierci. Stąd ta śmierć towarzyszy nam przez całe nasze życie, w takiej czy innej formie, i kończy pewien etap. Częściej powinniśmy chodzić na pogrzeby niż na wesela, bo dopiero na pogrzebach uświadamiamy sobie, jak i o co walczymy i kim tak naprawdę jesteśmy.

Andrzej CZERNIK. Aktor Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu, ma na swoim artystycznym koncie kilkadziesiąt ról teatralnych, m.in. nagrodzoną ,,Złotą Maską" rolę w "Pamiętnikach" Jana Chryzostoma Paska. Jest także producentem teatralnym, reżyserem, założyciel i twórcą Teatru EKO STUDIO, łączącego w sobie plastykę i teatr. Zasłynął wysławieniem inscenizacji Reymontowskich "Chłopów" w Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach. Inne przedstawienia EKO STUDIO - "Piłat", "Rajmund i Julka", "Szaleństwo we dwoje". Najnowsza propozycja to wieczory satyryczno-muzyczne pt. "WeCzemik, czyli klimaty opolskie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji