Artykuły

Kapłan aktorstwa

2 sierpnia MIECZYSŁAW VOIT, gdyby żył, ukończyłby 80 lat i kto wie, czy od czasu do czasu nie czarowałby nas jeszcze swoim talentem i osobowością. Słowo "czarować" jest tu bardzo na miejscu, ponieważ w aktorstwie Mieczysława Voita był jakiś zjawiskowy, staromodny czar.

Był szalenie przystojnym, wysokim mężczyzną o szlachetnej, stylowej urodzie, która robiła wrażenie nie tylko na kobietach, ale nawet na zupełnie heteroseksualnych mężczyznach. Odznaczał się swoiście mrocznym typem urody i otaczał go jakby woal tajemniczości. Urodził się w Kaliszu w 1928 r., ale nie wiedzieć dlaczego zawsze wydawał mi się jakiś krakowski w obejściu, w stylu bycia, w specyficznej wytworności. Pasował mi do krakowskich kawiarń i do kulis krakowskich teatrów. Tak zupełnie się w tym nie pomyliłem, bo także w Krakowie spędził Voit kilka sezonów wraz z żoną, wspaniałą aktorką Barbarą Horawianką.

Potem były Łódź, Narodowy i współpraca z Dejmkiem, a wreszcie Teatr Polski również za Dejmka. Pierwszy raz zobaczyłem Mieczysława Voita będąc zupełnie małym pacholęciem na ekranie kina w "Krzyżakach" Aleksandra Forda, w roli złego Kunona von Lichtensteina, który zrobił na mnie wtedy silne, a zarazem przykre wrażenie swoją mściwą zaciętością przeciw Zbyszkowi z Bogdańca. Potem były wspaniała rola księdza Suryna w "Matce Joannie od Aniołów" Jerzego Kawalerowicza, kapłan Samentu w "Faraonie" tegoż, przejmująca kreacja w dramacie psychologicznym Stanisława Różewicza "Samotność we dwoje" także z udziałem Barbary Horawianki, pyszny Żyd w "Weselu" Andrzeja Wajdy, idealistyczny Bo-dzanta w "Dziejach grzechu" W. Borowczyka, przejmujący dreszczem Konduktor w "Sanatorium pod Klepsydrą" Wojciecha J. Hasa, czy imponujący, tytułowy "Maestro" w sztuce Jarosława Abramowa-Newerlego. Nie dalej jak kilka dni temu mogliśmy oglądać Voita w majestatycznej kreacji Wojewody w ekranizacji "Mazepy" dokonanej przez Gustawa Holoubka. Nie lubię szufladkować aktorów i przydawać im etykietki, ale kiedy myślę o Mieczysławie Voicie, to przychodzi mi na myśl słowo "kapłan", "kapłan sceny", bo swój zawód uprawiał z jakimś dostojeństwem i dystynkcją kapłana. Oczywiście kapłana sztuki. Tak się przy tym złożyło, że to Jego zgon 31 stycznia 1991 r. był pierwszą w moim życiu boleśnie odczutą utratą cząstki mojego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji