Artykuły

Bardzo elegancka trauma

"Z prochu powstałeś" w reż. Andre Hübnera-Ochodlo w Teatrze Atelier w Sopocie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku, dodatku Kultura.

"Z prochu powstałeś" na scenie sopockiego Atelier to dobrze skrojone przedstawienie na letnie wieczory w nadmorskim kurorcie.

Nie oznacza to jednak, że przedstawienie Andre Hübnera-Ochodlo nie udało się lub nie dotyka spraw istotnych. W pamięci pozostaje oblicze Rebekki - Joanna Bogacka nie wstydzi się pokazywania twarzy nieruchomej jak maska, czasem tylko ożywionej drobnym grymasem, twarzy zmęczonej, cierpiącej, ale wciąż zachowującej urodę. O swoim kochanku i jego pracy opowiada ze spokojem, rzeczowo, aby nagle - w chwili, gdy nie może już udawać przed sobą, że w jej przeszłości nie stało się nic szczególnego - stracić panowanie. Wtedy jej krzyk przechodzi w skowyt śmiertelnie zranionego człowieka, ciało pręży się niczym w epileptycznym ataku. To rola zbudowana na ostrych, dynamicznych kontrastach, nie ma tu jednak mowy o żadnej histerii. Bogacka chowa się za swoją postacią, ale to ona pozostaje właściwie gwiazdą tego wieczoru w Atelier. Krzysztof Gordon grający Devlina pełni rolę kogoś w rodzaju sparring partnera, jego pytania służą wydobyciu na jaw przeżyć Rebekki.

Co dzieje się właściwie pomiędzy tym dwojgiem ludzi? Czy na pewno dwojgiem? Zamknięta do końca przedstawienia butelka wina, postawiona wyraźnie na pierwszym planie postać Rebekki sugerują, że w przedstawieniu Hübnera-Ochodlo nie ma właśnie dwojga ludzi, że tu nic się nie zdarzyło, że cały ten wieczór wspomnień rozgrywa się w wyobraźni Rebekki. Taka interpretacja wydaje się zgodna z duchem utworu Harolda Pintera, gorzej wypadają inscenizacyjne zabiegi reżysera. Hübner-Ochodlo zafundował bowiem kilka rozwiązań, które mogłyby uchodzić za odkrywcze kilka sezonów temu, a dziś trącą wytartym scenicznym banałem. Po pierwsze ta nieszczęsna kamera rejestrująca twarz Bogackiej. Jasne, że miała umożliwić wgląd w duszę Rebekki, jej bezlitosna obiektywność wyłapuje każdy fałsz, próbę ucieczki od potwornych wspomnień. Tylko że aktorka klasy Joanny Bogackiej poradzi sobie z takim zadaniem koncertowo i bez kamery. Aktorkę mamy na wyciągnięcie ręki, scena Atelier jest niewielka, więc powściągnięta ekspresja, środki wyrazu niemal filmowe są do osiągnięcia metodami czysto teatralnymi. Gdyby reżyser jeszcze nie ilustrował retrospekcji Rebekki, tych chwil rozdrapywania psychicznych ran natrętną muzyką albo efektem ludzkiego głosu puszczonego z taśmy od tyłu. Hübner-Ochodlo wybrał tekst zakładający maksymalną ascezę środków, po czym tak go "ubogacił", by nikt nie miał grama wątpliwości, że na scenie mówi się niesłychanie ważne i dramatyczne rzeczy.

Suknia Rebekki i umieszczony za muślinowym ekranem kinkiet wyraźnie nawiązujący do menory zastąpiły wnętrze opisane przez Pintera - elegancki salon z widokiem na ciemniejący w miarę upływu scenicznego czasu ogród. U angielskiego pisarza ta pogrążająca się w mroku przyroda jest teatralnym komentarzem wspomnień Rebekki, metaforą samotności człowieka w swoim cierpieniu. W sopockiej realizacji "Z prochu powstałeś" narzucająca się symbolika żydowskiego świecznika niezręcznie zawęża perspektywę bolesnych przeżyć z historii do upiornych wspomnień Holocaustu. A przecież Pinter, pisząc dramat w 1996 roku, nawiązywał też zapewne do niedawnych wydarzeń na Bałkanach. "Z prochu powstałeś" to pozycja na lato, spektakl grany tuż obok szykownego klubu, w sąsiedztwie hoteli, w zawsze modnym kurorcie. Może jednak w tym ułożonym świecie służącym tylko zabawie warto przypominać i o tej innej, tragicznej stronie ludzkiej egzystencji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji