Artykuły

Ważne, żeby ludzi radować

- Mogę pracować w Czechach, Albanii, gdziekolwiek. Ważne, żeby radować ludzi tym, co robimy - mówi BARTEK TOPA.

300 miejsc było wypełnionych do ostatniego krzesła, a młódź siedziała i w przejściach. Reakcje na kolejne sekwencje i teksty były więcej niż spontaniczne, tą żywiołowością młodsi koledzy Bartka Topy [na zdjęciu] zarazili i przedstawicieli grona. Takiej "spowiedzi", jaką po pokazie zafundowali aktorowi uczniowie z "wetu" - pewnie dawno on nie odbył, bo były w niej i wątki "historyczne".

- To fakt, że czekasz na jakąś piękną rolę, np. Hamleta? - pytali konferansjerzy z "wetu".

- Jestem zadowolony z tego, co zrobiłem w teatrze. Np. w sztuce "Kuracja" grałem psychiatrę i wielu uznało tę rolę za głęboką, poruszającą - wyznawał Bartek Topa.

- A nie uważasz, że marnujesz talent w Polsce?

- Mogę pracować w Czechach, Albanii, gdziekolwiek. Ważne, żeby radować ludzi tym, co robimy.

- Wielu twierdzi, że nie pasuje ci rola Zenka w "Złotopolskich"...

- Przyjąłem tę rolę na dwa dni, a ten epizod rozrósł się na trzy lata. Sprawia mi ta rola dużą frajdę, cieszę się, że mogę ją zagrać. Lubię obserwować ludzi i kilka tych obserwacji chyba jest we mnie. Parę razy "rzuciłem grzywą" w sklepie...

Wpuścił też Bartek swoich młodszych kolegów do filmowej kuchni, opowiadając, jak przez trzy lata grupa przyjaciół pracowała nad "Weselem" - począwszy od scenariusza, przez casting, początki produkcji, skupienie grupy twórców, pozyskanie specjalistów, np. pirotechników, bo jedną z niezapomnianych scen "Wesela" jest "wybuchający kibel". Nad tym efektem ekipa pracowała przez 3 dni, a aktorzy i obsługa techniczna i tak przez pomyłkę stale wchodzili do tego przybytku, zapominając o założonych ładunkach...

"Wesele" było realizowane we wsi Gościeńczyce pod Warszawą, natomiast ślubny korowód samochodów nakręcano w Bieszczadach. Producenci audi, które w scenie finałowej zdesperowana panna młoda tłucze "sztychówką", niestety, nie zasponsorowali producentów, ale realizatorzy byli zszokowani wytrzymałością karoserii. Aktorka biła łopatą z całej siły, uszkodziła sobie nadgarstki i opatrywano ją w szpitalu, a blacharka się nie poddawała, efekt zniszczeń wciąż nie spełniał oczekiwań... Brak sponsoringu uwiarygodnia wynik tego "testu" wytrzymałości. Mówił jednak aktor-producent jeszcze bardziej zdumiewające rzeczy o "pijanym" filmie:

- Często padały pytania, jak się nam udało nakręcić film z wiecznie pijaną ekipą, tymczasem podczas zdjęć nie została wypita ani kropla alkoholu... Siłą filmu jest dobre aktorstwo i podkreślano to na gdyńskim festiwalu.

- Czy droga do aktorstwa człowieka po szkole o profilu zawodowym nie jest trudniejsza? - drążyli sprawę młodsi koledzy Bartka Topy.

- Ja strasznie lubię robić fikołki - tłumaczył indagowany. W życiu starłem się dotykać różnych historii. W "wecie" też znalazłem się z przekory, bo... było mi dalej niż do "Goszczyńskiego", ale cieszę się, że chodziłem do tej szkoły. Oczywiście uważałem, wtedy, że weterynaria jest bardzo interesującą dziedziną. Dopiero w wieku dwudziestu lat zdałem sobie sprawę, że to jednak nie to, czego od życia oczekuję. I nawet byłem zaskoczony, że tak łatwo udało mi się dostać do szkoły aktorskiej. Ale jeśli się czegoś bardzo chce, jeśli naprawdę ma się pociąg do aktorstwa - to wszystko jest możliwe. Po każdej szkole. Tylko trzeba trochę czytać - i to książek nie tylko weterynaryjnych. Repertuar do zaprezentowania na egzaminie - począwszy od Rilkego, skończywszy na pamiętnikach Paska - wybierał mi prof. Andrzej Janiszewski. Na 20 miejsc w Szkole Aktorskiej było 300-400 kandydatów. Egzaminy trwały w sumie 2 tygodnie, obejmowały m.in. interpretację wiersza, prozy, sprawność fizyczną.

Do Łodzi pojechał Bartek wiedziony młodzieńczą miłością. - Agata chciała zdawać na studia aktorskie - powiada. - Ja się dostałem, ona się nie dostała i zaczął się dramat...

Decyzji podejmowanych, gdy grały silne uczucia, teraz nie żałuje i nie ukrywa: - Aktorstwo daje mi takie możliwości, że mogę wykonywać praktycznie każdy zawód. Nie będę prawił kazań, ale trzeba się uczyć. I robić to, w co się wierzy, co chce się robić.

Kiedyś od szkolnej społeczności dostał początkujący aktor... czaszkę krowy, "żeby miał łeb nie od parady". Teraz, po premierze "Wesela", koledzy obdarowali go czymś równie wymownym: kamieniem z Samorodów (złącza Dunajców pod wzniesieniem Kokoszkowa, gdzie stoi jego szkoła; częste miejsce wagarowych wypadów i tych w "wetu", i tych z "Goszczyńskiego") oraz podkową na szczęście, a ku przypomnieniu weterynaryjnych zabiegów, w których przyszły aktor wykazywał dużą sprawność... Nad pomyślnością w aktorskim fachu Bartek pracuje już teraz z grupą przyjaciół, ale świadomość, że kibicuje mu jego szkoła, to mocny "power".

Sentyment do "wetu", do złotych myśli wychowawcy i przyjaciela młodzieży Wojciecha Kudasika, do tarcz przyklejanych "na rzepa" - ciągle w nim żyje, odnawiany co roku na klasowych spotkaniach u dr. Kudasika.

- Istnieje jakaś wieź między nami, przyjaźń, którą bardzo sobie cenię - mówi Bartek o klasie i nauczycielach. - To dzięki doktorowi i ważne, żeby mieć takiego moderatora.

- Wasze rekordy też są nie do pobicia - zrewanżował się wychowawca. - Przez 5 lat frekwencja była 97-procentowa.

Spotkanie przy następnej premierze filmu wyprodukowanego przez Bartka i spółkę może być jeszcze bardziej tłumne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji