Artykuły

Długie kroki Harry'ego

- Pomieszanie tego, co realne, z nierealnym nie jest tylko domeną teatru czy filmu, ale i naszego życia. Pytanie o granice fikcji i rzeczywistości jest pytaniem, które stawiają sobie nasi bohaterowie. Jak wiadomo, filozofować można często bezkarnie - mówi reżyser ANDRZEJ DOMALIK o swej premierze "Orkiestry Titanic" w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie.

Przygotowując premierę sztuki "Orkiestra Titanic", zaprasza nas Pan na zapyziałą stacyjkę zapomnianą przez Pana Boga, gdzie dziwka, kolejarz, muzyk i opiekun zwierząt zapijają się dzień w dzień i myślą o napadzie na pociąg...

- Można by poprzestać na stwierdzeniu, że sztuka Bojczewa jest o napadzie na pociąg. I to zarówno w warstwie fabularnej, jak i ideologicznej. Mówię zupełnie serio, bo napad na pociąg to bardzo poważna sprawa, szczególnie w sytuacji, gdy pociąg nigdy na tej stacji się nie zatrzymuje. I tu wchodzimy już w sferę co najmniej filozoficzną.

Również bohaterowie Bojczewa nie unikają rozmów filozoficznych...

- Owszem, wiodą lekko i bezpretensjonalnie filozoficzne rozważania o tym, co jest prawdą, gdzie leżą granice między fikcją a rzeczywistością, co tak naprawdę jest rzeczywistością, a co tylko iluzją. Okazuje się, że ci z pozoru niepozorni ludzie są pełnymi głębokich uczuć marzycielami, którzy poszukują siebie samych i próbują odnaleźć własną drogę w świecie. Oni filozofują trochę z samotności, jak u Czechowa: skoro nie ma herbaty, to przynajmniej pofilozofujmy sobie. A oni herbaty nie mają.

I proszę też pamiętać, że pomieszanie tego, co realne, z nierealnym nie jest tylko domeną teatru czy filmu, ale i naszego życia. Pytanie o granice fikcji i rzeczywistości jest pytaniem, które stawiają sobie nasi bohaterowie. Jak wiadomo, filozofować można często bezkarnie.

Czy oni filozofują bezkarnie?

- Bardzo kamie i to zaprowadzi ich dalej niż przypuszczają. Doprowadzi ich do - nie bójmy się użyć tego słowa - dotknięcia absolutu. A jak on w tej sztuce jest definiowany i wyobrażany - to jest już zupełnie inna sprawa. Niewątpliwie jednak dochodzą do miejsca, poza którym już nic nie ma.

Czy dzięki niespodziewanemu pojawieniu się tajemniczego Harry'ego?

- Oczywiście. Kim jest ów Harry - nie bardzo wiadomo. Trochę iluzjonistą, trochę magiem, trochę też demagogiem. To on daje im nadzieję na lepszy świat, na lepsze życie. Oni pójdą za nim w poszukiwaniu wolności, w poszukiwaniu samych siebie, ale to nie będzie łatwa droga. Ani jednoznaczna, ani dla nich zrozumiała, ale pójdą. Nie bez wątpliwości, nie bez protestów, ale pójdą. To jest droga po głębokim śniegu, a przewodnik Harry robi bardzo długie kroki. Harry wywraca naszym bohaterom życie pod każdym względem. Każdemu w inny sposób. Jak? To zależy od ich stopnia ufności wobec niego i całego świata. Jak każdy człowiek, tak i oni mają zakodowaną w sobie potrzebę wolności. Harry otwiera im furtkę zwaną wolnością: czasem w sposób magiczny, czasem demagogiczny, a czasem komiczny. Oni, przekraczając te kolejne światy, zdobywają swoiste doświadczenia. Mam nadzieję, że częściowo w tej drodze wezmą udział widzowie.

Krytycy uważają, że sztuka Bojczewa napisana jest mądrze, inteligentnie i dowcipnie...

- Chciałbym, aby nasze przedstawienie potwierdziło tę opinię. Chciałbym też, by ten śmiech i ironia przebijały przez nasz spektakl. I to nie z powodów czysto narracyjnych i teatralnych. My nie opowiadamy tylko o realnym świecie, nasza historia nie jest lustrzanym odbiciem żadnej rzeczywistości, ale nie jest też historią całkowicie abstrakcyjną i oniryczną. Stąd też niektóre zdarzenia przypominają prawdziwe, realne życie. A w życiu jest tak, że rano mamy piękny i szczęśliwy dzień, a wieczorem przychodzi ta zła wiadomość i śmiech nam zamiera. I ta sztuka jest m.in. o tym, że nawet, jeśli tak się zdarzy, to nie odbierajmy sobie szansy z dnia następnego.

Czyli jest to sztuka o nadziei?

- Między innymi. Ale też o poszukiwaniu wolności. To jest tekst wymykający się jednoznacznym i jednozdaniowym określeniom, dlatego wolę powiedzieć jedynie początek zdania: to jest sztuka o napadzie na pociąg. Ale oczywiście nie tylko.

Czy świat Bojczewa przypomina nieco świat Becketta, jak twierdzą niektórzy?

- Do pewnego stopnia na pewno. Czasami Bojczew świadomie cytuje pewne zachowania znane nam z utworów Becketta. Ale Bojczew to jest wydanie znacznie łagodniejsze w postrzeganiu i nazywaniu świata niż autor "Końcówki". Lew Szestow, porównując kiedyś Moupassanta z Czechowem, powiedział: Moupassant jest okrutny, ale jednak pozostawia światełko w tunelu, a w rękach Czechowa mrze wszystko. Bojczew zostawia nam to światełko. W każdym razie ja je dostrzegam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji