Artykuły

Kartoteka biograficzna pisarza

Jestem entuzjastą poezji i teatru Różewicza - czemu niejednokrotnie miałem oka­zję dawać wyraz - ale trud­no mi zaliczyć "Na czworakach" do najlepszych sztuk autora "Kartoteki". Nie zmie­nia to faktu, że przedstawienie w Teatrze Dramatycz­nym, robota reżyserska Jerzego Jarockiego i gra znako­micie prowadzonych przez niego, wszystkich bez wyjąt­ku aktorów zasługują na bardzo wysokie uznanie. Ja-rocki raz jeszcze pokazał, jak dobrze czuje Różewicza i tra­fia w jego wyobraźnię tea­tralną. Pozostaje wierny du­chowi i tekstowi sztuki, choć tekst ten w opracowaniu dra­maturgicznym przestawia i przerzuca, kojarzy i po swo­jemu organizuje. Trzyma się ściśle wskazówek autora, choć rozwija je dalej własnymi pomysłami.

A pomysłów ma co nie­miara - łącznie z nagimi pląsami w idyllicznym gaju wspomnień młodości i gro­madą dzieci w muzeum (te najmniej są tu potrzebne). Stawia też - nie bez zale­ceń autora - ogromne wy­magania umiejętnościom fi­zycznym aktorów, którzy cho­dzą na czworakach, stają na głowie, fikają kozły, skaczą po stołach i szafach, unoszą się w powietrzu. Wszystko to robią panowie w sile wieku i nawet z brzuszkami. I, o dziwo!, robią całkiem spraw­nie. Dzieją się czasem cuda w teatrze.

"Na czworakach" to jakby kartoteka życia pisarza, jego biografia wewnętrzna i ze­wnętrzna. Pamflet na niemo­żność wymierzenia sprawie­dliwości literackiej światu przy pomocy groteski i ab­surdu. Zwątpienie o sensie własnej twórczości. Poeta i dramaturg Laurenty (gra go kapitalnie Zbigniew Zapasiewicz) zdaje się szukać jakichś właściwych środków wyrazu. Daremnie. Pozostaje "gipso­wym klasykiem", wypcha­nym orłem. Na starość po­pędzany przez swą wszech­władną i opiekuńczą gospodynię Pelasię (wyborna rola Ryszardy Hanin) pisze ciągle, a właściwie wyrzuca z sie­bie jak ze sztancy fabrycz­nej te same wzory, frazesy, komunały.

Parodystyczna konwencja operowa z interesującą muzyką STANISŁAWA RADWANA stwa­rza tło przedstawienia, które równocześnie ma w sobie coś z cyrku; zresztą na końcu Pelasia występuje w roli cyrkowej poskromicielki zwierząt-ludzi. Sypią się też cytaty słowne i obrazowe z literatury: operowy Mefisto wcielony w pudla (bardzo za­bawny JÓZEF NOWAK), któremu poeta zaprzedaje duszę; antago­nista szatana Hermafrodyt (TA­DEUSZ BARTOSIK), kapłan nieokreślonego obrządku. W ogól­nym pomieszaniu absurd odcis­ka się absurdem, kicz kiczem, wulgarność wulgarnością, banał banałem. Zacierają się granice parodii, w bełkotliwości nie zawsze doszukać się można sensu, słucha się tego miejscami nie bez zniecierpliwienia.

Laurenty jest bezsilny w twórczości, pusty wewnętrz­nie i swej pustki świadomy. Mimo to otacza go legenda i podziw, snują się wokół niego dymy kadzideł, sypią ordery, nagrody. Zostaje wydźwignięty na cokół pomni­ka - za życia i po śmierci. W sztuce Różewicza spięcie wyidealizowanych wyobra­żeń o pisarzu i jego praw­dziwym, czy też umyślnie im na przekór robionym obli­czem ma najostrzejszą wy­mowę. Narzuca się to od ra­zu w scenografii Kazimierza Wiśniaka: pokój sypialny i pracownia, obskurna rupie­ciarnia - i równocześnie sa­la muzeum ogrodzona czer­wonym sznurem. W tej ru­pieciarni pęta się Laurenty - niechlujny, rozmamłany fizycznie i psychicznie, siorbiący niechętnie posilną zu­pę, którą mu podaje Pelasia, znudzony hołdami; w tym muzeum wyrasta pomnik w oczach ludzi ze czcią pochy­lonych nad głębią i tajem­nicą jego twórczości.

Melduje się urodziwa Dzienni­karka (MIROSŁAWA KRAJEWSKA) by w wywiadzie zaczerp­nąć coś z tej gleby twórczej, ale Laurenty częstuje ją tylko beł­kotem. W starczym podnieceniu erotycznym węszy za seksem, poszczekuje, liże jak pies i zachowuje się jak pies na scenie. To teatralne tłumaczenie meta­for na obrazy powtarza się w sztuce wielokrotnie. Kiedy w biografii nadchodzi moment sta­rości, zjawia się uosabiający tę starość przyjaciel z dawnych lat Sitko (ZBIGNIEW KOCZANOWICZ) i Laurenty zmaga się z nim dosłownie za bary poko­nując go. Potem leczenie przez doktora Racapana (ANDRZEJ SZCZEPKOWSKI) odbywa się przy bełkocie naukowym i filozoficznym wśród akrobatycznej gimnastyki. Wątek faustowski snuje się nie tylko w skompro­mitowanej postaci Mefista, ale i w tęsknocie do młodości spro­wadzającej się do ciała pięknej, młodej dziewczyny.

I pyszny, końcowy obraz, kiedy Laurenty po śmierci unosi się w górę jako wy­leniały ptak z utraconymi piórami (zużył je do pisa­nia). Buja w obłokach, a na ziemi w jego pracowni-sypialni, zamienionej na muze­alne sanktuarium, wycieczki oprowadzane przez niezawo­dną Pelasię, na kolanach składają hołd pamięci wiel­kiego pisarza, kontemplując ze wzruszeniem pozostałe po nim ślady. Tak się kończy tragikomedia życia i twórczo­ści Laurentego, poety i dramaturga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji