Artykuły

Amadeusz w deszczu braw

"Amadeusz" w reż. Zbigniewa Kułagowskiego Nowego Teatru w Słupsku. Pisze Aleksandra Christyniuk w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

W strugach deszczu odbyła się premiera wielkiego widowiska plenerowego pt. "Amadeusz". 150 osób przed słupskim ratuszem próbowało w piątek i sobotę zmierzyć się z geniuszem W. A. Mozarta - jego operami i legendą, opisanymi w słynnej sztuce Petera Shaffera (to na niej opierał się Milosz Forman, kręcąc obsypanego Oscarami "Amadeusza").

Z próby tej artyści wyszli zwycięsko, czego świadectwem były owacje na stojąco od ponadtysięcznej publiczności.

Premiera odbyła się w piątek, spektakl został powtórzony także w sobotę. Okazał się on połączeniem widowiska teatralnego z operą i baletem. Historię życia i geniuszu Mozarta poznajemy w scenach teatralnych - poprzez opowieść włoskiego kompozytora Antonio Salieriego, któremu niektórzy przypisują otrucie Mozarta.

Opowieści towarzyszyły fragmenty oper Mozarta, wykonywane przez śpiewaków operowych, w tym mistrza Janusza Monarchę, solistę słynnej opery w Wiedniu. Śpiewakom towarzyszyli soliści baletowi Teatru Wielkiego w Łodzi. Podczas trzygodzinnego widowiska zobaczyć można było sceny pełne dramatyzmu, napięcia, ale też komiczne, pokazujące Mozarta jako człowieka infantylnego, grubiańskiego niekiedy.

Kilku artystów stworzyło świetne kreacje, zwłaszcza główni bohaterowie - Amadeusz, grany przez Marcela Wiercichowskiego, oraz Salieri (Krzysztof Bauman). Pokazali oni dwie różne postacie: dumnego rzemieślnika Salieriego oraz butnego geniusza Mozarta. Z pasją zagrali konflikt pokoleń - rywalizację kompozytorów o względy cesarza i uznanie publiczności.

Na uwagę zasługuje także muzyka, choreografia i piękne barokowe stroje. Jednak "Amadeusz" nie był wolny od niedociągnięć - mimo mikroportów nie zawsze dobrze było słychać aktorów czy śpiewaków, pewne sceny okazały się zbyt rozciągnięte, zwłaszcza w pierwszej części widowiska. W odbiorze przeszkadzała pogoda - część osób, zniechęcona deszczem, wyszła nawet z premiery.

Aktorom również nie było łatwo, musieli w niektórych miejscach sceny brodzić w kałużach. Problem mieli zwłaszcza tancerze, przygotowywani przez znakomitego choreografa Aleksandra Azarkevitcha. Aby mogli zatańczyć, trzeba było podczas spektaklu wycierać mopami plac. Na niewiele się to zdało, czego doświadczyła jedna z tancerek, która przewróciła się podczas występu. Nic poważnego na szczęście jej się nie stało, bo w sobotę można było zobaczyć ją znów na scenie.

- Szkoda, że deszcz nie pozwolił nam pokazać na premierze wszystkiego, co zaplanowaliśmy - mówi Zbigniew Kułagowski, dyrektor teatru i reżyser "Amadeusza". - W ostatniej chwili zrezygnowaliśmy z występu orkiestry. Soliści operowi śpiewali do półplaybacku. Było to zadanie karkołomne, artyści bowiem wcześniej nie śpiewali do podkładu.

- Szkoda, że widzowie nie mogli zobaczyć na premierze wszystkich scen baletowych - było to połączenie klasyki z tańcem nowoczesnym, we współczesnych strojach. Czuję niedosyt, zwłaszcza po premierze, jednak sobotni spektakl pokazaliśmy już tak jak zaplanowaliśmy. Ba, w scenie finałowej zaczęło padać, pogoda zrobiła się niemal sztormowa. Podobnie jak w filmie Formana. Niektórzy żartowali nawet, że można nas oskarżyć o plagiat - dodaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji