Artykuły

Dyrektora Jarzyny skoki w ciemność

W nieomal wszystkich przedstawieniach Grzegorza Jarzyny pojawia się motyw skoku w ciemność. Jest on wyrazem poszukiwania przez protagonistów intensywnych i ekstremalnych doświadczeń, ale też przejawem ich skłonności autodestrukcyjnych. Patrząc wstecz na dziesięcioletnią dyrekcję Jarzyny w warszawskich Rozmaitościach, można dostrzec kilka takich skoków w ciemność.

Pierwszym było przyjęcie w październiku 1998 roku ze strony Bogdana Słońskiego propozycji objęcia stanowiska kierownika artystycznego po odejściu Piotra Cieplaka. Jarzyna miał zaledwie trzydzieści lat, a w dorobku tylko trzy przedstawienia, które wywołały skrajne emocje i oceny: "Bzika tropikalnego" Witkacego w Rozmaitościach, "Iwonę, księżniczkę Burgunda" Gombrowicza w Starym Teatrze w Krakowie i "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie" Frasera w Dramatycznym w Warszawie. Już po kilku miesiącach, akurat w momencie triumfu "Magnetyzmu serca" zrealizowanego na kanwie "Ślubów panieńskich" Fredry, Jarzyna otrzymał od dyrektora Słońskiego wypowiedzenie. Konflikt został zażegnany tylko na pewien czas, bo już w czerwcu Słoński podjął drugą próbę usunięcia Jarzyny. Lecz w październiku

1999 roku, po kolejnej scysji, to Słoński musiał odejść z Rozmaitości. A miejsce administratorów czy menedżerów przy boku Jarzyny zajęli potem na krótko Jan Buchwald i Michał Merczyński.

Jednym z powodów pierwszego konfliktu w Rozmaitościach stało się zaproszenie przez Jarzynę do współpracy Krzysztofa Warlikowskiego, starszego o sześć lat również absolwenta krakowskiej PWST, który rozpoczął pracę nad "Hamletem" Shakespeare'a. Było to bezbłędne posunięcie Jarzyny, które zapewniło Rozmaitościom dynamiczny rozwój. Jarzyna i Warlikowski 1| rywalizując między sobą od momentu równoczesnych premier ich pierwszych przedstawień w Warszawie, 18 stycznia 1997 roku, wzajemnie się stymulowali i zarazem mobilizowali stopniowo formujący się zespół aktorski. Dzięki

temu powstały w sezonie 2000/2001 ich wybitne inscenizacje "Bachantek" Eurypidesa oraz "Uroczystości" Vinterberga i Rukova, w następnym - "Oczyszczonych" i "4.48 Psychosis" Kane; wszystkie cztery ze scenografią Małgorzaty Szczęśniak i muzyką Pawła Mykietyna. Rozmaitości stały się wówczas jedną z najważniejszych polskich scen. A jako przyczółek młodego teatru zaczęły wręcz nadawać ton. Otrzymywały zaproszenia na zagraniczne występy i festiwale. Ale już po trzech sezonach drogi obu reżyserów zaczęły się rozchodzić z powodu odmiennych wyobrażeń na temat charakteru i stylu pracy

Rozmaitości. W zespole pojawiły się pierwsze oznaki podziału, który ostatecznie doprowadził do jego rozpadu, a ściślej - do odejścia części aktorów z Rozmaitości wraz z Warlikowskim do jego teatru.

W sezonie 2002/2003 Jarzyna, zaabsorbowany swą karierą w teatrach niemieckich (przede wszystkim realizacją "W dżungli miast" Brechta w berlińskiej Schaubühne), aby rozładować napięcia i dążąc do stworzenia układu ze Starego Teatru w Krakowie, gdzie w najświetniejszym okresie działało co najmniej trzech wybitnych inscenizatorów, zaprosił ich wspólnego nauczyciela z krakowskiej PWST, Krystiana Lupę. Lecz Lupa poprzestał na przygotowaniu "Stosunków Klary" Loher, po czym wolał tworzyć spektakle w Warszawie w Dramatycznym. A choć Rozmaitości natychmiast stały się teatrem pokolenia urodzonego po roku 1960, Jarzyna zaś zdobył pozycję jego lidera, długo nie zapraszał do współpracy innych uczniów Lupy z krakowskiego wydziału reżyserii.

Jarzyna w sezonie 2002/2003 nie przygotował w Rozmaitościach ani na innej polskiej scenie żadnej premiery. Jednym ze źródeł jego impasu czy twórczego kryzysu był kłopot z wyborem repertuaru dla siebie i dla teatru. W tej sytuacji przydałby się Jarzynie doświadczony kierownik literacki czy dramaturg. Na to stanowisko zatrudnił on jednak niespodziewanie w 2000 roku Natalię Adaszyńską, mającą niewielki dorobek i autorytet. Za sprawą Agnieszki Tuszyńskiej, pełniącej obowiązki konsultanta programowego, do repertuaru teatru weszły jedynie drugorzędne utwory jak "Obróbka" Crimpa czy "Howie i Rookie Lee" O'Rowe'a, zresztą oba w reżyserii filmowca Artura Urbańskiego. Piotr Gruszczyński, nowy kierownik literacki teatru, jako krytyk popierający pokolenie Rozmaitości i autor poświęconej mu książki "Ojcobójcy", jak na razie ma na koncie raczej niezbyt udane zamówienia u lansowanych przez siebie młodych prozaików: Doroty Masłowskiej "Dwoje biednych Rumunów") i Michała Witkowskiego (adaptacja "Lubiewa", tylko przeczytana, a nie zainscenizowana w TR).

Niewątpliwie najsilniejszy rezonans miały spektakle Jarzyny oparte na polskich dramatach, jak "Bzik tropikalny", "Iwona" oraz telewizyjna "Historia" Gombrowicza czy "Magnetyzm serca". Oryginalne było w nich spojrzenie na rodzime utwory z perspektywy innych kultur, często egzotycznych. Jarzyna jako globtroter zderzał w "Bziku" poleczkę Brzechajłów z transowymi tańcami z Bali. W epilogu "Magnetyzmu" ukazał Anielę jako hinduską tancerkę przy akompaniamencie rodzimej pieśni ludowej. Ale Jarzyna po "Magnetyzmie" zrezygnował z wystawiania polskiej literatury, co było tym bardziej dotkliwe, że Warlikowski jej właściwie konsekwentnie unikał. W planach Jarzyny pojawiał się "Fantazy" Słowackiego, lecz nigdy tego dramatu nie wystawił, pomimo możliwości idealnej obsady: Fantazy - Andrzej Chyra, Idalia - Magdalena Cielecka, Rzecznicki - Cezary Kosiński, Dianna - Maja Ostaszewska, Stella - Aleksandra Popławska, Jan - Jacek Poniedziałek, Major - Mariusz Benoit. Ukazując Majora jako Czeczena, mógłby przecież z jego otoczeniem wprowadzić na scenę kulturę Kaukazu. Podobnie powinien wtedy zainscenizować IV część "Dziadów" Mickiewicza, choćby zgodnie z sugerowanymi przez Jana Kotta nawiązaniami do klasycznego teatru japońskiego.

Prawdopodobnie dało o sobie znać niedostateczne osadzenie Jarzyny w polskiej tradycji literackiej. Przecież Thomas Ostermeier w berlińskiej Schaubühne, w obliczu niedostatku współczesnych sztuk, sięgnął po dramaty Büchnera bądź Ibsena. A również Frank Castorf w Volksbühne regularnie dekonstruuje klasykę niemiecką, "Tkaczy" Hauptmanna, "Berlin Alexanderplatz" Döblina czy "Śpiewaków norymberskich" Wagnera.

Po częściowej porażce " Doktora Faustusa" i "Księcia Myszkina" (opartego na kanwie "Idioty"Dostojewskiego) oraz długotrwałych zmaganiach ze scenariuszem na podstawie "Pornografii" Gombrowicza Jarzyna zarzucił z kolei adaptacje powieści. Choć z powodzeniem mógł wystawić zwłaszcza zapowiadany "Śmiech w ciemności" Nabokova. Po realizacji sztuki Frasera wydawało się, że Jarzyna pójdzie drogą Ostermeiera, który w "Teatrze w dobie przyspieszenia" zadeklarował, iż w Schaubühne będzie wystawiać wyłącznie dramaty współczesne. Jednak Jarzyna pochopnie zrezygnował z przygotowania polskich prapremier "Shopping & Fucking" Ravenhilla czy "Ognia w głowie" Meyenburga, zgadzając się, aby oba utwory były grane w Rozmaitościach, ale w wykonaniu Towarzystwa Teatralnego i w reżyserii Pawła Łysaka.

Na dodatek w pewnym momencie Jarzyna raczej nadmiernie się przejął zarzutem anachronizmu, sformułowanym po prezentacjach w Niemczech jego inscenizacji "Doktora Faustusa" i "Uroczystości". Lekkomyślnie postanowił wówczas wyzbyć się własnego stylu i tematów, odrzucić upodobania literackie czy muzyczne, które go przecież jako reżysera uformowały. Pod koniec roku 2002, po obejrzeniu spektaklu Castorfa, w rozmowie z Marią Maj Jarzyna stwierdził: "Dużo oglądałem niemieckich teatrów i uświadomiłem sobie ten nasz prowincjonalny estetyzm". Rezultatem radykalnego odrzucenia jakoby przebrzmiałego estetyzmu i próby przeniesienia na polski grunt modelu i stylistyki niemieckich teatrów był w sezonie 2003/2004 Teren Warszawa - cykl pospiesznie przygotowanych realizacji współczesnych dramatów, granych z reguły poza siedzibą teatru w prowizorycznie przystosowanych wnętrzach dworca kolejowego, biurowca, nieczynnej drukarni czy klubu. Rozmaitości miały wtopić się w przestrzeń Warszawy. Pierwszym zwiastunem owej idei był kuriozalny Car Project z 2002 roku, w ramach którego Jarzyna rozpisał konkurs na scenariusz spektaklu rozgrywającego się w samochodzie krążącym po warszawskich ulicach. Napłynęły różne propozycje, lecz żadna nie doczekała się realizacji. Paradoksalnie rozpoznanie nowego oblicza Warszawy dokonać się miało wyłącznie za pomocą zagranicznych dramatów: "Zaryzykuj wszystko" Walkera, "Disco Pigs" Walsha, "Electronic City" Richtera, "BASH" La- Bute'a, "Zimy" Fossego, "Pit-bulla" Spychera, "Zszywania" Neilsona, "Snów" i "Tlenu" Wyrypajewa. Jarzyna przygotował dwa spektakle ("Zaryzykuj wszystko" i "BASH"), a stworzenie pozostałych powierzył aktorom - Redbadowi Klijnstrze i Aleksandrze Koniecznej oraz reżyserom ze swej generacji, w tym nnie Augustynowicz, Grażynie Kani czy Łukaszowi Kosowi. Lecz zaledwie naszkicowane przedstawienia nie przyniosły satysfakcji twórcom ani widzom. Tylko "Zaryzykuj wszystko" utrzymało się dłużej w repertuarze, przeniesione zresztą do budynku teatru. Cykl okazał się rozmienianiem na drobne kapitału Rozmaitości.

Racjonalnym uzasadnieniem całego projektu i wyjścia poza budynek teatru był plan generalnej przebudowy Rozmaitości, z którego dotąd nic nie wyszło. Efektem ubocznym Terenu Warszawa stało się natomiast rozbicie i rozproszenie właśnie uformowanego zespołu aktorskiego, który został pozbawiony zajęć i źródeł utrzymania. Mógł się też poczuć zagrożony lansowaniem adeptów przyjętych do działającego przez sezon studium. Jarzyna wyjaśniał, że pragnął zapobiec krystalizowaniu się gwiazdorskiego zespołu i teatru nastawionego na zagraniczne wojaże. Ale z dzisiejszej perspektywy widać wyraźnie, że poprzez destrukcję dotychczasowych osiągnięć usiłował uporać się z własną niemocą czy dezorientacją. Ponadto uruchomienie skomplikowanego przedsięwzięcia organizacyjnego i podjęcie pracy pedagogicznej ze studentami wydziałów aktorskich z Warszawy i Krakowa sprawiały wrażenie działań zastępczych.

W przeciwieństwie do Warlikowskiego, który w kolejnych sezonach przygotowywał dojrzałe inscenizacje "Burzy" Shakespeare'a, "Dybuka" An-skiego i Krall, "Kruma" Levina oraz "Aniołów w Ameryce" Kushnera i pogłębiał swój dialog z polską publicznością, Jarzyna jakby nie miał jej nic do opowiedzenia bądź przekazania. Po Terenie Warszawa zrealizował wreszcie inscenizację "2007: Macbeth", ale szkocką tragedię potraktował w znacznym stopniu jako pretekst do krytyki interwencji USA w Iraku i do stworzenia serii sekwencji ukazujących współczesną wojnę. Z kolei wystawiony w poprzednim sezonie scenariusz "Giovanniego" powstał trzy lata wcześniej z myślą o teatrze niemieckim i rozgrywał się w realiach zachodnioeuropejskich.

W sezonie 2005/2006 Jarzyna zainicjował kolejny projekt, TR/PL, oparty wreszcie na rodzimej dramaturgii. Do tego czasu, czyli przez siedem sezonów, jedynym polskim dramatem współczesnym granym w Rozmaitościach była zrealizowana w 2001 roku część "Beztlenowców" Villqista, poświęcona parze gejów opiekujących się niemowlakiem. W ramach TR/PL wystawione zostały co najmniej kontrowersyjne utwory, jak "Helena S." Moniki Powalisz, demaskująca z pozycji feministycznych instrumentalne traktowanie kobiety przez mężczyzn, lub "Strefa działań wojennych" Michała Bajera, ukazująca patologię życia rodzinnego. Na szczęście Jarzyna, zachwycony legnickim "Made in Poland", ściągnął wówczas do TR Przemysława Wojcieszka, który zrealizował swój utwór "Cokolwiek zrobisz, kocham cię" - o dwóch lesbijkach usiłujących ułożyć sobie życie w wielkim mieście. Zaprosił też Jana Klatę, z którym studiował na jednym roku w krakowskiej PWST, i wystawił on własny dramat "Weź, przestań", ukazujący warszawiaków z perspektywy przejścia podziemnego. Te dwa spektakle nareszcie ukazały wprost oblicze Warszawy czasów transformacji. Jednak projekt TR/PL posiadał też aspekt polityczny, gdyż stanowić miał krytykę polskiej rzeczywistości z pozycji lewicowo-liberalnych.

Rozmaitości przeobrażały się bowiem stopniowo w dom kultury w stylu berlińskiej Volksbühne Castorfa. Obok przedstawień - zresztą coraz rzadziej granych w siedzibie teatru - organizowane są w nich przecież koncerty, projekcje filmowe, lektury dramatów, wreszcie debaty dotyczące spraw publicznych lub idei politycznych. Te ostatnie zawłaszczyła całkowicie nowa lewica z kręgu redakcji "Krytyki Politycznej", a ściślej Sławomir Sierakowski i Maciej Gdula, którzy prowadzą spotkania. Sojusz Rozmaitości ze środowiskami lewicowymi wydawać się może nieunikniony i zrozumiały. Przedstawienia Jarzyny i Warlikowskiego były przecież manifestacją obyczajowego permisywizmu, seksualnej swobody, tożsamości homoseksualnej czy zażywania narkotyków, ukazywały rozpad tradycyjnej rodziny. Nic dziwnego, że niektóre przedsięwzięcia,jak niedoszłe wystawienie w 2001 roku "Zbombardowanych" Kane w reżyserii Gadiego Rolla albo prowokacyjne kwestie z "Zszywania", wywoływały protesty prawicowych radnych miejskich. Jednak inscenizatorzy do pewnego momentu unikali wyraźnego zabierania głosu w sporach publicznych i zachowywali rozsądek czy umiar w dziedzinie polityki, unikając radykalizmu. Jarzyna wystawiając "Uroczystość", tonował krytykę zachodniej burżuazji oskarżanej przez autorów o rasizm i faszyzm. Gdy w "Burzy"Warlikowskiego pojawił się metaforyczny obraz postkomunistycznej Polski, w scenie wesela Mirandy i Ferdynanda doszedł do głosu motyw tęsknoty za tradycyjnym ładem. W "Aniołach w Ameryce" miała się przejrzeć dzisiejsza Polska, głęboko podzielona na środowiska liberalne i konserwatywne, lecz spektakl miał bardziej uniwersalny wymiar, a w jego finale pojawiało się wezwanie do przezwyciężania wszelkiej wrogości. Jarzyna dotąd nie przełamał swego oporu przed bezpośrednim ukazywaniem i komentowaniem polskiej rzeczywistości społecznej. Wojcieszek i Klata uczynili to w TR niejako za niego, z tym że ten drugi jako katolik z prawicowymi przekonaniami przywołał cienie powstańców warszawskich z 1944 roku, Jana Pawła II i Jezusa. Owocem wdzierania się polityki na scenę TR stali się w obecnym sezonie "Szewcy u bram" - wspólne dzieło lewaka Sierakowskiego i Klaty, zwolennika PiS-u rozczarowanego dwuletnimi rządami tej partii. Przy czym spektakl, konstatujący bezsilność tradycyjnej polityki i ideologii rewolucyjnych w obliczu triumfu neoliberalnego turbokapitalizmu oraz kompromitację podjętej przez PiS moralnej sanacji w Polsce, nawiązujący zarazem do tekstów Slavoja Žižka i Cezarego Michalskiego, okazał się co najmniej osobliwą hybrydą.

W obecnym sezonie dominować ma w TR teatr krytyczny, poddający dekonstrukcji własne konwencje, a ponadto mający charakter europejski, bo współtworzony przez zagranicznych reżyserów. Zwiastunem owego cyklu był zamykający poprzedni sezon spektakl "Ragazzo dell'Europa" działającego w Berlinie przy boku Castorfa René Pollescha. Jednak "Hamlet" - tym razem w reżyserii amerykańskiego reżysera - okazał się niewypałem (do realizacji nie doszło). A łatwo odgadnąć, że kolejny etap w działalności TR - po spenetrowaniu Warszawy, Polski i Europy - powinien dotyczyć całego świata w skali globalnej.

Bynajmniej nie obawiałbym się o przyszłość Rozmaitości, gdyby Jarzynie udało się podtrzymać stałą współpracę z Klatą. Jest on bowiem równie silną osobowością jak Warlikowski. Poza tym zna rodzimą tradycję i ma temperament publicystyczny, a więc doskonale uzupełnia braki Jarzyny. Przecież, paradoksalnie, to nie Jarzyna dorastający na Śląsku, lecz warszawianin Klata w "...córce Fizdejki" wprowadził na scenę bezrobotnych górników z Wałbrzycha. Jarzyna również z racji genealogii wydawał się predestynowany do stworzenia takiego spektaklu jak "Transfer!". Jednak w TR poza Klatą realizować mają swoje dzieła twórcy związani z nową lewicą i przez nią raczej nadmiernie lansowani, jak Paweł Demirski, Wiktor Rubin i Bartosz Frąckowiak.

"Czuję się w obowiązku - oświadczył Jarzyna w 2006 roku - dbać o swoje pokolenie". Jednak nie sprostał roli lidera całej generacji, choć okazał się sprawnym dyrektorem, skutecznym zwłaszcza w nawiązywaniu kontaktów międzynarodowych. Rywalizację z Warlikowskim raczej przegrał, bo Warlikowski zdobył nie tylko większy prestiż czy rozgłos w Polsce i poza jej granicami, ale także autorytet w dotychczasowym zespole. A Rozmaitości już dawno straciły monopol na kształtowanie współczesnego teatru i dramatu w Polsce, gdyż zbliżony model realizują inne sceny kierowane przez rówieśników Jarzyny. Nie przekonał również do owocujących na ogół niezbyt interesującymi spektaklami i nieco spóźnionych w stosunku do podobnych inicjatyw na polskim gruncie projektów realizowanych w TR, w których zresztą, z wyjątkiem Terenu Warszawa, ostentacyjnie nie uczestniczył. Sam zapewne a wątpliwości dotyczące oblicza TR i kierunku, w jakim ma on zmierzać. Radykalizm, zarówno estetyczny, jak i polityczny, wbrew pozorom jest mu wyraźnie obcy i niepotrzebnie go narzucał sobie oraz całemu zespołowi. Czyż bowiem zainteresowanie Jarzyny operą ("Cossi fan tutte" Mozarta i "Giovanni"), podjęcie pracy w wiedeńskim Burgu ("Medea" i "Lew w zimie" Goldmana) albo zapowiedź wystawienia adaptacji "Drakuli" Stokera nie są świadectwem jego pragnienia powrotu do "prowincjonalnego" estetyzmu i raczej tradycyjnej formuły teatru?

Rafał Węgrzyniak - historyk teatru, krytyk, absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST; autor "Encyklopedii Wesela Stanisława Wyspiańskiego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji