Artykuły

Pieniądze przesłoniły taniec

Na internetowej stronie dotyczącej baletu Opery Bałtyckiej aż wrze od emocji. Wypowiadają się miłośnicy baletu, a przede wszystkim sami tancerze. W tej sytuacji nowy dyrektor Opery Bałtyckiej, Marek Weiss-Grzesiński postanowił zorganizować spotkanie środowiska baletowego, by, jak powiedział, wytłumaczyć swoje racje - pisze Barbara Kanold w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Na internetowej stronie dotyczącej baletu Opery Bałtyckiej aż wrze od emocji. Wypowiadają się miłośnicy baletu, a przede wszystkim sami tancerze. Jak to w internecie, bez nazwisk, każdy więc może napisać co mu się żywnie podoba. Ujawnić swoje zdanie na temat spektaklu czy linii repertuarowej nowej dyrekcji, ale także wyartykułować swoje emocje, a niekiedy frustracje. W tej sytuacji nowy dyrektor Opery Bałtyckiej, Marek Weiss-Grzesiński postanowił zorganizować spotkanie środowiska baletowego, by, jak powiedział, wytłumaczyć swoje racje.

Jakie są zatem te dyrektorskie racje? Dyrektor Weiss-Grzesiński wyprosił z teatru operowego taniec klasyczny, bo, jak twierdzi, nie jest w stanie odbudować zespołu, który może zatańczyć na przykład "Jezioro Łabędzie", a nie będzie firmował tego co zastał, czyli "zgliszcz" i "tancerek potykających się o własne nogi". Według nowego dyrektora nie da się pogodzić w ramach jednego zespołu tańca klasycznego ze współczesnym na wysokim poziomie.

Jako dyrektor, ma do tego prawo i trudno dyskutować z jego wizją. Tyle tylko, że teatr utrzymywany jest z publicznych pieniędzy i to publiczność zdecyduje czy zaakceptuje taką koncepcję i jej realizację w teatrze operowym. Na marginesie, pytanie kto i jak w tej sytuacji zatańczy, np. mazura w "Strasznym dworze" pozostaje dla mnie bez odpowiedzi. Chyba, że Moniuszki też w repertuarze nie będzie.

Z zapowiedzi wynikało, że wtorkową debatę w Nadbałtyckim Centrum Kultury poprowadzą Krzysztof Mieszkowski, redaktor "Notatnika Teatralnego", dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu (ale nie dojechał) i Tomasz Olszewski, dziennikarz Radia Gdańsk, wspierany zbyt często przez dyr. NCK Larry'ego Okey Ugwu. Ten wybór to odpowiedź na postawiony w debacie problem "Taniec na łamach polskiej prasy - dlaczego jest tak niewielu wykwalifikowanych krytyków tańca?"

Według programu zaproszeni goście - tancerze, choreografowie, pedagodzy, przedstawiciele władz lokalnych - mieli dyskutować m.in. nad sposobem przywrócenia Gdańskowi miana "tanecznej stolicy Polski", o harmonijnym współistnieniu tańca klasycznego i współczesnego. Przewidziane były też zagadnienia amatorstwa i profesjonalizmu w tańcu, wreszcie "artysta głodny, to artysta płodny" czyli finansowania tańca współczesnego.

I do tego problemu sprowadziła się niemal w całości prawie trzygodzinna dyskusja.

Do utyskiwań przedstawicieli różnych grup tańca współczesnego, działających w Trójmieście, na niedostrzeganie ich potrzeb przez władze. Obecni na sali dyrektor Władysław Zawistowski (Urząd Marszałkowski) i Anna Czekanowicz (Urząd Miejski w Gdańsku) przedstawiali punkt widzenia władz na sposób finansowania tej dziedziny. Ich zdaniem, przy całej otwartości na ciekawe i artystycznie wartościowe projekty, brak dostatecznych środków zmusza urzędy do rozstrzygania czy przeznaczyć je na spektakl taneczny czy na remont trzech dachów kościelnych, ale warto dodać, że nakłady na kulturę przeznaczone przez zarząd województwa mocno wzrosły i na bieżący rok wynoszą 84 mln zł.

Leszek Bzdyl, Joanna Czajkowska i Bożena Elterman podkreślali wagę swoich osiągnięć i brak docenienia ze strony urzędników. Ci odpowiadali, że to od inicjatywy samych artystów w dużej mierze zależy jak ta współpraca się będzie układała i że artyści nie mogą liczyć na władzę, jak na "opiekuńczą matkę", która zapewni im swobodną działalność i w ich imieniu napisze projekty, ewentualnie poszuka środków pozabudżetowych.

Część dyskusji dotyczyła profesjonalizmu tancerzy - sposobu ich kształcenia. W planach dyrekcji Opery jest otwarcie studia dla kształcenia tancerzy przydatnych dla nowoczesnej wizji zespołu. Trzeba zatem stanowczo zapytać o sens istnienia szkolnictwa baletowego w Polsce, skoro program w nim realizowany nie przystaje do tej wizji? Może trzeba dążyć, poprzez współpracę i wymianę poglądów, do pewnej modyfikacji tego kształcenia? Może jednak tancerze dobrze przygotowani w zakresie tańca klasycznego i innych technik, których uczy się w szkołach, są nie tylko przydatni, ale wręcz potrzebni w zespołach baletowych takich instytucji, jaką jest Państwowa Opera Bałtycka?

Nasze miasto było "taneczną stolicą Polski" przede wszystkim za czasów znakomitej choreografki Janiny Jarzynówny-Sobczak. To jej spektakle zapraszane były do udziału w Warszawskiej Jesieni, dla nich zjeżdżali do Gdańska i krytycy, i wielbiciele baletu. Więc na marginesie przypominam jej słowa: "Często pytano mnie - po co współczesnemu tancerzowi klasyka? Zawsze odpowiadałam, że jest to idealna nauka dla tancerza, techniczna baza, która najlepiej przygotowuje go do zawodu. Potem może jej prawidła odrzucić, zmodyfikować, co sama czyniłam często, szukając nowej plastyki ciała, nowej wyrazistości gestu, ale musi ją znać i przez nią przejść". Do merytorycznej dyskusji trzeba więc będzie wrócić wtedy, kiedy obejrzymy kilka, stworzonych przez różnych artystów propozycji repertuarowych.

Na zdjęciu: nowy zespół taneczny Opery Batyckiej w spektaklu Izadory Weiss "4x4".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji