Artykuły

Hajdpark. Dzień pierwszy

O pierwszym dniu Hajdparku. III Praskiego Przeglądu Teatralnego pisze Jan Czapliński z Nowej Siły Krytycznej.

Wytwórnia rozpoczyna kolejną edycję Hajdparku, który zapowiada się w tym roku na imprezę ciekawą i różnorodną, mieszającą głęboki off z mainstreamem, teatr z muzyką, fotografię z malarstwem. Zaczęło się właśnie od głębokiego offu - zagrana w kawiarnianym foyer Wytwórni "Novalitka" Teatru Masarnia to spektakl stworzony z myślą o miejscach nieteatralnych, małych klubach i ciasnych knajpach, gdzie aktorzy Masarni szukają bezpośredniego kontaktu i maksymalnego zbliżenia z widzem, próbując wykorzystać potencjał tkwiący w zniesieniu barier między sceną i widownią. Dotychczasowe produkcje Masarni to bez wyjątku spektakle "knajpiane" - tegoroczne "I że cię nie opuszczę aż do śmierci" i "Spotkajmy się" można było oglądać w klubach "Zaklęte Rewiry" i "Regenaracja", a "Novalitka" - pierwszy spektakl pracującej z Piotrem Ziniewiczem grupy absolwentów łódzkiej filmówki - swoją premierę miała w praskim "Saturatorze".

Ubogi i kameralny spektakl to zbiór rozpisanych na czwórkę bohaterów rodzajowych scenek, które następują po sobie w tempie niezgorszego slapsticku. Fabuła dosyć prosta - Szymon (Piotr Szrajber) prosi kumpla alfonsa (Juliusz Dzienkiewicz), żeby załatwił mu dziwkę, którą Szymon będzie mógł zabić. Bardzo prawdopodobne, że będzie to desperacko potrzebująca pieniędzy ex-dziwka Lidka (Katarzyna Maternowska), która tymczasem szuka pomocy u psycholożki Agnieszki (Katarzyna Makuch). Naświetlanie tego samego zdarzenia z różnych punktów widzenia i szybkie sceny w parach nieuchronnie zmierzają w stronę czwórkowego finału, gdzie, po uprzednim rozpoznaniu, nastąpi wielka rzeźnia, w mgnieniu oka znosząca wszystkie porady taniej psychologii, którymi karmili się do tej pory bohaterowie (poza alfonsem, który karmił się noszoną w pudełku (sic!) z naklejką z Muzeum Powstania Warszawskiego kokainą). Do tego momentu spektakl trochę śmieszył makabrycznym pomysłem i całkiem poważnym zamiarem jego realizacji, trochę angażował bliskością aktorów i regularnymi zwrotami bezpośrednio do publiczności - ale sam finał tak dalece przekracza wszelkie granice zażenowania i groteski, że właściwie nie bardzo wiadomo, co z nim począć. Najlepiej przymknąć oko i założyć - rozdawane przez aktorów - foliowe płaszczyki chroniące przed latającym wszędzie mielonym. Spektakl kończy pojawienie się wielkiego kawału surowego mięsa. Oto strzaskana ręka Szymona, ta sama, którą miał dla swojej psychopatycznej przyjemności kroić dziewczynę - pod przykrywką slapstickowych jaj, ni stąd ni zowąd odnajdujemy w finale klasyczny komunikat z rodzaju "nosił wilk razy kilka...".

Nawiasem mówiąc, szukałem w spektaklu, szumnie wskazywanego przez twórców jako artystyczna inspiracja, cyberpunku. O ile bowiem inspirację tarantinowskim czarnym humorem można przy odrobinie dobrej woli zrozumieć, o tyle echa cyberpunkowych zainteresowań znajduję właściwie tylko na poziomie płynących ze spektaklu wniosków - bo skoro struktura spektaklu oparta jest na perypetiach wynikających z niewiedzy bohaterów (którzy jeszcze się nie znają, ale już są sobie - w dosyć makabryczny sposób - przeznaczeni), to najcenniejszą rzeczą w tym świecie - zgrabnie zderzoną z pieniędzmi, które za swoją "rozrywkę" jest gotów zapłacić Szymon - jest, oczywiście, informacja. Ale nie można chyba - jeśli nie chcemy za cyberpunkowego uznać również "Króla Edypa" - każdej historii z finałem budowanym na zmieniającym się gwałtownie stosunku wiedzy do niewiedzy podciągać pod cyberpunk. Niemniej, należy spojrzeć na działania Masarni z sympatią - nie był to najmocniejszy początek festiwalu, ale w młodych artystach jest dużo energii, entuzjazmu i świadomości tego, co robią.

Festiwal de facto otworzył jednak nie spektakl, ale krótki, kameralny koncert grającej na harfie Zofii Dowgiałło i towarzyszącego jej na neyu i wszelakiego rodzaju instrumentach perkusyjnych (od tamburyna po table) Huberta Połoniewicza. Dowgiałło eksperymentuje z brzmieniem i wykorzystywaniem instrumentu - szarpie struny, uderza w nie, drapie paznokciami, gra na nich smyczkiem. Wykrzesując z instrumentu kolejne muzyczne możliwości, pokazuje, że harfę można łatwo "odczarować". Eksperymentalnych brzmieć będzie można jeszcze podczas Hajdparku posłuchać, tym razem z akompaniamentem klawiszowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji