Artykuły

Siedzę cicho, potem kawa

- Po epoce tekstów postmodernistycznych, nowego brutalizmu, zalewu tekstów niemieckich, nagle ludzie chcą jakiejś prostej historii, silnych postaci i prostego języka - mówi JAKUB ROSZKOWSKI, tłumacz "Słodkiego ptaka młodości" Tennessee Williamsa, dramaturg Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Nowy spektakl w teatrze Wybrzeże. "Słodki ptak młodości" Tennessee Williamsa [na zdjęciu scena ze spektaklu]. Rozmowa z Jakubem Roszkowskim - autorem przekładu, dramaturgiem teatru Wybrzeże:

Kiedy po raz pierwszy przeczytał Pan "Słodkiego ptaka młodości"?

- Niedawno... Kiedy zabrałem się do przekładu.

A ile Pan ma lat?

- 23...

I co?

- Bardzo dobra historia, ale język dziś nie do przyjęcia. Trudno było mi przez to przebrnąć, mimo że chciało mi się podążać za tą opowieścią. Fajne postaci, dobrze umotywowane psychologicznie. Ale językowo sztuka bardzo się zestarzała. Zależało mi, żeby postaci mówiły współczesnym językiem.

Ile w tym, co zobaczymy, jest Roszkowskiego, a ile Williamsa?

- W większości jest to wciąż "Słodki ptak młodości", ale opowiadany językiem Roszkowskiego i aktorów.

Co zgrzytało w tamtym języku? Jakiś przykład?

- Mam swój ulubiony. Jest tam postać polityka Bossa Finleya, który mówił, że "jeździ na czarnym koniu nienawiści"...

Jak to będzie brzmiało w Pańskiej wersji?

- Wyrzuciłem to, po prostu.

Dużo jest przekleństw w Pana przekładzie...

- W oryginale ich nie ma. Williams zaznacza jedynie, że w danym momencie język jest ostrzejszy. Są to jednak wulgaryzmy bardzo eufemistyczne. Takie nasze "cholera".

Pytam o to, bo dziś przekleństwa płynące ze sceny to, w przypadku podkreślenia emocji, straszny banał! Dokonując przekładu, ściśle współpracuje Pan z reżyserem? Odpowiadała mu ta wersja?

- Dużo tych wulgaryzmów pojawiło się jeszcze w czasie prób. Nie jestem zwolennikiem, żeby ich używać zbyt często, ale raz na jakiś czas, jeśli to ma podkreślić wagę słów, są potrzebne. Reżyser był jak najbardziej za. Chciał język ze sceny podkręcać, wyostrzać...

Na ile "Słodki ptak młodości", amerykańska sztuka z lat 50., może być Polakom bliska dziś?

- Czasem myślę, że jest bliska aż za bardzo. Rzecz dzieje się w małym, prowincjonalnym, katolickim miasteczku. Bałem się, że może to być odczytane jako aluzja... Młodzież Toma Finleya dość jednoznacznie kojarzy się z Młodzieżą Wszechpolską... Ale ten tekst to nie tylko podobieństwa do sytuacji polityczno-społecznej. Jest kilka motywów, które są bardziej aktualne dziś niż gdybyśmy to wystawiali wtedy, gdy sztuka była napisana. Na pewno wątek obsesji na temat utraconej młodości albo motyw pogoni za karierą, ten "amerykański sen", brutalność kapitalistycznego świata, gdzie ludzie zostają wykorzystani i odrzuceni. I dalej - jak się w tym świecie odnaleźć, może najlepiej uciec. Tak zrobiła Księżniczka - uciekła w świat iluzji, młodych kochanków, zapomnienia, alkoholu. Bardzo ważny jest tu jeszcze motyw wyparcia, wyparcia porażki. Nieważne, co się dzieje, i tak jest dobrze, i tak idę do przodu...

Księżniczka, starzejąca się aktorka, która nie umie poradzić sobie z upływem czasu. Dla Pana, kogoś tak młodego, to pewnie ktoś dość abstrakcyjny...

- To bardzo dobrze napisana postać. Jest w niej dużo z samego Williamsa. Lubił ukrywać osobiste wątki w kobiecych postaciach. Próbując ją zrozumieć, mogłem opierać się na obserwacji znanych mi osób mających podobne problemy. Dokonując przekładu, każdej z tych postaci muszę stworzyć osobny język, nowe życie. Na początku, przyznam, było to trudne.

Jest teraz w teatrze polskim moda na amerykański dramat realistyczny?

- Zdecydowanie. Po epoce wszystkich tekstów postmodernistycznych, nowego brutalizmu, zalewu tekstów niemieckich, nagle ludzie chcą jakiejś prostej historii, silnych postaci i prostego języka.

Czym właściwie zajmuje się dramaturg teatru? Przekładem tekstów?

- Przekład nie musi być funkcją dramaturga teatralnego. W Polsce etatowy dramaturg teatru to bardzo mało popularne zajęcie. W Niemczech jest nas może pięciu na jeden teatr, we wszystkich teatrach w Polsce - kilku.

Właściwie nie do końca wiadomo, kto to jest ten dramaturg teatralny.

- Przy każdej produkcji robię co innego. Raz przekład, raz adaptację... Czasem siedzę na wszystkich próbach i jestem pomocnikiem reżysera. On prowadzi próbę, ja siedzę cicho z boku, po czym idziemy na kawę, żeby o tym porozmawiać. Zaznaczam, że dramaturg nie musi być dramatopisarzem. Raczej zajmuje się stroną literacką tekstów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji