Artykuły

To był prawdziwy spektakl. Z celnymi ripostami i wyrazistymi postaciami. Urzędnicy marszałka starli się we wtorek z dyrektorami Opery na Zamku

Wystąpili: Odwołany szef Opery na Zamku Warcisław Kunc [na zdjęciu], jego zastępca Ryszard Markow, Robert Lucjan Witkowski z zakładowej "Solidarności", dyrektor Biura Kontroli Wewnętrznej Urzędu Marszałkowskiego Romuald Kołbyk, zastępca dyrektora departamentu kultury UM Jerzy Goclik. Była jeszcze jedna postać, jak się okazało później - radna.

Akt I, w którym Warcisław Kunc tłumaczy, że nie chciał już robić konferencji, ale zmusił go marszałek województwa, który publicznie w telewizji oskarżył go o spowodowanie długów opery sięgających 1 mln zł.

Kunc: - To oszczerstwo. Jeżeli marszałek ma jeszcze odrobinę honoru, powinien publicznie wszystko odwołać.

Akt II: Obie strony przedstawiają swoją interpretację decyzji Regionalnej Izby Obrachunkowej, która uznała, że nie ma podstaw do wniosku o ukaranie dyrektorów opery.

Urzędnik I, Romuald Kołbyk: - Zawiadomiliśmy RIO o naruszeniu dyscypliny finansów publicznych przez główną księgową, dyrektora i zastępcę. Takim naruszeniem był zakup mieszkania [dla artystów przyjezdnych - red.] poza planem finansowym. Innym aspektem jest strona moralna takiego zakupu. W sytuacji gdy są trudności finansowe, długi wobec ZUS-u, zobowiązania wobec załogi i Funduszu Świadczeń Socjalnych warto zwrócić uwagę na zakup mieszkania.

Kunc do Urzędnika I: - Czy w tym roku, kiedy kupiliśmy to mieszkanie, mieliśmy wypracowany zysk?

Urzędnik I: - Nie o tym teraz mówimy.

Dyrektor Markow: - Kunc, kupując mieszkanie, nie tylko nie stracił, ale nawet zyskał: powiększył majątek trwały służący operze.

Akt III, w którym Urzędnik I wylicza błędy szefów opery: niewykonanie inwentaryzacji rocznej, brak spójności struktury organizacyjnej, a w końcu niezrozumiałą dla niego potwornie dużą liczbę umów-zleceń. Dyrektor Kunc upiera się, że specyfika opery każe mniej ludzi trzymać na stałych etatach i doangażowywać artystów do konkretnych przedstawień na umowy o dzieło. Zaś Urzędnik II grzmi.

Urzędnik II, dyrektor Goclik: - Opera to nie instytucja prywatna. Najważniejsza była reakcja dyrektora na protokół pokontrolny. Miał przedstawić program zmian, a przedstawił polemikę. Nikt nie proponował mu odejścia. Warcisław Kunc tu nie zostanie, ale opera zostanie w Szczecinie.

Kunc: Z tym zarządem województwa nie chcę pracować, bo steruje ręcznie i nie rozumie idei opery. W tej dyskusji nie ma faktów, liczb. Niech następny walczy i dobywa.

Urzędnik II podaje przykład poświadczający naganne zachowanie Kunca: Wezwany do marszałka Nowickiego stwierdził, że go nie zna, i że idzie właśnie do dentysty.

Markow: - Oddzielmy artystę od menadżera. Co Kunc robił źle? Przejął operę z długiem, rządził 12 lat, zrobił 50 premier, w tym 14 oper, zostawia ją bez długów.

Beata Radziszewska (nieoczekiwanie wyłoniła się spośród dziennikarzy): - Jestem radną komisji kultury sejmiku województwa. Jestem zatroskana, że doszło do takiej sytuacji w tej instytucji. Takie rozgrywki nie powinny mieć miejsca. Nie wolno dopuścić do wojny.

Kunc: - Tu już jest po wojnie.

Epilog: Radna obiecuje, że komisja przyjrzy się sytuacji. Chce wiedzieć m.in. co zwykli mieszkańcy zyskali, kiedy opera kupiła mieszkanie. Dziennikarze pytają, czy radni wcześniej nie znali sprawy, i czy trzeba było aż zmieniać statut instytucji.

Urzędnik II: - Zmiana statutu nie była spowodowana tym, że ktoś jest zły. Zarząd uważa, że lepszy jest rozdział dyrektora artystycznego i zarządzającego. Von Karajan był tylko dyrektorem artystycznym.

Kunc: - Nie róbmy kitu w teatrze.

Kunc (po chwili): - Ten zarząd chce mieć dyrektorów na smyczy, tak jak dyrektorów swoich departamentów. Nie zdaje sobie sprawy, że dyrektorzy pracują na jego chwałę. Oczywiście, że gram w ping-ponga, a co można robić w tej sytuacji? Po prostu: moja chemia po 12 latach spotkała się z zarządem, który ma inną chemię. Bawcie się dalej panowie.