Artykuły

Składam się z piosenek Beatlesów

- Czasem muszę odetchnąć od teatru, zetknąć się z prawdziwym życiem, bo przychodzi czas, kiedy męczy mnie ciągłe tworzenie iluzji. Teatr jest fantastyczny, ale zgodnie z tym, co powiedział Władysław Gomułka, który raz w życiu był w teatrze - "to takie bujdy". W tym wypadku miał rację - mówi warszawska aktorka JOANNA SZCZEPKOWSKA.

Niespokojna dusza. Oprócz wierszy pisze literackie felietony, scenariusze, monodramy i dramaty. Jesienią ukaże się jej pierwsza powieść. Pochodzi z artystycznej rodziny. Jest córką wybitnego aktora Andrzeja Szczepkowskiego i wnuczką pisarza Jana Parandowskiego. Zadebiutowała w 1975 roku na scenie Teatru Współczesnego. Stworzyła wiele znakomitych kreacji, m.in. w spektaklach "Romeo i Julia", "Wujaszek Wania", "Śluby panieńskie" oraz w filmach "Cudzoziemka", Matka Królów", "Dwa księżyce". Jest autorką monodramów, m.in.: "Goła baba", Joanna Szczepkowska contra fortepian".

Niepokorna aktorka. Potrafi odejść w trakcie prac nad spektaklem. Pisze wiersze, niebawem wyda książkę, w której dużo będzie o Beatlesach. Mówi, że ma duszę błędnego rycerza. Podejrzewa, że odwagę zawdzięcza poezji romantycznej, której się naczytała w młodości.

GALA: Jeśli położyłaby pani na wadze spełnienie i niespełnienie, co przeważy?

JOANNA SZCZEPKOWSKA: Spełnienie. Moje życie w sensie artystycznym spełniło się ponad oczekiwania. Do szkoły teatralnej poszłam jako dziecko aktorskie, więc dobrze wiedziałam, że to się może skończyć życiem w ciągłym czekaniu, widziałam wielu niespełnionych aktorów. Ale bakcyl teatru był silniejszy i prawdę mówiąc, od pierwszych kroków na scenie nie zdarzyło mi się czekać na telefon. Może dlatego, że pisanie stało się moim drugim "tworzywem", a tutaj nikt nie musi do mnie dzwonić - trzeba tylko wstać odpowiednio rano.

GALA: To znaczy?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Coraz wcześniej. Nigdy bym nie uwierzyła, że z nocnego marka stanę się skowronkiem. Przekonałam się, że poranna cisza jest lepsza dla skupienia niż wieczory, kiedy kuszą różne telefony, wpadają znajomi No więc wstaję coraz wcześniej - teraz to jest szósta, ale coś mi się ostatnio wydaje, że za późno.

GALA: A spełnienie osobiste?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Moje życie osobiste jest takie, jaka jestem ja. A jestem niezależna, muszę chodzić własnymi drogami, a te drogi często wymagają samotności. Na szczęście już to zrozumiałam. Tak więc życie osobiste mogę układać tylko z kimś, kto też chadza samotnie i nasze drogi czasem się krzyżują. Jeśli już pani o to pyta - mężczyzna, którego kocham, tak właśnie chodzi. Natomiast macierzyństwo jest niewątpliwie spełnione, chociaż to trudne: być matką sióstr, kiedy się jest jedynaczką i nic nie wie się o świecie, jaki buduje ze sobą rodzeństwo.

GALA: Kiedy w dzieciństwie zobaczyła pani swojego ojca na scenie, dał pani znak - puścił do pani oko. Czy znalazła pani z córkami podobne porozumienie? Hania często oglądała panią z teatralnego balkonu...

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Chciała nawet z niego skoczyć Grałam wtedy Julię. Stoję na scenicznym balkonie, mówię monolog - patrzę, a moje dziecko przekłada nogę przez balustradkę balkonu dla widzów! Była na tej samej wysokości co ja, tylko odgrodzona barierą umowności teatru. To było jak koszmarny sen - dzisiaj mogę sobie mówić, że to świetna scena do filmu, ale wtedy w ciągu kilku sekund przeżywałam egzamin życia - byłam bliska tego, że krzyknę coś jako matka, na szczęście Hania zrezygnowała ze skoku. Kiedyś w Teatrze Telewizji grałam w "Klątwie" Wyspiańskiego scenę, w której mnie kamienowano. I świadoma tego, że dzieci nie odróżniają fikcji od rzeczywistości, pozwoliłam córkom to obejrzeć. Do dziś pamiętam, jak strasznie krzyczały. Potem starałam się oddzielić rolę matki od aktorki i nie zarażać ich teatrem.

GALA: I żadna z córek nie poszła do szkoły teatralnej. A dzisiaj grają obie.

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Hania pierwsza postanowiła mieć swoje pieniądze. Najpierw na studiach pracowała jako kelnerka w kawiarni, a potem zapisała się do agencji aktorskiej. I nagle okazało się, że wygrywa castingi na reklamy. Potem pojawiły się poważniejsze propozycje ról i to ją wciągnęło. Marysia, starsza córka, też zapisała się do agencji i też zaczęło się coś kręcić. Ale to inne pokolenie - oni trzeźwo patrzą na życie - robią wszystko, żeby się uniezależnić, mogą pracować wszędzie, żeby zarobić na swoją pasję. Fantastyczne...

GALA: Mama uniesie wszystko - tak powiedziała Hania. Naprawdę z pani taka siłaczka?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: O Boże, tak powiedziała? Nie wiem, czy jest ktoś, kto mnie lepiej zna niż one, więc skoro tak mówi To nie do końca prawda. Z rzeczy, które muszę unieść, unoszę połowę. Nie jestem silna, natomiast skutecznie udaję silną. Jak twierdzi mój przyjaciel, to moja najlepsza rola. Mnie łatwo zranić, to naprawdę proste zadanie, podnoszę się długo, ale może silniejsza.

GALA: Ma pani tyle samo przyjaciół co wrogów?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Wrogów mam chyba więcej. Staram się o tym nie myśleć, bobym spanikowała. Właściwie żyję poza środowiskiem. Dużo jestem sama: pracuję, piszę albo czytam. I tylko czasem dowiaduję się, że byłam tam, gdzie nie byłam, jadłam to, czego nie jadłam. A ponieważ nie bywam tam, gdzie mówią, nie mogę się bronić i w ten sposób żyje sobie jakieś moje drugie ja stworzone przez, jak pani to nazywa, wrogów.

GALA: Czy łatwo pani przebacza?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: To zależy od siły zadry. Chociaż Przebaczam łatwo, bo usiłuję zrozumieć, dlaczego ktoś taki jest, zachował się właśnie tak. A zrozumieć to znaczy przebaczyć. Ale u mnie to nie znaczy zaprzyjaźnić się na nowo - trzeba by tytanicznej pracy, żebym wróciła.

GALA : Zdarza się, że zamyka pani drzwi i odchodzi. To ryzyko pracować z panią.

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Nie mam już tak wiele czasu, żeby go marnować, wdawać się w coś, pod czym nie mogę się podpisać. A jeżeli coś mi się podoba, wchodzę w to naprawdę całym sercem.

GALA: Nie boi się pani, że drzwi zatrzasną się na dobre?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Nie, bo zawsze znajdą się jakieś nowe drzwi. Ja się w ogóle boję tylko poszczególnych osób, a jak się boję, to unikam. Wychodzę z założenia, że jeśli jestem dobra w tym, co robię, a nikt mnie nie angażuje, to strata leży po stronie widzów, a jeśli nie jestem dobra, słusznie mnie nie angażują. Tak naprawdę chodzi o własny, głęboki rozwój, o to, żeby coś przeżywać, a nie o to, żeby ktoś widział, że przeżywam. To się kłóci z temperamentem aktorów, ale też ja nie do końca jestem aktorką. Rzeczywiście wiele drzwi mam zatrzaśniętych - kilka lat temu podpisałam umowę na film o Marii Skłodowskiej-Curie i nic się nie dzieje. Szkoda mi czasu, który poświęciłam na poznanie tej niesamowitej kobiety, szkoda mi mojej pracy.

GALA: To może trzeba się liczyć z ceną. Krytyczny tekst o Teatrze Telewizji opublikowany w "Gazecie Wyborczej" na pewno nie pomógł w karierze.

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: I nie miał pomóc, tylko pokazać, jak jest. Jak było - bo może już nie jest. Nigdy nie waham się przed czymś dlatego, że to może zahamować karierę. Ale też mnie w ogóle o nią nie chodzi. Należę do ludzi, którzy na bezludnej wyspie robiliby to samo co w środku miasta. Może w młodości naczytałam się za dużo poezji romantycznej, może wiąże się z tym moja determinacja i rodzaj odwagi cywilnej. Jak twierdzi mój przyjaciel, mam duszę błędnego rycerza.

GALA: Dlatego woli pani pracować sama?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Czasem muszę odetchnąć od teatru, zetknąć się z prawdziwym życiem, bo przychodzi czas, kiedy męczy mnie ciągłe tworzenie iluzji. Teatr jest fantastyczny, ale zgodnie z tym, co powiedział Władysław Gomułka, który raz w życiu był w teatrze - "to takie bujdy". W tym wypadku miał rację. Teraz po raz kolejny w życiu podjęłam próbę powrotu do teatru. Namówiła mnie Agnieszka Glińska, która w Teatrze Dramatycznym reżyseruje niezwykłą sztukę na podstawie scenariusza filmowego Paula Austera "Lulu na moście". Tam jest coś, co mnie ciągnie i widzę w tym sens. Nie nadaję się na śrubkę w maszynie, której nie rozumiem. Mój własny teatr to książki. Kończę właśnie pisać duży tekst o wielkiej aktorce Irenie Eichlerównie. Ona słuchała tylko siebie, a kiedy zmuszała się do uległości, grała źle. Są aktorzy, którzy dobrze się czują, kiedy reżyser ich prowadzi, i są tacy, którzy poruszają się tylko w swojej poetyce. I ja do nich należę.

GALA: Planuje pani stworzenie teatru, w którym mogłaby pani grać z córkami?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Nigdy w życiu! Kiedy postanowiłam zostać aktorką, ojciec zapowiedział, żebym nie liczyła na jego pomoc. Do wszystkiego musiałam dochodzić sama. Moje córki mają trudno. Zaczynają od niczego. W życiu mogą na mnie liczyć i wiedzą o tym, ale w sztuce liczy się talent i A zresztą, przecież one same od tej pomocy uciekają.

GALA: Niedawno odkryła pani u siebie "zespół dekoncentracji" i na swoich stronach internetowych stworzyła klub dla nadwrażliwców. Wrażliwość przeszkadza?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Tak, jeśli spotyka się z brakiem wrażliwości. Ludzie, z którymi rozmawiam przez swoją internetową pocztę, są potencjalnie twórczy, tylko zablokowani przez coś, co można nazwać wrażliwością. Ich trzeba odkryć, sami sobie nie poradzą. Najtrudniej mają ci wrażliwi, którzy przeszli już pewną granicę wieku. Dawanie im nadziei, zastrzyku optymizmu - to w moich internetowych listach lubię najbardziej. Tyle tylko, że aby odpisywać, muszę wstawać jeszcze wcześniej

GALA: A co pani im mówi?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Przede wszystkim czytam to, co mi przysyłają. Najczęściej wiersze i jeśli tam jest jakiś błysk, sugeruję, gdzie mogliby starać się o wydanie tego. A jeśli się nie uda, żeby dali sobie spokój z presją sukcesu, pierwszych miejsc, poczuciem anonimowości i pisali dla pisania. Teraz to ogromny problem: tylu ludzi w minutę robi kariery, że ten, którego nie widać, ma wrażenie przegranej. Ludzie włączają telewizor od razu po przyjściu do domu, jakby tam było prawdziwe życie, nie potrafią żyć domem, patrzą na innych, porównują się, zazdroszczą. To choroba naszego czasu. Ale uleczalna czasem jedną, dobrą rozmową.

GALA: Trzeba sobie stworzyć filozofię?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Mnie się chyba udało. Nie ścigam się. Ani z czasem, ani z ludźmi. W ogóle pracuję wolno. Skończyłam teraz swoją pierwszą powieść, która ukaże się jesienią. Pisałam ją kilka lat. O kobiecie, która nie jest mną, ale tylko pozornie. I o Beatlesach. Powinien to przeczytać Paul McCartney, bo jest tam ważną postacią. Beatlesi byli czymś szczególnym w moim życiu - w dużej mierze składam się z ich piosenek. Jestem długodystansowcem, nie mam żadnej potrzeby fajerwerkowych sukcesów.

GALA: Czego pani teraz szuka?

JOANNA SZCZEPKOWSKA.: Anioła Stróża. Stał za mną przez wiele lat i nagle się zgubił - może pije, może zwariował, nie wiem, ale martwię się o niego, zresztą jeśli on skończył służbę przy mnie, może być jakiś inny. Zawsze szuka się szczęścia i miłości (śmiech). Zawsze. Szukam miejsca, w którym będę mogła spokojnie robić to, co jest moim światem. I ludzi, którzy mi pomogą. Nie muszą być aniołami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji