Artykuły

Szekspir pod mostem

Jeśli komuś się wydaje, że Amerykanów nie można zaskoczyć rozmachem, to jest w błędzie. Grzegorz Jarzyna zadziwił Nowy Jork swoją monumentalną inscenizacją - czytamy w Forum (Na podstawie International Herald Tribune, The New York Times).

Przeniesiony z Warszawy do Nowego Jorku "2007: Macbeth" Grzegorza Jarzyny jest antytezą "teatru ubogiego" polskiego obrazoburcy Jerzego Grotowskiego. Dekoracje zastępuje dwupiętrowy bunkier wzniesiony specjalnie na tę okazję. Na tę budowlę rzutowano napisy, ale publiczność miała też słuchawki, przez które atakowała ją złożona ścieżka dźwiękowa. Koordynacja obrazów, dźwięków i akcji była wyśmienita, a wiele sekwencji rozgrywano jednocześnie, co dawało efekt dzielonego ekranu kinowego. To "Makbet" przerobiony na współczesne kino akcji; "Makbet" dla tych, którzy uważają, że Szekspir zamulił świetną historię poezją, a mógł przecież pokazać nam wszystkie te smakowite morderstwa, które uparcie zostawiał poza sceną.

WARYŃSKI NA BROOKLYNIE

Spektakl "2007: Macbeth" w reżyserii Grzegorza Jarzyny, wystawiony przez TR Warszawa, miał swoją premierę w 2005 roku. Ta obrazowa inscenizacja została pokazana w Nowym Jorku, u podnóża Mostu Brooklińskiego w dniach od 17 do 29 czerwca br. Zespół pojechał tam na zaproszenie eksperymentalnego teatru St. Ann's Warehouse i nowojorskiego Instytutu Kultury Polskiej. Wszystkie elementy scenografii i rekwizyty zostały wiernie przeniesione z warszawskiej inscenizacji. Aktorzy grali po polsku, a widzowie śledzili tekst angielski na specjalnych ekranach.

Scena St. Ann's Warehouse okazała się za mała na ogromne, multimedialne przedstawienie, zrealizowane z takim rozmachem. Dlatego też pokazano je w murach dawnego, pozbawionego dachu składu tytoniu z epoki wojny secesyjnej, znajdującego się naprzeciw teatru, pod samym Mostem Brooklińskim. Specjalnie na potrzeby tego przedstawienia zbudowano tam widownię i dwupoziomową scenę.

Susan Feldman, założycielka i kierownik artystyczny St. Ann's Warehouse, początkowo nie wierzyła, że uda się przenieść tak ogromne przedsięwzięcie do Nowego Jorku. Była jednak zachwycona oryginalnym spektaklem wystawionym w pofabrycznej hali dawnych zakładów im. Waryńskiego w Warszawie (potem zrealizowano również wersję telewizyjną). Feldman dwukrotnie widziała warszawskie przedstawienie. - Byłam pod wrażeniem skali i rozmachu speklaklu, jego filmowej jakości i emocjonalnej prawdy. Przez większość czasu nie wiedziałam nawet, co mówią aktorzy, ale to nie miało znaczenia. Postanowiła pokazać tę inscenizację u siebie, w Nowym Jorku. Minęły dwa lata, zanim udało jej się zrealizować ten zamiar, a koszty całej operacji wyniosły 700 tys. dolarów.

Ekipa złożona z amerykańskich i polskich robotników budowlanych pracowała przez tydzień, ustawiając w obrębie murów ogromną scenę i amfiteatralną widownię z ponad 300 miejscami. Z powodu bariery językowej robotnicy często musieli porozumiewać się gestami, uzgadniając szczegóły techniczne.

Efekt końcowy jest imponujący. Socrealistyczna szarość konstrukcji kontrastuje z murami z czerwonej cegły. Nad nimi widać łuki Mostu Brooklińskiego, a dalej rozciąga się wspaniała panorama Manhattanu.

Dekoracje i rekwizyty, m.in. niemieckie pralki automatyczne, przywieziono

do Ameryki w trzech olbrzymich kontenerach. Sam transport kosztował prawie 30 tys. dolarów. To i tak mniej niż trzeba by było zapłacić za odtworzenie tego wszystkiego w Nowym Jorku. Ponadto Susan Feldman zależało na dokładnym przeniesieniu oryginalnego spektaklu. Ani ona, ani reżyser nie wyobrażali sobie wystawienia go w mniejszej skali na deskach St. Ann's Warehouse.

Jednak inscenizacja pod gołym niebem nastręcza pewnych trudności i to nie tylko z uwagi na zmienną pogodę. Głośny ruch na moście zagłusza punkową muzykę stanowiącą element spektaklu. Wszyscy widzowie zostali więc wyposażeni w słuchawki. - St. Ann's Warehouse zawsze miał rockandrollową energię - podkreśla Feldman - z którą wspaniale współgra oprawa muzyczna tego przedstawienia.

TO TRZEBA POKAZAĆ

W tradycje teatru doskonale wpisuje się również postać samego Grzegorza Jarzyny. Mając 40 lat, bardziej przypomina niesfornego chłopca, ze swą fryzurą na punka i wytartymi dżinsami, niż poważnego reżysera. Nad wystawieniem! "Makbeta" zaczął pracować już w 2000 roku, wkrótce po tym jak został dyrektorem artystycznym Teatru Rozmaitości w Warszawie. Po dwóch latach zarzucił jednak swój projekt, nie mogąc znaleźć właściwego odniesienia we współczesnej rzeczywistości.

Właśnie wtedy rozpoczęła się inwazja na Irak. - Uświadomiłem sobie wtedy

pewne podobieństwa między tą wojną i dramatem Szekspira - wspomina reżyser. Jego inscenizacja nie jest jednak prostą alegorią. Znajdziemy w niej odniesienia nie tylko do Iraku, ale także do wojny na Bałkanach i w Czeczenii. Jarzynę interesuje tu przede wszystkim uniwersalna kultura wojny i wojenna propaganda. Reżyser próbuje też eksperymentować, przekraczając granicę między teatrem i kinem, czerpiąc inspiracje z takich filmów jak "Łowca androidów" czy "Helikopter w ogniu".

- Chodziło mi o to, żeby przedstawienie było jak najbardziej realistyczne - mówi. - Na przykład u Szekspira w jednej z pierwszych scen dramatu bohaterowie relacjonują przebieg bitwy. Ja nie chciałem o tym opowiadać, chciałem to pokazać. Uznałem, że w teatrze elżbietańskim nie dało się tego wszystkiego przedstawić. Teraz mamy odpowiednie środki techniczne, możemy to pokazać, przybliżyć, możemy dać naszym widzom odczuć, czym naprawdę jest wojna. Dlatego też w spektaklu ciągle rozlegają się odgłosy wystrzałów, a krew leje się obficie po scenie. Zdaniem Susan Feldman widzowie powinni poczuć się jak na wojennym filmie akcji.

W warszawskiej inscenizacji dramatu Jarzyna do tego stopnia odszedł od oryginału, że ze sztuki zniknął jeden z jej głównych elementów, mianowicie trzy wiedźmy. Została tylko jedna, Hekate. Reżyser wyrzucił też kilka scen i monologów. Przed brooklińską premierą przedstawienia Jarzyna ponownie przeanalizował tekst i przywrócił niektóre monologi. Pokazał je jednak na sposób filmowy: twarz aktora jest widoczna w zbliżeniu na wielkim ekranie zawieszonym ponad sceną.

Całe widowisko było pomyślane jako krwawy dramat szekspirowski zrealizowany w stylu kina akcji. - Chodziło mi o to, aby widzowie poczuli strach, tak jak podczas oglądania dobrze zrealizowanego filmu - mówi reżyser. Grzegorz Jarzyna ma nadzieję pokazać swój spektakl także w Moskwie i Edynburgu. Natomiast Susan Feldman ma zamiar wystawiać w składzie tytoniu kolejne awangardowe przedstawienia. Dzięki temu, mimo rosnących cen gruntu i nieruchomości, ta część Brooklynu zachowa swój artystyczny charakter, któremu zawdzięcza przydomek Soho XXI wieku.

Grzegorz Jarzyna

Polski reżyser teatralny i telewizyjny, urodzony w 1968 roku. Dyrektor artystyczny warszawskiego teatru TR Warszawa (dawniej Rozmaitości). Ukończył Wydział Reżyserii krakowskiej PWST, gdzie był uczniem Krystiana Lupy. Studiował też filozofię i przez krótki czas teologię. Wybrane jego inscenizacje: "Bzik Tropikalny" według Witkacego, "Iwona, księżniczka Burgunda" Gombrowicza, "Magnetyzm serca" według "Ślubów panieńskich" Fredry, "Książę Mysz-kin" według "Idioty" Dostojewskiego. Laureat wielu nagród teatralnych, m.in. Nagrody im. Swinarskiego oraz Paszportu Polityki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji