Artykuły

Gwiazdy tańczą we krwi

"Hamlet" w reż. Moniki Pęcikiewcz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.

Po efektownym, lecz pustym jak mydlana bańka wrocławskim "Hamlecie" Moniki Pęcikiewicz fani nowego teatru mogą piszczeć z zachwytu. Fani Szekspira natomiast pogryzą palce - do prawdziwej krwi.

Pocięta ekranami na słowotoki i kalejdoskop kadrów Interpretacja Pęcikiewicz przypomina filtr nakładany na ekran czarno-białe-i telewizora w czasach Gomułki. Niebiesko zabarwione u góry pleksi miało imitować niebo, zielony pas na dole - barwy ziemi.

Podczas wyświetlania westernu było super, ale już Marilyn Monroe z niebieskimi włosami i zielonym biustem wglądała kosmicznie. "Hamleta" nie streszczam. Nie wypada. I tak z oryginałem inscenizacja Pęcikiewicz ma związek luźny. Narracja zawiązuje się w manierze pornosów: ważna jest fizjologia, nie lista dialogowa. Coś podobnego zdarzyło się na scenie wrocławskiego Teatru Polskiego. Aktorzy odtwarzają kwestie, jakby nie rozumieli Szekspira. Jakby ćwiczyli czytanie: gadają z taśmy, dukają, recytują bez akcentu zdaniowego, bez linii melodycznej, bez emocji, bez wydobywania sensu. Niemal wszystkie postacie ślizgają się w upiornym tańcu, w kałużach krwi. A wytrącenie z równowagi nie ułatwia konwersacji, zwłaszcza że reżyserka każe biegać do utraty tchu, kucać, tarzać się lub ciągać zwłoki po podłodze. Bywa, niektórzy kąpią się w wannie jak Klaudiusz, szczęśliwie Mariusz Zaniewski jest sexy. Rozstrojenia oryginału i jego współczesnej interpretacji zrozumieć nie umiem. Na scenie dominują groteskowe wyznania. O kazirodztwie, skoro Poloniusz molestuje seksualnie Ofelię, a Ofelia pobzykuje z Laertesem. O zwierzęcej żądzy, gdy Gertruda wskakuje na stół i tokuje przed Klaudiuszem, gulgocząc jak indyczka. O sado-maso, skoro Hamlet niemal gwałci matkę, i zdzierając majtki królowej, chlaszcze ją po tyłku. Wreszcie o gejowskim związku Hamleta, Rosencrantza i Guildenstema, bo chłopaki tarzają się po sobie i pokazują wzajem ptaka. Multimedialny spektakl Pęcikiewicz nikogo nie porwie. Zbyt sztuczny i nijaki jest Hamlet Michała Majnicza. Najpierw pilnuje tronu, mrucząc pod nosem o zemście i seksie. Potem, sepleniąc, wciska pięści w kieszenie dżinsów niczym heros "West Side Story". Ale nawet w mordę dać nie umie. Pęcikiewicz uparła się na nowoczesność. Spod sufitu zjeżdża ekran z pejzażami górskimi, wzorkami tapet, z industrialnymi obrazkami, cytującymi ni to okładki płyt Pink Floyd, ni to plansze "South Park", wreszcie z animowanymi kleksami rodem z testu psychologicznego, w którym większość plam przypomina waginę. W scenach wzmagających napięcie spływa fragment gobelinu "Dama z jednorożcem". Sporo wrażeń. Od początku rzecz jest jawnie dekonstruowana, więc da się spektakl obronić. Reżyserka ma prawo do teatralnego "Pulp fiction". I tak właśnie jest, kiedy półnaga Ofelia wybiega do foyer, a Hamlet krzyczy do Anny Ilczuk: Anka, wracaj, nie wygłupiaj się! Mruga do widzów okiem sama Ofelia, gdy z nożem w piersi wypuszcza spod giezła litry krwi, śpiewając. Wreszcie kiedy demontuje instalację z niby-krwią, ciska jej elementy towarzyszom, nazywając je imionami kwiatów miłości - skoro wszystko jest wmówieniem. Zdumiewa rzucanie przez Hamleta i Horacja czaszki Yoricka, jakby to była piłka do szczypiorniaka. Niepojęte jest bezczeszczenie zwłok, szyderstwo z symboliki krwi. U Szekspira za każdym słowem tkwi tragedia człowieka, który ma przeszłość i przyszłość, w każdym kłębku nerwów aktora tętni dramat życia lub trauma utraty życia.

W spektaklu Pęcikiewicz znajdziecie wiele pięknych obrazów, detali, skupienia aktora nad rolą - nawet kiepski Majnicz ma kilka udanych fraz. Urzeka Ewa Skibińska jako Gertruda. Zachwyca Ofelia Anny Ilczuk. Przekonuje zimny Poloniusz Adama Cywki. Zastanawia wątpiący Horacjo Mariusza Kiljana. Czaruje seks zbiorowy w przeźroczystym kontenerze. Ale to są ułamki. Okruchy. A w widzu z minuty na minutę budzi się pewność, że nie wystarczy złożyć słuchowisko z wideoklipem, aby dokonał się nowy teatr. Trzeba mieć coś do powiedzenia o swoim pokoleniu, nawet językiem starego zrzędy Szekspira. Jaka moc i dziś tkwi w tym "Być albo nie być"... Trzeba tylko odwagi, aby grać serio, nie dla pustego żartu. Szekspir to projekcja w formacie fuli HD. I niech tak pozostanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji