Artykuły

Janowska Story

W stanie wojennym mieszkańcy wybrali ALINĘ JANOWSKĄ na przewodniczącą Rady Żoliborza. Sklep spożywczy chcieli zabrać, nie dała. Bar mleczny odzyskała. Na dachu suki milicyjnej jeździła ze szczotką i z tubą, śpiewała kuplety o higienie. Zmusiła lokalne władze do remontów szaletów. A jak dzieciaki zaczęły je niszczyć, założyła Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom - sylwetka warszawskiej aktorki.

Kiedy wybuchł pożar w kościele Twórców na placu Teatralnym, Alina Janowska miała właśnie czytać Słowo. Chwyciła Pismo Święte w objęcia i wybiegła. Nawet się nie nadpaliło.

- Kawę podać do trumny? - pyta gosposia. - Dziś do stołu, mam gościa - odpowiada Alina Janowska. Prowadzi przez szczelinę w ścianie do tajemniczego miejsca. Wymyślił je mąż, Wojciech Zabłocki, szablista, mistrz olimpijski, architekt, gdy budował ich dom. Odkrył, że towarzyska natura Aliny ma też alter ego, potrzebę samotności. Stworzył więc ukryty salonik z szezlongiem schowanym w ścianie, obok stolik, wschodnie kilimy. Pełna izolacja od świata. - Lubię ludzi, ale mogłabym być pustelnikiem.

Była taka od dziecka. Mieszkała z rodzicami w Brodach pod Kalwarią Zebrzydowską. Kochała to miejsce. Dróżkami kalwaryjskimi rodzice często ją prowadzili, tędy wiodła droga do Lanckorony, do przyjaciół. Wspomina z nostalgią, jak w słońcu jaśniał piasek koloru piaskowego. Potem już nigdzie takiego nie widziała. - Gdy padało, miesiłam go stopami jak ciasto; było ślicznie i straszno. Tam odkryłam, że ja jestem osobna.

Babcia hazardzistka

W czasie przygotowań do Pierwszej Komunii rozchorowała się na żółtaczkę, ksiądz zarządził dla niej oddzielną komunię. Pojechała do klasztoru tylko z boną, wolantem, woźnica strzelał z bata. - Kościół z cudowną Matką Boską Kalwaryjską był tylko mój. Czułam się wspaniale - przerywa wspomnienia, bo jest telefon ze Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Gniazdo, które założyła i od 18 lat jest prezeską. Znów telefon, tym razem ma ustalić letnie terminy nagrywania Złotopolskich. Od 10 lat gra apodyktyczną Eleonorę. Kiedy Eleonora zrobi coś miłego, aktorka dostaje rabat na żoiiborskim bazarku.

Alina Janowska obchodziła niedawno 85. urodziny.

- Zostałam aktorką niechcący. Bo... nie kopnęłam faceta. Na korytarzu teatru podniosłam właśnie nogę w grand batement, a mam wysoki, i omal nie przyłożyłam w twarz człowiekowi za moimi plecami. Ocalony zapytał: - Chce pani zagrać w filmie? Pewnie że chciałam, potrzebowałam pieniędzy, po tragicznej śmierci taty opiekowałam się mamą i bratem, ciężko było. Na planie "Zakazanych piosenek" po prostu robiłam, co mi kazano. Nieraz jedenaście czynności na raz. To było najtrudniejsze zadanie filmowe w moim życiu. Pomyślałam: widać, nadaję się. Egzamin eksternistyczny zdawałam wiele lat później.

Karierę artystyczną zaczynała zaraz po wojnie, tańczyła w teatrze Domu Żołnierza w Łodzi, zagrała w pierwszych polskich filmach, po "piosenkach" także w "Skarbie", potem śpiewała w Syrenie, grała w Narodowym, w Komedii, w kabaretach Szpak i STS-ie, znakomicie czuła się na estradzie. Ciepło wspomina ulubioną rolę, brzydką grubą babę w "Babie Dziwo" Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej.

Znów telefon. Prośba o wywiad o najnowszym filmie "Niezawodny system". - Zagrałam babcię hazardzistkę. Żyłkę do hazardu odkryłam jako zuch w Wadowicach - śmieje się. Pojechali na odpust. Nie wiedziała, co to jest odpust, ale kiedy zobaczyła kataryniarza z małpką, która wyciągała losy, wiedziała, że zagrać musi. Zdobyła od pani 5 gr. Wygrała... szczotkę do zamiatania. - I tak mi zostało. Moje signum. Zza granicy tylko szczotki przywożę. Na Żoliborzu, gdzie mieszka, perfekcyjnie zamiata uliczkę przed domem, a jak się rozpędzi, to i chodnik sąsiadów. Nie przejdzie obok rzuconego papierka. Lubią tu ją i nie lubią. Kłuje w oczy swoją porządnicką naturą.

Kuplety o sprzątaniu

W stanie wojennym mieszkańcy wybrali Alinę Janowską na przewodniczącą Rady Żoliborza. Sklep spożywczy chcieli zabrać, nie dała. Bar mleczny odzyskała. Na dachu suki milicyjnej jeździła ze szczotką i z tubą, śpiewała kuplety o higienie. Zmusiła lokalne władze do remontów szaletów. A jak dzieciaki zaczęły je niszczyć, założyła Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom i pierwsze Gniazdo, żeby miały gdzie uczyć się i bawić. W piwnicy, którą dostała, sama na kolanach kleiła linoleum. Dziś mają pod opieką 500 dzieci, nie tylko w Warszawie. W Radiu Wawa leci właśnie spot, w którym aktorka namawia do sprzątania po psach. - Z domu wyniosłam, że trzeba stale coś robić. Środowisko, w jakim człowiek wzrasta, jest bardzo ważne. Tata miał zasadę, którą we mnie wpoił: kochaj bliźniego jak siebie samego. Dzięki temu trudno mnie wyprowadzić z równowagi. Mam energię i ciągłe pomysły.

Pochodzi z religijnej rodziny. Uważa, że praktyki religijne utrzymują człowieka w dyscyplinie, przynoszą owoce. - Pomagają wydobywać dobro z człowieka, pomagają dobru wzrastać. Każdy człowiek jest dobry, bo w każdym jest dobro i zło. Takie myślenie też z domu wyniosłam. Ojciec dyrektorował szkołom rolniczym i leśnym, często przeprowadzaliśmy się, więc było ciekawie. Mama aktorka, pięknie śpiewała, wrażliwa, uczyła mnie, na co warto w życiu patrzeć. Sielanki w domu nie było, bo ojciec miał porywczy charakter. I mnóstwo talentów. Grał mi na fortepianie, bo ja często tańczyłam. Na tło i kurtynę potrzebowałam dwa prześcieradła. Goście mieli obowiązek podziwiać. Pierwszy prawdziwy występ miałam w remizie strażackiej. Wykonywałam taniec cygański z tamburynem. Miałam siedem lat. Tańczę i czuję, ze majtki mi się zsuwają. Mój sukces zawisł na gumce. Powiedziałam: przepraszam na chwilę, i poszłam po agrafkę. Wracam na scenę, a tam już leci następny numer. Nie dałam się, odtańczyłam swoje. Boja się nie poddaję.

Dzieci za kulisami

- Miałam krótkie dzieciństwo, szybko wybuchła wojna. Ten czas Alina Janowska kwituje w paru zdaniach, choć jej doświadczeniami można by obdzielić parę osób. Otarła się o śmierć kilka razy. Więziona. Omal nie wywieziona na roboty do Niemiec. Gdy trafiła dzięki Branickim do pracy w ogrodach wilanowskich, poczuła się bezpieczna. Na krótko. Spodobała się Niemcowi i klepnął ją w pupę, a ona dała mu w twarz. Musiała uciekać. Aresztowana trafiła na Pawiak. Pamięta celę, w której co wieczór kobiety odmawiały litanię do Matki Boskiej Loretańskiej. - A ja nie. Siedziałam w kącie, nie widziały, że nie modlę się, myślałam, jak będę zwalać mój strach na Matkę Bożą, to nie będę miała siły przetrwać. Później dowiedziałam się od mądrego księdza, że to grzech. Ale w czasie wojny nie chciałam Pana Boga w to okropieństwo wciągać. On niewinny, to my, ludzie. Uczyłam się rozpoznawać znaki... przetrwałam... wtedy na Pawiaku kobiety z mojej celi rozstrzelano. Mnie wyciągnęła przyszywana ciocia Ilze Gliniecka, pół-Austriaczka, odważna, ponad sto osób uratowała. W Powstaniu Warszawskim byłam łączniczką batalionu Kiliński.

Już nie będzie o tym opowiadać. Można to przeczytać w autobiografii "Jam jest Alina czyli Janowska story". Na półkach prostego drewnianego regału stoją liczne Srebrne Maski, jest też Złota. Z marzeń o tańcu w końcu nic nie wyszło. Najpierw

kamienna ławka spadła pani Alinie na mały palec stopy, potem wykręciła nogę w kolanie podczas siatkówki. Polubiła estradę, teatr, film.

- Musiałam dużo grać, bo potrzebowałam pieniędzy. Dzieci rodziłam w międzyczasie. Karmiłam piersią w kulisie. Nie wpłynęło to negatywnie na ich rozwój intelektualny. Cała trójka jest świetna.

Kolano z Medjugorie

Na jej biurku, wśród licznych papierów i kalendarzy, scenariusza nowego filmu o weteranach Szarych Szeregów, obok komórki, która dzwoni i dzwoni - leży różaniec. Nauczyła się na nim modlić niedawno, podczas pielgrzymki do Medjugorie.

Dzieci rodziła w międzyczasie. Karmiła piersią w kulisie. Nie wpłynęło to negatywnie na ich rozwój intelektualny. Cała trójka jest świetna.

Była świeżo po urazie kolana, ale postanowiła wejść na kamienisty Kriżerac. Wstała o 4 rano, idzie, chrup, kolano wyskoczyło. Położyła się na wznak na ulicy, macha nogą żeby wskoczyło. Samochody przejeżdżają. - Boże, powiedziałam, daję Ci ten ból. Kolano weszło, ale boli, pan z córeczką proponuje, żebym się na nim wsparła. Różaniec odmawiamy. Na świt doszliśmy. Jestem szczęśliwa i zmartwiona, bo co dalej, schodzić gorzej. Akurat jazzmani szli, wesoło, śpiewamy, chrup, kolano, ktoś podkłada mi dywanik, kładę się, macham nogą, wskoczyło. I siedzi na miejscu już parę dobrych lat.

Wymodliła wtedy ratunek? - Lubię modlitwę. Ale nie proszę o konkrety, bo ja wiem, że On w ogóle wszystko wie. A ja jestem w środku tego "wogóla". Pan Bóg jest niesamowity. Tolerancyjny dla mnie. Ja pewnie za bardzo fraternizuję się z Nim. Ufna jestem.

Kiedy wybuchł pożar w kościele Twórców na placu Teatralnym, miała właśnie czytać Słowo. Chwyciła Pismo Święte w objęcia i wybiegła. Nawet się nie nadpaliło. - Kiedy jestem na liturgii, przestawia się we mnie zwrotnica na sprawy duchowe, odrywam się od galopady myśli, kalkulacji. Takie chwile są potrzebne. Ciągle nie mam czasu. Moje życie było do tej pory dość męczące. Wymagające ode mnie. Jestem zmęczona.

Patrzy na zegarek. Już musi pędzić do kosmetyczki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji