Artykuły

Klasyka Polska. Dzień siódmy

Dzięki znakomitej interpretacji wiersza Fredry, postaci nie deklamują, ale naprawdę komunikują się ze sobą. Wydobycie rytmu tekstu dynamizuje każdą scenę - o "Ślubach panieńskich" w reż. Jana Englerta prezentowanych na 33. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakl Englerta powoduje dyskomfort. Niewiele z niego wynika, ale dobrze się go ogląda. Englert nie interpretuje dramatu Fredry, nie proponuje nowej perspektywy odczytania. Jednak dynamika i energia aktorów sprawiają, że dwugodzinne "Śluby panieńskie" nie wprawiają widza w błogi stan snu.

Scenografka Barbara Hanicka, w ślad za reżyserem, nieco ironicznie kreuje fredrowski świat. Aby usiąść na ogrodzie-widowni, trzeba przejść przez muzealny salonik, w którym na ścianach wiszą rodowe portrety, a drobne elementy ułożone są w gablotach muzealnych. Ogród-widownię wyścielono trawą, z boku postawiono bryczkę, a na środku drewniany stół z krzesłami. Sielanka w skansenie.

Englert przerysowuje typy postaci wprowadzone przez Fredrę. Albin (Grzegorz Małecki) to nierozgarnięty hipochondryk, oślepiony uczuciem do Klary. Chodzi bardzo wolno, ciągle się o coś potyka, chrząka, maskując zakłopotanie, a na powitanie zawsze podnosi pionowo rękę w geście pozdrowienia. Klara (Kamilla Baar) to nadpobudliwa, krzycząca, żywo gestykulująca dziewczyna. Gustaw (świetny Marcin Hycnar) energiczny, z temperamentem, nie ustępujący Klarze w tempie przemieszczania się. Aniela (Patrycja Soliman) w ślad za Albinem ogranicza swoją ekspresję do zmarszczki na czole i mrugania okiem. Czwórka aktorów ani na chwilę nie porzuca zawrotnego tempa spektaklu, do absurdu uwypuklając charakterystyczne cechy swoich postaci. Większe opanowanie cechuje Radosta (Jan Englert) i Dobrójską (Gabriela Kownacka), którzy nie nadążają za pomysłami młodego pokolenia. Rodząca się miłość młodych stoi w opozycji do dojrzałości i mądrości życiowej leciwej pary. Sielanka ani na chwilę nie zostaje zaburzona. Nie ma tu niedomówień, dwuznaczności - brzmi wiersz Fredry, a inscenizację zdominowała intryga. Englert bardzo subtelnie zaznacza, że świat Fredry odszedł w niepamięć i trudno uwierzyć, że taka rzeczywistość kiedyś istniała. Wprowadził dwie postaci, przechadzające się w przerwach między scenami, naśladując bohaterów, przyglądając się im z podziwem i zdziwieniem. Kobieta jest ucieleśnieniem mitycznej kochanki, starzec zapowiedzią śmierci Radosta. Englert wyraźnie pokazuje, że sentymentalizm nieustannie towarzyszy mu w myśleniu o polskiej XIX-wiecznej wsi. Jednak często również ironizuje na scenie. Dzięki znakomitej interpretacji wiersza Fredry, postaci nie deklamują, ale naprawdę komunikują się ze sobą. Wydobycie rytmu tekstu, naturalnie dynamizuje każdą scenę.

Trudno zarzucić reżyserowi, że zrezygnował z radykalnych interpretacji tekstu. Oczywiście nawet w jego inscenizacji zgrzytają niepozorne tematy, np. gdy Klara wpada w panikę, że ojciec zmusi ją do małżeństwa z bogatym i starym Radostem. Niejednoznacznie przedstawione relacje damsko-męskie, drwina z damskiej nienawiści do mężczyzn, sprytni mężczyźni oszukujący swoje wybranki, udowadniając słabość damskiego przymierza, prowokują do polemiki. Tyle, że Englert ma świadomość istnienia stosów tekstów, będących dużo lepszym materiałem na taki spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji