Artykuły

Rzeźnia

W Teatrze Dramatycz­nym JERZY JAROCKI wy­stawił "Rzeźnię" SŁAWO­MIRA MROŻKA. Jeszcze przed premierą kursowały po Warszawie wieści, że jest to spektakl znakomity. I rzeczywiście Jarocki słu­chowisko Mrożka ("Rzeź­nia" jest bowiem słucho­wiskiem radiowym, nie sztuką pisaną z myślą o scenie) steatralizował w sposób bezbłędny. Robocie teatralnej i reżysera, i ak­torów nic zarzucić nie można. Stopniowanie napięcia, rozkład akcentów, świetne sceny kameralne z GUSTA­WEM HOLOUBKIEM w roli Skrzypka i JANINĄ TRACZYKÓWNĄ - Fle­cistką; doskonała scena snu-marzenia, brawurowo rozegrana scena niszczenia instrumentów orkiestry podczas koncertu. Jest w tym przedstawieniu or­kiestra filharmoniczna, chór, balet, kawałek rzeźni z dwoma paniami rzeźniczkami jak z filmu Felliniego; bardzo dobre aktorstwo, dużo muzyki. Nagranie mu­zyki STANISŁAWA RADWANA jest tak zsynchro­nizowane z działaniami ak­torów, że nie sposób zorien­tować się, czy muzyka jest z taśmy, czy grają na przy­kład w duetach Holoubka i Traczykówny, aktorzy, czy też dublerzy w kulisach. Ta z perfekcjonistyczną bieg­łością opracowana warstwa muzyczna jest jednym z niezaprzeczalnych uroków przedstawienia.

Obok wymienionych już Holoubka i Traczykówny grają WANDA ŁUCZYCKA (Matka), ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ (Paganini-rzeźnik), ANDRZEJ SZCZEPKOWSKI (Dyrektor fil­harmonii), CZESŁAW KALINOWSKI (Woźny) pre­zentując aktorstwo naj­wyższej próby, w którym ton serio i groteska wywa­żone są w stopniu maksy­malnym. Tak angażują wy­obraźnię publiczności, że dopiero po wyjściu z Teatru jest ona w stanie zdobyć się na refleksję; co też to znaczy, co z takim, talentem i siłą przekonania zostało jej pokazane?

Są w "Rzeźni" dwa na­kładające się na siebie wąt­ki : dyskusja z rozumieniem kultury jako wartości abso­lutnej, nadrzędnej, z "przebóstwieniem kultury" - jak pisze sam Mrożek - oraz żart, groteska na te­mat poszukiwania w sztuce współczesnej coraz to sil­niejszych środków wyra­zu. I jeśli w tej drugiej sprawie Mrożek ma rację, rzeczywiście pogoń artystów współczesności za mocnym uderzeniem w ekstremal­nych przypadkach prowa­dzi do absurdu z samouni­cestwieniem łącznie, o tyle postawienie pierwszego problemu mija się zarówno z odczuciem społecznym jak i z dzisiejszą wiedzą z zakresu teorii kultury. Mó­wienie dziś o "przebóstwieniu kultury", o kulturze ja­ko równowartości samego życia, biologii - jest niepo­rozumieniem. Nawet jeśli można zacytować niejeden autentyczny przypadek śmiertelnych okaleczeń się artystów, dzieje się to nie w imię sztuki jako wartoś­ci większej niż życie, lecz dla szoku spektatorów, dla spotęgowania efektu artys­tycznego. Współczesne te­orie kultury, do których etnologia i antropologia strukturalna niejedno wnio­sły, daleko odeszły od absolutyzowania i obiekty­wizowania zarówno kultury traktowanej jako całość dorobku duchowego ludz­kości, jak i dzieła sztuki jako takiego. Mrożek każe Skrzypkowi, którego Mat­ka pchnęła na drogę kariery wirtuoza, tak głęboko rozczarować się do sztuki - w czasie jego koncertu w filharmonii z widowni (z brzuchów widzów) rozlega­ją się zwierzęce beczenia; wszyscy jesteśmy, mówi Autor, w gruncie rzeczy zwierzętami, takimi jak te, które codziennie zjadamy - że pozostaje mu tylko poszukiwanie czegoś bar­dziej autentycznego i rze­czywistego. Za namową Paganiniego-rzeźnika Skrzy­pek zamiast koncertować przed buczącą zwierzęco widownią postanawia da­wać spektakle, które w miejsce mało konkretnych iluzji dadzą i jemu, i pa­trzącym przeżycia o praw­dzie nieodwracalnej. Będzie zabijał zwierzęta. Zanim jednak do tego doszło, przy­chodzi refleksja. Zacytujmy Mrożka: "Jeżeli ideałem malarstwa i rzeźby jest jed­ność dynamiki tworzenia z przedmiotem stwarzanym, to żaden obraz ani rzeźba nie mogą się równać z no­żem w sercu, który jest jed­nością aktu i przedmiotu par excellence." Krótko mó­wiąc, zamiast aktów skomplikowanych, przedstawia­jących i nieskutecznych, nastąpi akt prosty dosłow­ny i skuteczny". Zamiast w serce byka Skrzypek ładu­je nóż we własną pierś przecinając definitywnie wszystkie problemy.

Wydaje się, że Jerzy Ja­rocki, wbrew zamysłom, zrobił Mrożkowi niedźwie­dzią przysługę rozbudowu­jąc teatralnie rzecz, która w krótkim słuchowisku ra­diowym nie odsłaniałaby, w sposób tak rzeczywisty, bra­ku racji. W skromniejszej formie teatralnej, tak jak i w radio, dałoby się wyci­szyć problem pierwszy na rzecz rozbudowania żartu z rosnącej łapczywości ar­tystów współczesnych i ich pogoni za efektem. Byłoby to skromniejsze, ale i nie tak dyskusyjne. W każdym razie bardziej adekwatne do rzeczywistych walorów "Rzeźni".

I jeszcze jedno. Scenograf KAZIMIERZ WIŚNIAK w pierwszej części spektaklu dosłownie powtórzył pomysł ZOFII WIERCHOWICZ, która w sztuce Pirandella granej na tej samej scenie zastosowała ciekawy chwyt: przeniosła w głąb sceny ar­chitektoniczny wystrój wi­downi Teatru Dramatyczne­go. W "Rzeźni" mamy do­kładnie to samo, nawet chyba są to te same deko­racje. Jak to się stało, że nie ma o tym ani słowa wzmianki w programie, a Z. Wierchowicz dowiedziała się, że wykorzystano jej scenografię, dopiero w cza­sie premierowego przedsta­wienia? Niezupełnie za­bawne jest to nieporozu­mienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji