Artykuły

Izabella Cywińska

- Kiedyś w Nowym zaproponowałam zbiorowego bruderschafta, bo było mi głupio, że do wszystkich mówię per ty, a oni do mnie: pani dyrektor. I co? Moi aktorzy powiedzieli, że to niemożliwe. Postanowili, że mogą jedynie przejść na: pani Basiu. Do dziś i Wiesiek Komasa, i Halina Łabonarska mówią do mnie: pani Basiu - mówi IZABELLA CYWIŃSKA, reżyserka, dyrektorka artystyczna Teatru Ateneum w Warszawie.

Kocha ją kot, mąż, sporo aktorów i fanklub "Bożej podszewki".

Do ataków się przyzwyczaiła. Trochę ją dotykają, bardziej inspirują.

Właśnie postanowiła zmierzyć się z nowym wyzwaniem - po Gustawie Holoubku

została dyrektorem artystycznym teatru Ateneum.

Sobotnie południe. Ludzie spacerują w słońcu, jedzą lody, a pani dyrektor załatwia sprawy przez telefon i na żywca. Właśnie kończy rozmowę z Piotrem Fronczewskim. W domu mąż Janusz Michałowski piecze baraninę na sobotni obiad. Ja czekam spokojnie na swoją kolej. Miejsce akcji? Teatr Ateneum, ze wspaniałymi tradycjami - w tym roku obchodzi 80-lecie.

GALA: Olga Lipińska jest ostra, Grzegorz Jarzyna - awangardowy. Jaka jest Izabella Cywińska?

IZABELLA CYWIŃSKA: Kontrowersyjna. Tak twierdzą niektórzy.

GALA: Aktorzy panią lubią?

I.C.: A jak powiem pani, że bardzo, to co? Kiedyś w Nowym zaproponowałam zbiorowego bruderschafta, bo było mi głupio, że do wszystkich mówię per ty, a oni do mnie: pani dyrektor. I co? Moi aktorzy powiedzieli, że to niemożliwe. Postanowili, że mogą jedynie przejść na: pani Basiu. Do dziś i Wiesiek Komasa, i Halina Łabonarska mówią do mnie: pani Basiu.

GALA: Nieteatralny ogół narodu dowiedział się o istnieniu Izabelli Cywińskiej, gdy została u Mazowieckiego ministrem kultury i sztuki.

I.C.: Ach, proszę pani, minister to był epizod w moim życiu! Przedtem przez 20 lat byłam dyrektorem dwóch bardzo dobrych teatrów. A ten ogół interesuje mnie o tyle, o ile chodzi do teatru. Oczywiście żartuję. Każdy jest przecież potencjalnym widzem teatralnym.

GALA: Znajomy plastyk do dzisiaj pamięta, że jak tylko została pani ministrem, od razu mu darmową pracownię zabrała.

I.C.: A on nie zauważył, że ustrój się zmienił i żyje w kapitalizmie? Najbardziej się buntowali ci plastycy, którzy uprawiali czystą żywą komercję, np. malowali bombki, jajka, transparenty w pracowniach, za które nie płacili grosza spółdzielniom już na własnym rozrachunku. Więc wybitnym rzeźbiarzom dałam stypendia, by mogli zapłacić za pracownie, ale ich było kilku, kilkunastu, a nie stu chałturszczyków. Rozumiem, że ludzie nie lubią, jak im się zabiera coś, co mają za darmo, dlatego palili moje kukły przed ministerstwem. Roszczeniowiec ten pani znajomy.

GALA: Lata spędziła pani w Poznaniu, lata w Warszawie. Kim pani właściwie jest?

I.C.: Nie czuję się Wielkopolanką, mimo że znad rzeki Cywiny porozchodzili się podobno moi przodkowie po całym kraju, jak Polska długa i szeroka. Urodziłam się we Lwowie, wczesne dzieciństwo spędziłam z rodzicami w Kamieniu pod Kazimierzem Dolnym, w majątku, który nam po wojnie odebrano. Po czym zaczęłam wędrować po Polsce: maturę zdałam w Szczecinie, studiowałam w Poznaniu i w Warszawie. Jako reżyser wędrowałam po teatrach od Białegostoku po Nową Hutę, by wreszcie objąć dyrekcję w Kaliszu, potem w Poznaniu, a na koniec zostać ministrem kultury.

GALA: Niezła trasa. A skąd się wzięło pani zainteresowanie Kresami? Nigdy tam pani nie mieszkała.

I.C.: Rodzina matki była bardzo zasłużona dla Lwowa. Moja mama Elżbieta była taką patriotką lwowską, że postanowiła: jej dzieci też będą lwowiakami. I tam, będąc w zaawansowanej ciąży, jeździła nas rodzić. Mnie oraz moją siostrę Teresę - dziś malarkę, architekta wnętrz, mieszkającą w Płudach pod Warszawą.

GALA: Są tacy, którzy mieli do pani pretensje o "Bożą podszewkę", której akcja dzieje się w Wilnie.

I.C.: Są tacy, co kochają mnie do dzisiaj za "Bożą podszewkę", która ma nawet fanklub. Działa od czasów, gdy prezes TVP Jan Dworak zamordował drugą część "BP", puszczając ją w różnych dniach tygodnia i o różnych porach wieczoru i nocy, nawet po 23. Najpierw on, potem Romaszewska z telewizji Polonia.

GALA: Agnieszka Romaszewska, córka senatora i wicemarszałka Senatu VII kadencji?

I.C.: I moja koleżanka z internowania, z którą siedziałyśmy prycza w pryczę w Gołdapi w czasie stanu wojennego. A potem mi zdjęła "Bożą podszewkę", mówiąc, że "to nie ten patriotyzm", bo ona wie, jaki ma być.

GALA: Dlaczego "nie ten"?

I.C.: Bo na przykład partyzanci mają brudne zęby i ogólnie są brudni, a przecież nasi chłopcy byli piękni i czyści, choć z lasu.

GALA: A chłopi na wsi nigdy się nie upijali.

I.C.: Nigdy, przenigdy, i byli cudowni dla swoich dzieci.

GALA: A dziewczyny strzegły cnoty jak skarbu. Nigdy i nigdzie nie było zdrad ani romansów.

I.C.: Nigdy, przenigdy. Widać reprezentuję patriotyzm niezgodny z polityką historyczną. Kazano telewizji przepraszać za serial, a mnie koledzy zazdrościli, że taki huk jest wokół niego. Na spotkaniach, na które jeździłyśmy z Teresą Lubkiewicz-Urbanowicz, autorką sagi, młodzież wszechpolska protestowała z transparentami. Ja się cieszyłam, ale Teresa płakała, bo to było dla niej bolesne. To były losy jej matki. Wyrwane z serca, najgłębiej jak można sobie wyobrazić.

GALA: Czesław Miłosz bardzo lubił i serial, i książkę.

I.C.: Niech mi pani wierzy, obie kochałyśmy naszych bohaterów. Sytuacja reżyserów takich jak ja, uprawiających jak się okazuje "niesłuszny" gatunek patriotyzmu, jest dzisiaj bardzo trudna. Szef wie najlepiej. Tak jak pani Małgorzata Raczyńska, która nasz, napisany wspólnie z Hanną Krall, kreacyjny scenariusz o Irenie Sendlerowej, z bardzo dobrymi recenzjami, kazała przerobić na dokument. Od tego momentu nie mam nic wspólnego z telewizją. No i skończy się na tym, że to Amerykanie zrobią film o naszej wielkiej Sendlerowej, tak jak Włosi, a nie my, zrobili film o naszym Papieżu.

GALA: A ja myślałam, że przychodzę do kobiety, która umie walczyć o swoje, której mama potrafiła przejechać setki kilometrów w zaawansowanej ciąży, by dopiąć swego.

I.C.: Moja mama była dzielna, z pewnością, ale mnie szkoda życia na walkę z wiatrakami. Dam pani przykład: przeczytałam w gazecie ogłoszenie o rozpisaniu konkursu na scenariusz o przesiedleniach. Zdębiałam! Druga część "Bożej podszewki" jest właśnie historią o tym opowiadającą. Zaczyna się od wyjazdu z Wilna na ziemie zachodnie wagonem towarowym. Cały odcinek cudownie zagrany przez Hannę Śleszyńską i młodziutką Karolinę Gruszkę. Jadą z krową, dobytkiem żywym i martwym na Zachód. Ten serial, który kosztował 10 mln zł, właściwie nigdy nie był pokazany, bo ilu widzów ogląda ciągle jeszcze mało dostępny kanał TVP Kultura? Zadzwoniłam do sekretariatu prezesa telewizji publicznej Andrzeja Urbańskiego, by spytać, po co wywalać nowe pieniądze, jak można pokazać gotowe? Rozmawiałam tylko z sekretarką. Miała się zorientować, czy prezes mnie przyjmie. Na razie nie dostąpiłam zaszczytu nawet rozmowy telefonicznej.

GALA: Życzę dostąpienia. A poza tym, jest pani monogamiczna?

I.C.: Jak najbardziej.

GALA: Jeden mąż?

I.C.: No, to byłaby może przesada. Dwóch. Tamten pierwszy został do śmierci moim wielkim przyjacielem i bardzo dużo się od niego nauczyłam. Mądry profesor Jerzy Adamski.

GALA: Pamiętam. Eseista, krytyk literacki i teatralny. Przystojny brunet z czarnymi oczami.

I.C.: Skądże! Niski, mały, na krzywych nogach, ale niezwykle mądry i inteligentny.

GALA: To dlaczego się rozstaliście?

I.C.: Bo się absolutnie nie nadawał na męża. Nadawał się na przyjaciela. Z Januszem, moim drugim mężem, z którym jesteśmy razem już blisko 40 lat, też się przyjaźnił. No, a poza tym z tym pierwszym mieliśmy kompletnie różne poglądy polityczne. A to bardzo się u mnie liczyło.

GALA: Reżyserka, wieloletni dyrektor i aktor. Izabella Cywińska i Janusz Michałowski. Kto reżyseruje w domu?

I.C.: Pochodzę z tradycyjnej rodziny, gdzie g ojciec miał swój fotel, na którym nikomu i oprócz niego nie wolno było siadać. Tak i samo jest u nas w domu. Jak już się tak narządzę po świecie, to bardzo lubię, żeby w domu rządził Janusz.

GALA: Przekracza pani próg i jest potulną żoną?

I.C.: Na dodatek jestem uprzywilejowana, bo nic nic muszę robić.

GALA: Jak to pani sobie załatwiła?

I.C.: Tak załatwiłam, że mój mąż bardzo dobrze gotuje i lubi to, robi rozmaite przysmaki. Dziś będzie pieczeń barania z orientalnymi owocami. Poza tym, dzięki teatrowi pozyskałam przyjaciółkę, bo była zupełnie szaloną fanką Teatru Nowego. Przyjechała za nami z Poznania, mieszka z nami, wszystko za mnie robi. Dobrze się urządziłam w życiu, prawda? Gdy przychodzę do domu, mogę się zająć swoimi

sprawami, czytać, godzinami siedzieć przy komputerze.

GALA: Nie jest długonogą laską, którą strach zostawić samą z mężem?

I.C.: Nie, to nie ta opcja. Dzięki niej mogę się skupić na tym, co dla mnie ważne, tak jak mój mąż, który też ma wiele pasji, hobby, zajęć. Nie jest człowiekiem towarzyskim, w ogóle nie lubi bywać.

GALA: Potwierdzam, nie widać państwa, nie bankietujecie zupełnie.

I.C.: Jeśli chodzę, to wszędzie sama, ale ostatnio ja też bankietów nie lubię. Janusz nigdy nie lubił wychodzić z domu. Lubi dom.

GALA: Aktor totalny domator? Ojej, ale dziwadło.

I.C.: Ale fajne dziwadło. Lubię go za to. Siedzi w domu i skupia się na majsterkowaniu w piwnicy albo siedzi z kotem na kolanach i czyta książkę. Mamy jedną z największych w Polsce kolekcji lamp naftowych, które zapisaliśmy dla muzeum w Wilanowie.

GALA: A tam każdą śrubeczkę trzeba wypucować, nasmarować, dokręcić.

I.C.: I on to robi z największą miłością i czułością, i marzy, aby jak najszybciej już znaleźć się w piwnicy i zająć pasjonującymi zajęciami w swoim królestwie.

GALA: A ten kot, kto zacz?

I.C.: Wielki, najmądrzejszy kot świata, o imieniu Bułat, na cześć Bułata Okudżawy. Poprzedni kot też był Bułat. Imię to samo, bo duszę przenieśliśmy z jednego na drugiego. Tamten był sybirak, ten jest maine coon. Śpi oczywiście z nami, albo z jednym, albo z drugim, w zależności od tego, komu łaskawszy jest tego dnia. Kto mu się bardziej zasłużył, podlizał.

GALA: Siedzimy w gabinecie, w którym być może siadywali Stefan Jaracz, Leon Schiller, Aleksander Bardini, Janusz Warmiński, Jan Świderski, a ostatnio Gustaw Holoubek. Ale tradycja.

I.C.: To ściany nasiąknęły dobrą energią, mam z czego czerpać. Teraz zajmuję się organizacją zespołu i poszukiwaniami repertuaru na ten jubileuszowy sezon. Angażuję młode aktorki. Wszystkie są długonogie laski, a ja szukam małej grubej, bo mam same laski. Jak zrobić repertuar w oparciu o same laski? Wierzę w swoją intuicję, Staram się oglądać przedstawienia dyplomowe w Akademii, robię przesłuchania. Ostatecznie decyduję się na tych, którzy myślą podobnie jak ja, co oczywiście nie znaczy, że tak samo. Potem daję wolność moim współpracownikom i czuwam. To taka moja zasada, która zawsze mi się dotychczas sprawdzała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji