Kaliskie Spotkania Teatralne minęły półmetek
"Klątwa" w reż. Barbary Wysockiej ze Starego Teatru w Krakowie i "Sprawa Dantona " z Teatru Polskiego we Wrocławiu na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Festiwal Sztuki Aktorskiej odbywa się w mieście nad Prosną już po raz 48. Do kogo powędruje tegoroczne grand prix? Dowiemy się w sobotę w nocy.
- Pewnie państwo zauważyli, że aktor grający księdza nazywa się Kalisz - rzucił jeden z artystów do publiczności oklaskującej spektakl "Klątwa". A publiczność, przed chwilą zadumana, odpowiedziała na tę znaczącą uwagę rozbawieniem.
"Klątwa" Stanisława Wyspiańskiego w adaptacji Barbary Wysockiej przyjechała do Kalisza ze Starego Teatru w Krakowie. To jeden z dziesięciu konkursowych spektakli, które znalazły się w programie tegorocznych Kaliskich Spotkań Teatralnych. Aktorzy grający w "Klątwie" są z pewnością w gronie potencjalnych laureatów.
Spektakl o grzesznej miłości wiejskiego księdza i młodej kobiety przybiera formę dokumentalnej, niemalże telewizyjnej relacji z miejsca tragedii. Dzięki temu historia opisana przez Wyspiańskiego staje się ponadczasowa. Choć aktorzy momentami zwracają się do widza słowami dramatu sprzed stu lat, nie trzymają się niewolniczo oryginału. Opowiadają o tym, co się wydarzyło, odziani we współczesny kostium, na tle wideoprojekcji z dzisiejszego Gręboszowa.
Całość przedstawienia Wysockiej spowija zamierzony chaos, jakby ktoś nieoczekiwanie przełączał pilotem kanały nadające ten sam film. Wycinki prasowe na słupach ogłoszeniowych swoim zwyczajem krzyczą o zbrodniach. Tych spektakularnych i tych skrywanych, dokonanych w ciemnych piwnicach i nie tylko tam.
O masowych zbrodniach - żniwie rewolucji - opowiedział w Kaliszu Jan Klata. Jego "Sprawa Dantona" (konkursowa propozycja z Teatru Polskiego we Wrocławiu), czerpiąca z tekstu Stanisławy Przybyszewskiej, również wymyka się historycznym klamrom, choć reżyser ubiera swoich aktorów w historyzujące fatałaszki. Półnagi Robespierre, pozujący w wannie niczym Marat z obrazu Davida i Danton golący łydki w rytmie rockowego utworu "Children of the revolution" u Klaty przypominają bardziej walczące koguty niż narodowych bohaterów. Choć nie brak im pomysłów, a nawet popleczników, ulegają uruchomionej przez siebie machinie. Rewolucja pożera własne dzieci. - Każda rewolucja - czytamy między wierszami, wsłuchani, wpatrzeni, wąchając spaliny z pil motorowych. I tak od pierwszej do ostatniej aktorskiej kwestii, przez prawie trzy godziny, bez przerwy.