Artykuły

Nawet królik może się przebiec po tej scenie

Pan Jarzyna wyraźnie używa Shakespeare'a do własnych celów, robiąc z dramatu alegorię nadużycia władzy podczas chaotycznych realiów wojennych: a szczególnie realiów wojny z terrorem prowadzonej przez Stany Zjednoczone. Podstawowym problemem przy narzucaniu prostej, współczesnej interpretacji klasycznemu tekstowi, jest ryzyko zabicia siły tego tekstu, wystawienia na szwank jego potencjału teatralnego - o "Makbecie: 2008" wystawianym w St. Ann's Warehouse w Nowym Jorku pisze Charles Isherwood w New York Times.

O co chodzi z tym kolesiem w przebraniu królika?

Nie jest to pytanie, którego spodziewamy się podczas oglądania "Makbeta."

Niemniej jednak, ku naszemu zdziwieniu, energiczny mały człowieczek przebrany za białego króliczka z długimi opadającymi uszkami, puszystym ogonkiem kica przy szarej betonowej ścianie w produkcji TR Warszawa zatytułowanej "Makbet: 2008", wystawianej w pozbawionej dachu fabryce tytoniu nieopodal St. Ann's Warehouse w dzielnicy Brooklyn. Wyglądało jakby łysa kobieta podjadała króliczka z białej czekolady podczas wypowiadania swoich proroctw na temat przyszłości Makbeta.

Ten zabawny królik nie był jedynym zaskakującym obrazem podczas wystawiania tej wyzywającej, pełnej przemocy, wolnej adaptacji tragedii Shakespeara. Lady Makbet ochoczo zlizuje krew Duncana z dłoni swojego męża zanim siądzie na nim okrakiem, opierając się o lodówkę wypełnioną Coca-colą. Następnie widzowie przekonują się, że ona ma problemy z kontrolą własnego pęcherza (czyżby za dużo Coli?). Kobieta w przebraniu Elvisa Presleya tańczy jak szalona z grupą żołnierzy, którzy maja ją zabić. Facet w ozdobionym cekinami kostiumie Wuja Sama pokazuje kilka magicznych sztuczek, a duch Banko ma jeszcze mocniejsze wejście niż zazwyczaj, gdyż nie ma na sobie niczego poza parą ciężkich wojskowych butów i groźnego spojrzenia.

Ten przesiąknięty krwią cyrk ogląda się z przerywaną przyjemnością - czynnik "co jeszcze ?" jest tu wartościowym generatorem napięcia - ale przez swoje przesiąknięcie krzykliwym seksem, strzałami z broni palnej i nieokrzesanie, ta polska produkcja w reżyserii Grzegorza Jarzyny, jest strasznie nudna i nie wciągająca. To "Makbet" w stylu współczesnych filmów akcji, "Makbet" dla wszystkich, którzy uważają, że Shakespeare'a "zamulał" swoja poezją, podczas gdy mógł położyć nacisk na wyszukane sceny morderstw, które (nie wiadomo dlaczego) odbywały się poza sceną.

Oczywiście jest co podziwiać na poziomie samego spektaklu, samo miejsce wystawienia jest wspaniałym dziełem niechlujnej architektury. Z niektórych miejsc na widowni można zobaczyć po części Brooklyn i Manhattan Bridge, mimo że Pan Jarzyna, oddani mu aktorzy i designerzy robią co w ich siłach, aby utrzymać uwagę widza na tym co dzieje się na scenie.

Scenografię spektaklu stanowi dwupiętrowy, betonowy bunkier, specjalnie wybudowany z myślą o tej produkcji. Napisy wyświetlane są na tej strukturze, ale publiczność jest również wyposażona w słuchawki, tak aby skomplikowana ścieżka dźwiękowa mogła być pompowana do naszych świadomości podczas całego spektaklu. Koordynacja obrazów, dźwięków i akcji jest doskonała. Wiele sekwencji wystawianych jest jednocześnie, tworząc tym samym efekt "podzielonego ekranu." Poprzez użycie kinowego mise-en-scne i najnowszych technologii "Makbet" Jarzyny staje się antytezą "teatru ubogiego" polskiej ikony teatru - Jerzego Grotowskiego. Jednakże można by posądzić Pana Jarzynę o dzielenie z Grotowskim idei tekstu teatralnego jako punktu startowego do właściwej wizji reżysera.

Spektakl rozpoczyna się sceną, której Shakespeare nigdy nie napisał. Jej scenerią jest strategiczne centrum dowodzenia bitwą, gdzie generał Duncan, w stroju wojskowym, słyszy o tym, że major Makbet chce wykonać misję, której miał się nie podejmować. Jej skutki widzimy w pomieszczeniu nad centrum dowodzenia. Żołnierze z karabinami maszynowymi atakują obiekt przypominający mały meczet, masakrując ciała, których głowy są zawinięte w kefije. Jedna z ofiar ma podcięte gardło, a Makbet radośnie odcina jej głowę.

Pan Jarzyna wyraźnie używa Shakespeare'a do własnych celów, robiąc z dramatu alegorię nadużycia władzy podczas chaotycznych realiów wojennych: a szczególnie realiów wojny z terrorem prowadzonej przez Stany Zjednoczone. Podstawowym problemem przy narzucaniu prostej, współczesnej interpretacji klasycznemu tekstowi, jest ryzyko zabicia siły tego tekstu, wystawienia na szwank jego potencjału teatralnego. Niestety z tym mamy tu do czynienia. "Makbet" nie jest tak naprawdę sztuką o wojnie, jak wiele dramatów Shakespeare'a, a interpretacja Pana Jarzyny, dziurawa od kul karabinów, nie ukazuje studium upojenia ambicjami czy też moralnie skorumpowanej psychiki.

Odgrywający rolę tytułową, Cezary Kosiński, ma agresywne, zimne spojrzenie, które upiornie i głęboko dociera podczas momentów, gdy jego postać pojawia się na ścianie bunkra podczas (bardzo okrojonych) monologów Makbeta. Lady Makbet, Aleksandry Koniecznej, ma czarna perukę i makijaż w stylu Amy Winehouse, co czyni ją bardziej natarczywą niż uwodzicielską, kiedy szybko niszczy resztki sumienia swojego męża. Ponieważ tekst jest mocno okrojony, małe kąski z Shakespeare'a zostały wymieszane ze swobodnymi dawkami współczesnej mowy - sztuce ciężko jest być wielowymiarową (Pan Jarzyna jest autorem adaptacji.)

Istnieje kilka niepokojących momentów do zapamiętania. Najbardziej mrożącą krew w żyłach jest scena w której major i Pani M. raczą się poranna herbatką po śmierci Duncana, stojąc w kałuży jego krwi.

Chciałbym dodać, iż nie jestem w żadnym wypadku przeciwnikiem adaptacji Shakespeare'a, w których mamy do czynienia z dużą dawką seksu i przemocy czy efektów multimedialnych. "Makbet" Ruperta Goolda wystawiany w tym roku na Broadwayu, wspaniale wzbogacił dramat o makabryczne obrazki bez ujmowania mu siły tragedii ambicji (przypadkowo obydwie produkcje kończą się sceną, w której Makbet dosłownie traci głowę). "Król Lear" Roberta Fallsa wystawiony w Goldman Theater w Chicago również korzystał z elementów współczesnej historii i ekstremalnej przemocy w celu jak najpełniejszego ukazania problematyki tragedii.

Aczkolwiek "Makbet" pana Jarzyny jest wyzbyty dyscypliny i głębi wymienionych wyżej produkcji, mimo całego swojego dopracowania. Oferuje nam jedynie sensację. Na pewno spodoba się publiczności, która miłuje się w efekciarstwie. Reszcie ukaże się jako kwintesencja - próbowałem uniknąć tego pejoratywnego terminu na kontynentalny eksperyment - chodzi mi o epitet zaczynający się na "s" i kończący na "a".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji