Artykuły

Z Szekspirem dzień czwarty

Pod znakiem "Hamleta" zapisuje się czwarty dzień Festiwalu Szekspirowskiego i to "Hamleta" ustawionego na antypodach stylistyki, estetyki, sztuki, a nawet wyrazu i odbioru. To dzięki konfrontacji Teatru Replika z Madrytu i Teatru Odeon z Bukaresztu - pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.

O czym jest "Hamlet"? O wszystkim. Szymborska mówiła, że wszystko to słowo bezczelne i nadęte pychą, bo udaje, że niczego nie pomija, a w gruncie rzeczy jest tylko strzępkiem zawieruchy. Może to wychodzi tylko geniuszom i zdarza się raz na tysiąc lat, ale "Hamlet" Szekspira jest o wszystkim. Młody książę wplątany w wir dworskich porachunków - proszę bardzo; zmagania uczciwego młodzieńca z cynicznym królem - a jakże; próby nieobliczalnego księcia, by stworzyć nowy państwowy ład - tak; opowieść o bezsilności, braku woli i zmaganiach jednostki z tajemnymi siłami nacierającymi z każdej strony- z pewnością; portret obłąkańczej istoty pełnej jednak sił umysłowych i fizycznych - czemu nie. "Hamlet" jest o wszystkim. Reszta jest milczeniem. Ale wszystkiego na szczęście na da się pokazać na scenie. Trzeba mieć ten słynny i skądinąd uciążliwy klucz interpretacyjny. Zgubił go gdzieś na pewno Jarosław Bielski, reżyser hiszpańskiego "Hamleta". Jego sztuka chce być o wszystkim, a jest o niczym. Hamlet (Raúl Chacón) miał być współczesnym antybohaterem, zmagającym się bezskutecznie ze światem i studentem filozofii zarazem. Tymczasem on w posrebrzanych lakierkach, nażelowanych włosach i czarnym garniturze nadawałby się bardziej do roli dyskotekowego podrywacza niż poszukującego myśliciela. Sili się po prawdzie na jakieś tam emocje i zdarza mu się przez to przekazać znikomą cząstkę własnej osobowości, ale to za mało, by pokazać to, co w jego bohaterze najcenniejsze - jawność i udźwignąć całe przedstawienie. Nawet jego relacje z kobietami - matką i Ofelią - trudno ukonstytuować jako seksualne pragnienie czy jakikolwiek inny rodzaj fascynacji. Gertruda zresztą (Socorro Anadón), podobnie jak Klaudiusz (Borja Manero) są tak beznamiętni i posągowi, że nawet w swym nieustannym zajęciu sobą przestają być zauważalni. Najbardziej wyrazista okazała się Ofelia (Marta Eguía). Staje przed Hamletem w bieli jak niewinna dziewczynka, a jednak świadoma swojej cielesności, którą obnaża przed ukochanym. Tylko jej obłęd i podatność na wpływy królewskiej pary nijak mają się do całości tej kreacji.

Biel to jednak dość intrygujący pomysł reżyserski. Kolor niewinności, czystości, nieskazitelności w spektaklu Bielskiego symbolizuje śmierć. Chyba niewiele ma to wspólnego z pogańskimi Słowianami albo kulturą Wschodu, w których barwa występuje jako symbol żałoby. Może więc biel, pojawiająca się na scenie w formie długich całunów po kolejnych zgonach to znak zachłanności życia, której musieli przeciwstawić się najpierw Hamlet król, potem Poloniusz, Ofelia, Gertruda, Klaudiusz, Laertes i sam Hamlet. Na tym niestety kończą się rozważanie nad sensem i ideą spektaklu. Mało oryginalny pomysł rozpoczęcia dzieła słynnym monologiem Hamleta niczego nie wnosi, lecz rodzi jedynie dalszą, beznamiętną lawinę słów. Na niemal pustej, przyciemnionej scenie, przykrytej nie w całości królewsko-czerownym dywanem (scenografia Małgorzaty Żak), ubrani w czarne kostiumy bohaterowie przez prawie trzy godziny mówią. Po antrakcie słucha się tego mówienia trochę mniej boleśnie, ale to tylko dzięki delikatnie wzmożonej dynamice całości.

Na szczęście rekompensatą za stracony czas okazał się spektakl Teatru Odeon z Bukaresztu "Hamletmachine" [na zdjęciu] Heinera Műllera w reżyserii Dragosa Galgotiu. Siła tego dzieła leży już w krótkim tekście Műllera, który niejako na nowo opowiada i dopowiada szekspirowską tragedię. Głosu udziela jednak tylko Hamletowi i Ofelii, którzy świadomi swojej małości i bezradności w świecie stają się naocznymi światkami niezwykłej budowli. Hamlet nazywa ją "uniwersytetem śmierci", lecz to jednocześnie szkoła grzechu, zła, rozpusty, szaleństwa, obłędu, nawet politycznej zawiści. W jej ławach zasiedli najwięksi i najsłynniejsi zbrodniarze ludzkości Ryszard III, Raskolnikow. Wizje, które wyłaniają się niejako z umysłu Hamleta nie zastygły jednak nieruchomo w sztywnych ławach. Są dynamiczne, ekspresyjne, pełne barw i paradoksalnej chęci życia. Intensyfikują się i mnożą niemal z każdą chwilą swojego teatralnego istnienia, jakby rozszalałe chciały personifikować ludzkie emocje. Dlatego trzon scenicznego dziania się (trudno tu mówić o akcji) zasadza się w samym środku burzy. Główny bohater, zmagając się z niepohamowanym żywiołem, jak podróżnik z mickiewiczowskiego sonetu, tropi wizje własnego umysłu. Czasem brutalnie wyrywa go z tajemnego świata kotwica, która jednostajnie jak metronom odmierza czas.

"Hamletmachine" to także zestaw scen skonstruowanych ze szczególną starannością i dopracowanych w najdrobniejszych detalach. Ich plastyka, natężenie światła, tempo, choreografia (Razvan Mazilu), kostiumy aktorów (Doina Levintza), muzyka i stylistyka w swej ambiwalencji dotykająca poważnej klasyki, kabaretu z lat 30., cyrku i baletu tworzy soczystą i doskonale skomponowaną całość. W tą przestrzeń wpisują się aktorzy wyraźnie zaangażowani w swoje kreacje z porażającym w swych monologach Hamletem (Marius Stenescu), ignoranckim śmiechem Ofelii (Anoaneta Zaharia), Horacym w roli baletmistrza (Traian Vias) i Poloniuszem wytrwale oddającym się cyrkowym igraszkom clownów. Więcej tu obrazu niż słowa. Więcej tajemnicy niż dosłowności. Więcej pytań niż odpowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji