Artykuły

Jestem tam, gdzie powinnam

- Pojechałam do Actors Studio, żeby wziąć od nich wszystko, co mogą dać. I to się udało. Na polskie akademie było już trochę za późno. Miałam 22 lata i trzy lata studiów za sobą. Poza tym chciałam pojechać do najlepszej szkoły na świecie, przeżyć przygodę, rzucić się na głęboką wodę - mówi warszawska aktorka HANNA KONAROWSKA.

Pierwszą rolę, Isi w "Weselu" w Teatrze Powszechnym, miała zagrać jako dziesięciolatka. Ale reżyser zmienił koncepcję i Isię zagrała starsza dziewczyna. Teraz Hania żartuje, że rozczarowanie z powodu utraconej roli od lat ma już za sobą. O tym, że aktorstwo jest jej pasją, dowiedziała się niedawno. Szybko nadrobiła zaległości.

GALA: Marysia, którą grasz w "Lejdis", wręcza róże kolegom z pracy, chcąc im sprawić przyjemność. Też jesteś taka?

HANNA KONAROWSKA: Zdarzało mi się robić takie rzeczy. W podstawówce zorganizowałam np. urodzinowe przyjęcie - niespodziankę dla przyjaciółki. Gdyby nie ja, nie miałaby go wcale. Więc te róże są mi bliskie. Zwłaszcza że nie o kwiaty tu chodzi, ale o to, by wywołać czyjś uśmiech. Polubiłam tę rolę, już nie mówiąc o tym, że to mój debiut filmowy!

GALA: Teatralny był niezwykły: zadebiutowałaś w tej samej roli co przed laty twoja mama - Iriny w "Trzech siostrach". Joanna Szczepkowska grała wtedy z Krystyną Jandą, tak jak ty teraz z Marysią Seweryn, córką Jandy. Po konflikcie, jaki przed laty zdarzył się między twoją mamą a Krystyną Jandą, to sytuacja jak z bajki!

HANNA KONAROWSKA: Natasha uznała to za znak, zrządzenie losu. Dla mnie to, że gram tę samą rolę co kiedyś mama, było bardzo stresujące. Chciałam choć trochę zbliżyć się do sukcesu, jaki wówczas odniosła.

GALA: Jak to się stało, że tam zagrałaś?

HANNA KONAROWSKA: E-maila od Marysi Seweryn z propozycją przyjścia na casting dostałam w Nowym Jorku. Zadzwoniłam do mamy. Byłam szczęśliwa, a jednocześnie przerażona, chyba wagą tej propozycji. Mama powiedziała: "Wracaj i idź na casting". I tak zrobiłam. Skończyłam trymestr w szkole Lee Strasberga Actors Studio i wróciłam. A reżyserka, Natasha Perry- -Brook, wybrała mnie do roli Iriny w dublu z Karoliną Gruszką. Próby też były dla mnie magiczne, ponieważ zaczęliśmy je w Akademii Teatralnej, naprzeciw domu, w którym spędziłam dzieciństwo. Wtedy było dla mnie oczywiste, że tam się znajdę. I los mnie tam doprowadził! Na pierwszej próbie siedziałam przy długim stole obok wybitnych aktorek, m.in. Magdaleny Cieleckiej, Agaty Buzek, Karoliny Gruszki. Przeraziłam się: "Co ja tu robię?!". Zaczęliśmy czytać sztukę. Poczułam się spełniona. Czułam spokój i jednocześnie ekscytację. Wyszłam i poryczałam się z uśmiechem na ustach. Z toalety zadzwoniłam do mamy, płacząc w słuchawkę: "Mamo, jestem tu, gdzie powinnam być".

GALA: Ale wcześniej wybrałaś antropologię kultury. Teraz kulturoznawstwo...

HANNA KONAROWSKA.: Tak się złożyło. Zawsze o tym myślałam. W liceum zmieniłam decyzję. Siedem lat temu zgłosiłam się do agencji aktorskiej. Wystąpiłam w reklamie, ktoś mnie zapamiętał, zaprosił na casting do serialu. I tak się zaczęło.

GALA: W Teatrze Polonia można cię też oglądać w sztuce "Miłość ci wszystko wybaczy". Twoją bohaterkę zmienia spotkanie z człowiekiem chorym na raka. Były takie ważne spotkania w twoim życiu?

HANNA KONAROWSKA.: Dużo. Kształtują nas książki, filmy, ale głównie ludzie. Dwa lata temu w Nowym Jorku, kiedy pojechałam do szkoły Lee Strasberga, spotkałam starszą panią, którą nazwałam aniołem. Była Rosjanką pochodzenia żydowskiego, ale czuła się Polką, gdyż długo tu mieszkała. Po 1968 roku została wygnana, odebrano jej narodowość, polski paszport. Uczyła mnie życia.

GALA: Czego się od niej dowiedziałaś?

HANNA KONAROWSKA.: Zderzyłam się z nią w momencie dużego rozczarowania sobą i podejmowanymi decyzjami. Byłam jak chwiejąca się na wietrze gałązka, a ona łapała mnie w ręce. Rozumiała moje bóle. Sprowadziła mnie na ziemię. Nauczyła patrzenia na siebie i na to, z czym się zmagam, pod kątem możliwości własnego rozwoju. Pokazała, jak cieszyć się życiem, każdym dniem. Coś z tego we mnie zostało.

GALA: Skąd to rozczarowanie sobą?

HANNA KONAROWSKA.: Dużo od siebie oczekuję i ciężko znoszę, kiedy mi coś nie wychodzi.

GALA: Ale dopięłaś swego - marzyłaś o wyjeździe do Nowego Jorku.

HANNA KONAROWSKA.: Zrealizowałam marzenia. Pojechałam do Actors Studio, żeby wziąć od nich wszystko, co mogą dać. I to się udało. Na polskie akademie było już trochę za późno. Miałam 22 lata i trzy lata studiów za sobą. Poza tym chciałam pojechać do najlepszej szkoły na świecie, przeżyć przygodę, rzucić się na głęboką wodę. Byłam przekonana, że będę pływać kraulem z całych sił. Niestety, był to styl dowolny. Nie było mi dobrze w Stanach, chociaż w szkole czułam się szczęśliwa. Najbardziej na lekcjach śpiewu, ponieważ tam pokonałam strach. Śpiewałam piosenkę Lizy Minnelli z filmu "Kabaret". Zaczęłam cicho, a nauczyciel - żeby głośniej i głośniej. Wyszedł z tego krzyk. Nagle podszedł do mnie i nacisnął gdzieś z boku. Usłyszałam dźwięk głęboki i niski, którego nie znałam. Śpiewałam i śmiałam się z siebie. A sala ze mną. Potem bili brawo. Za odwagę. Zaczęłam nad sobą pracować. Nie zapomnę wyrazu twarzy kolegów, kiedy później zaśpiewałam. Jak skończyłam, zapadła cisza. Ktoś zapytał nauczyciela: "Co z nią zrobiłeś?!". Rozległy się oklaski. Wspaniałe przeżycie! To był moment spełnienia. Czułam, że mogę przenosić góry! Nowy Jork wydał mi się rajem na ziemi.

GALA: Dlaczego nie zostałaś tam dłużej?

HANNA KONAROWSKA.: To nie jest miejsce, w którym chciałabym żyć. Tęskniłam do przyjaciół, rodziny. W Google Earth oglądałam moją ulicę i wspominałam każdy kąt mieszkania. Poza tym kończyły mi się pieniądze. Dosyć długo je zbierałam. Nauka w tej szkole sporo kosztuje. Drogo się też tam mieszka, a ja nie potrafi ę pracować na czarno. Musiałabym obciążyć mamę. Wiem, że ona uniesie wszystko, ale ja już nie uniosłabym tej świadomości.

GALA: Mama przystaje na twoje pomysły, nie usiłuje cię od nich odwieść?

HANNA KONAROWSKA.: Usiłuje, ale jej to nie wychodzi. Polemizuje z moimi pomysłami na życie, czasem rzuca własne. Zawsze się wtedy sprzeczamy. A potem zaczynają mi one chodzić po głowie i choćby nie wiem jak mnie denerwowały, zaczynam je rozważać. I ma wpływ na moje decyzje. Nowy Jork wymyśliłam sama. Mama była przerażona, ale i zachwycona. Bardzo mi kibicowała. Trochę się złościła, że nie chcę jej pomocy. Ale postanowiłam się sprawdzić. Jestem dumna, że mi się udało.

GALA: Aktorami są twoi rodzice. Co zapamiętałaś ze swoich pobytów w teatrze?

HANNA KONAROWSKA.: Balkon w Teatrze Powszechnym, z którego oglądałam mamę. Kiedy mi się jakieś sceny nie podobały, wychodziłam. "Sen nocy letniej" oglądałam ze sto razy. Czułam dumę z tego powodu, że gra królową. I wiedziałam, że po zmyciu makijażu znów będzie moją mamą. Pamiętam też czekanie na powrót rodziców z przedstawienia. Jaka mama dzisiaj przyjdzie? Ruda czy blondynka? Czy w pełnym makijażu? Uwielbiałam zapach teatralnego pudru i przemiany mamy. Kiedy rodzice wracali wieczorem do domu, siadali na kanapie, a my z siostrą mimo późnej pory odgrywałyśmy jakieś scenki. Jestem pełna podziwu dla nich, że tak dzielnie to wytrzymywali. Teraz wiem, jak to jest, gdy się wraca w nocy po spektaklu.

GALA: A paparazzi robią ci zdjęcia, gdy wsiadasz do samochodu Kuby Wojewódzkiego... Lubisz show-biznesowy blichtr?

HANNA KONAROWSKA.: Strasznie mnie wkurza. Ale nie zrezygnuję z pójścia na premierę tylko z obawy, żeby mi nie zrobiono zdjęcia. To przykre, że zainteresowanie mediów sprowadza się do plotek i nikomu niepotrzebnych informacji. Miło jest być w blasku reflektorów, ale chciałabym, żeby zainteresowanie wynikało z tego, że robię coś dobrego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji