Margines, ale...
PRZEMIANY
Widzowie teatralni i czytelnicy moich sztuk zapytywali czasem na "spotkaniach", jak powstają te sztuki, jak długo piszę sztukę, jak organizuję i przetwarzam materiał. Ponieważ na wieczorach autorskich (ze względu na ograniczony czas) trudno jest wyczerpująco i konkretnie na ten temat coś powiedzieć, skorzystam tutaj z innej formy wypowiedzi. Opiszę kilka "przygód" (zaznaczam "kilka", gdyż będzie to tylko fragment walki o kształt tej sztuki) związanych z powstawaniem "Na czworakach".
Sztukę "Na czworakach" zacząłem pisać w roku 1985. Chcę powiedzieć kilka zdań na temat tytułu sztuki, który był zmieniany kilka razy. Mówię o tym, ponieważ już w samych zmianach tytułu mieszczą się w skrócie moje przygody z tą sztuką.
W roku 1985 sztuka nosiła tytuł "Wywiad z Laureatem", później "Wywiad z Laurentym" i "Jubilat". W roku 1965 napisałem 3 sceny i szkic epilogu pt. "Muzeum". Z tych trzech scen do ostatniej redakcji weszły tylko fragmenty dialogu obrazu I. W tym okresie tytuł zmienił się jeszcze raz, brzmiał "Gipsowy Laurenty". Sztukę (w pierwotnej formie) odłożyłem do szuflady. Do pisania wróciłem w roku 1968; zmieniłem jeszcze raz tytuł na: "Ta dziwna róża nazywa się Dementia senilis". Miała to być (jak wyjaśniałem) "komedia tragiczna" w kilku aktach (prawie płciowych) z intermedium pt. "Samobójca". Bohaterem miał być wielki stary malarz (prototypem był Utrillo).
W scenie I obok Laurentego, Żony, Dziewczyny-Dziennikarki, wystąpili Minister z Sekretarzem. Przynoszą oni czcigodnemu Jubilatowi insygnia wysokiego orderu. Żona i Dziewczyna są świadkami uroczystości. Scena ta wzięła swój początek z notatki w gazecie (chyba rok 1955), gdzie znajdowała się informacja o odznaczeniu francuskiego malarza Utrilla Legią Honorową. Notatki dokładnie w tej chwili nie pamiętam; w każdym razie opisano tam Mistrza, jak bawi się "dziecinną" kolejką elektryczną, łamie pędzle i wyrzuca przez okno, obrzuca ludzi najgorszymi epitetami, nie chce rozmawiać z wysokimi urzędnikami itd., itd. Życiorys Utrilla tragiczny (i malowniczy) miał być kanwą tej sztuki. Po jakimś czasie malarz "zamienił mi się" w pisarza. Utrillo zniknął ze sztuki prawie bez śladu. Znów przerwałem pisanie. Kiedy wróciłem do pracy, pisarz ustąpił jeszcze raz (na krótko) miejsca malarzowi. Sztuka zmieniła jeszcze tytuł na "Moje życie z Geniuszem"... ale zamiast Utrilla i Opiekunki (Żony-Mamy) miała wystąpić inna para "bohaterów" - oczywiście pod zmienionymi imionami. Zamiast Utrilla miał wystąpić genialny "Pikas". W tym czasie dużo się mówiło o książce jednej z przyjaciółek Geniusza, która opisała w niej (z pensjonarskim wdziękiem) historię swojego pierwszego spotkania, flirtu i miłości z Geniuszem. Była to książeczka infantylna, trochę plotkarska i Geniusz był tam przedstawiony jako zakochany sztubak i dziwaczny staruszek w jednej osobie. Dużą rolę w całej historii odgrywała Babunia panienki i poprzednia stara (ale "jara") przyjaciółka Geniusza. Po kilku miesiącach tytuł sztuki znów się zmienił i wraz z tą zmianą zniknęła historia Genialnego malarza i Pensjonarki. Do sztuki wrócił pisarz. Tym razem sztuka miała tytuł: "Na czworakach, na czterech nogach, na czterech łapach"... (Komedia w 9 obrazach z intermedium). W sztuce tej wystąpić miały następujące osoby: Laurenty Sarrau - Nieśmiertelny Członek Akademii Laureat Solenizant Kawaler Legii Nestor R. I. P. Nowator Wieczny D. O. M. Sasset - przyjaciel rówieśnik współzałożyciel itp.
Girolle - młoda początkująca (?)
O. Hermafrodyt - z bractwa anababtystów łysych, żonaty, kontestator
Żona - żona Laurentego
Pelargonia - gosposia
Dr Racapan - lekarz domowy
Pudel - duch nieczysty
Statyści obojga płci
W komentarzu "odautorskim" do sztuki pisałem między innymi: "... Sztuka ta rozgrywa się (przeważnie) na czworakach. Nie jest to jednak jakaś metafora, alegoria itd., nie chodzi mi w tym wypadku o "poziom moralny" bohaterów (jeśli na czworakach, to pewnie na poziomie zwierzęcym itp.). Nie jest to przemiana człowieka w psa, małpę, świnię czy inne "bydlę". W sztuce tej chodzi nie o przemianę "kondycji" ludzkiej w zwierzęcą, lecz o pewien efekt sceniczny, który ma wywoływać dodatkowe spięcia dramatyczne (i optyczne). Pozostawiam ludziom wszystko, co ludzkie. Chodzi tu o zmianę pozycji ciała, o to, aby mówili, gestykulowali, walczyli, wspominali, kochali się (jednym słowem: żyli) na czworakach. W wypadku jednak zmęczenia lub zniechęcenia aktorzy mogą grać "na dwóch nogach". Rzecz nie dzieje się w określonym kraju, stąd obce "nazwiska", a raczej "przezwiska". Sitko. Kaftanik. Kurczątko itp. Poważnym (i ważnym) problemem tej komedii jest sposób wygłaszania tekstu (w połączeniu z pozycją ciała mówionego). W czasie przedstawienia nikt nie opuszcza sceny".
Te uwagi były dla mnie w trakcie pisania b. ważne. Ponieważ weszły przy pisaniu w krwiobieg sztuki, nie umieściłem ich w ostatecznej redakcji. Żyją one jednak w tym tekście i realizator powinien wiedzieć, w których miejscach wykorzystać je przy realizacji scenicznej.
Nie tylko tytuł i początek sztuki, pierwsza scena, pierwszy obraz zmieniał się kilka razy. Dla przykładu, jak wielkie różnice występują w poszczególnych wersjach sztuki, podam tu dwa różne "początki" wybrane z kilkunastu.
Obraz I.
Warsztat pisarza, wypełniony po brzegi antykami, prymitywami itp. Przy "nerce" (typ stolika o płycie zbliżonej kształtem do nerki lub ziarna fasoli, w Polsce występował w 2 poł. XVIII wieku i na pocz. XIX w)... a więc przy nerce w empirowym fotelu siedzi odwrócony tyłem (do czego? może do widowni) Laurenty. Siedzi i puszcza "bąki" (dłubie w nosie?). Nie śmiejcie się, młodzi, i Wam kiedyś zwieracz odmówi posłuszeństwa. Rozlega się stukanie do drzwi. Laurenty siedzi cichutko (jak mysz pod miotłą). Tylko jego uszy (które widać po obu stronach fotela!) robią się coraz czerwieńsze. Złapany na gorącym uczynku płonie Laurenty ze wstydu. Za drzwiami słychać szepty. Rozlega się znów stukanie, silniejsze. Laurenty chowa się pod stół. Drzwi się otwierają i staje w nich śliczna Dziewczyna, robi dwa kroki i zaczyna (jak dziecko) ssać gruby długopis. Rozgląda się z zaciekawieniem. Dotyka paluszkiem kroksztynów, gzymsów, zwieńczeń biurka (pod które Laurenty dał nurka). Nagle Laurenty wybiega na środek pokoju "na czworakach".
Oniemiała Dziewczyna... itd., itd.
Ten sam obraz w "ostatecznej" redakcji.
Obraz I.
W dużym pokoju na podłodze stary człowiek bawi się kolejką elektryczną. (Na ścianie wiszą maski). Biurko zawalone papierami. Obok empirowy fotel. Stary człowiek majstruje przy kolejce, nagle zrywa się i zaczyna tupać nogami.
Laurenty: (krzyczy) Zepsuła się! Zepsuła się! Rozlega się pukanie do drzwi
Laurenty: Zepsuła się! (podnosi kolejkę razem z szynami i wrzuca do kosza).
Pisanie sztuki przerwałem jeszcze raz w roku 1968. Do opracowania ostatecznej wersji (ostatecznej? Tak mi się zdawało, bo tych "ostatecznych" wersji było kilka - i tylko jedna z tych wersji dotarła do "Dialogu"), przystąpiłem 17 sierpnia 1970 roku. Tego dnia zapisałem: "Wczoraj wieczorem uporządkowałem papiery na biurku i powiedziałem sobie: od jutra robota. Wstałem o 7 rano, żeby do 9 załatwić "wszystkie" sprawy "życiowe" i aby od 9 oddać się wyłącznie pisaniu sztuki "Na czworakach". To już ostatni tytuł sztuki...
Dalszych dziejów sztuki, zmian, przemian i walk o jej kształt "ostateczny" (który jak się okazało nie był "ostateczny") nie będę Wam opisywał. Opuśćmy na to zasłonę. Może te fragmenty odpowiedzą Wam (w jakiś sposób) na pytania zadawane mi w czasie autorskich wieczorów. Teraz tekst biorą do ręki ludzie teatru, reżyserzy, aktorzy, scenografowie, kompozytorzy i ostateczny kształt znów zamienia się w "propozycję", "scenariusz", "partyturę". Nie takie to wszystko proste, jak się zdaje niektórym krytykom czy teoretykom współczesnego teatru, którzy gawędzą o "scenariuszu" teatralnym jako poronionej "sztuce".