Artykuły

Ile jest Szwejka w "Szwejku"?

"Szwejk" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Marcin Mońka w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Gdyby szwejkolodzy zmierzyli w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, ile jest Szwejka w "Szwejku", nie byliby zadowoleni. Powstał spektakl z rozmachem, choć zbyt sentymentalny.

Po nieśmiertelny tekst Jaroslava Haszka sięgnął w Bielsku Robert Talarczyk. Wcześniej najpewniej gruntownie przeczytał powieść, by wydobyć z niej jak najwięcej odcieni i kolorów. Równocześnie postanowił też żyjącego w cesarsko-królewskiej monarchii Szwejka oraz jego rzeczywistość przyciąć trochę do współczesności, aby inscenizacja nie stała się tylko historyczną ciekawostką dla uczniów.

Dlatego jego "Szwejk" zanurzony jest w modnym ostatnio nurcie multikulti. To zabieg oczywiście uprawniony w przypadku tekstu o wielokulturowej monarchii. Szwejk, którego ostatnio przedstawia się jako obywatela Europy, w bielskiej inscenizacji pełen jest jednak niejednoznaczności. Co więcej, dobry wojak - nieprzebrane źródło opowieści i anegdot - staje się tam niezwykle sentymentalny. Wiele rozmyśla, a w jego głosie często słychać nostalgiczną nutę. Bo spektakl w Bielsku to sentymentalna wycieczka do Austro-Węgier, trochę pokrytych już patyną, nieco zakurzonych, a mimo to wciąż przyciągających jakąś magią. Szwejk widzi i czuje więcej. Ma w tym sprzymierzeńca - na scenie pojawia się bowiem sam Najjaśniejszy Pan (w tej roli gościnnie Bernard Krawczyk), który staje się przewodnikiem Szwejka po tajemnicach monarchii i panujących w niej zwyczajach.

Grany przez Adama Myrczka Szwejk nie prowokuje więc salw śmiechu po pojawieniu się na scenie. Częściej zmusza do zastanowienia. Jest w końcu jednym z symboli prostego człowieka wrzuconego w wir wielkiej historii. Dlatego "Szwejk" w Teatrze Polskim jest mniej komediowy niż mógłby. Mimo że kilka postaci w spektaklu ociera się niemal o kabaret, jak choćby feldkurat Otto Katz, chroniczny alkoholik, który w religijnym uniesieniu odprawia sąd nad duszami. Zresztą ten aż nazbyt rozbudowany wątek budzi wiele wątpliwości. Bo o ile bezsens wojny ma tu pierwszorzędne znaczenie, o tyle w kontekście pijaństwa Katza religijne wątki są raczej nie na miejscu.

Podobne uczucia wywołują role, jakie w sztuce reżyser wyznaczył kobietom. Raz są heterami, innym razem eryniami, jeszcze innym aż kipią seksualnością. Wątpliwości budzi zwłaszcza wątek kynologiczny (Szwejk był przecież wielkim miłośnikiem psów), gdzie paradują na smyczach, ujadając jak bulteriery. Siedzące obok mnie na premierze panie aż syknęły z niezadowolenia, a i mnie też do śmiechu raczej nie było.

Zespół teatru pod wodzą Talarczyka zapragnął stworzyć widowisko z dużym rozmachem. I rzeczywiście trwający trzy godziny spektakl zachwyca kapitalnym wykorzystaniem głębi sceny, zajmującą choreografią i plastyczną scenografią. Co więcej, świetną przeciwwagą do sentymentalnej opowieści są songi wyrosłe z najlepszych weilowskich tradycji. Jednak całość rozbudowanego widowiska przytłacza, a wielość wątków sprawia, że Szwejka jest tutaj coraz mniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji