Artykuły

Czekając na trzeciego ptaka

"Zaratustra" w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

"Hudziak zakrada się od tyłu do Kalety". Gdym w drugim numerze teatralnego miesięcznika "Foyer", w napisanym przez Agnieszkę Narębską reportażu z prób do reżyserowanego przez Krystiana Lupę przedstawienia "Zaratustra" [na zdjęciu], zapoznał się z tym zdaniem o lisie w kurniku, czyli o aktorze u Lupy - gruntownie zmartwiło mnie ono. Pomyślałem: Mag nadwiślańskiej sceny przestał rozwijać się! Pomyślałem aż tak defetystycznie, gdyż metafizyczny sworzeń scenicznych seansów Maga od zarania polega właśnie na zakradaniu się od tyłu - a ileż, na Boga, można? Poza tym zaś, jak długo jeszcze ów wektor sworznia ma się zaczynać w Hudziaku i być w Kaletę wycelowanym?

Dalsza lektura pogłębiała moje zmartwienie. Co informacja - to lupologiczne nihil novi. Oto jak Mag wzmaga stężenie transcendencji. Znów: "Głośne uderzenia w bęben wypełniają teatralną przestrzeń. Z widowni dobiega przeraźliwe wycie. Gardłowe zawodzenie przechodzi w cichy skowyt, aż w końcu słychać jedynie przyspieszony oddech. Z pierwszego rzędu zrywa się mężczyzna i dynamicznie wywija drewnianą pałką". A oto uwagi, którymi Mag pogłębia i tak już bezdennego, jeśli się nie mylę, Piotra Skibę. Znów zatem: "Pot niweczy anarchię", "Walcz z przeżywaniem krzyku", "Było incognito, nie ma incognito", oraz absolutnie kluczowe: "Jesteś jak kijanka przebita szpilką". Itp., czyli, wedle starożytnych: ad usrandum.

Aliści - debilem byłem, w progres Maga nie wierząc! W sobotę widziałem jednorazowy pokaz "Zaratustry", jednorazowy, gdyż dzieło wciąż jest w intrygującym toku narodzin swoich. Widziałem i powiadam wam - myliłem się haniebnie! Mag nasz jednak - rozwija się. W reportażu swym Narębska notuje takie słowa Maga: "Myślę, że odnotowaliśmy postęp". Jeśli mogę sobie dziś na śmiałość neofity pozwolić, z chęcią zaśpiewam: dobrze myślał! Tak, postęp nie dość, że istnieje, to na domiar naszego szczęścia - jest zauważalny. Pomińmy kosmetyczne zmiany w subtelnej materii bębna Lupy, wycia Lupy, cichego skowytu Lupy, przyspieszonego oddechu Lupy oraz pałki Lupy. Pomińmy detale, zstąpmy do głębin.

Otóż, po "Zaratustrze" wiadomo niezbicie, że klasyczne dla teatru Lupy aktorstwo kijanki przebitej szpilką stanęło już o oczko, a może nawet o dwa oczka wyżej. Aktorstwo kijanki przebitej szpilką osiągnęło mianowicie szczyty aktorstwa szpilki przebitej kijanką? W praktyce oznacza to, że ni cholery zrozumieć nie można niczego, bo aktorzy są albo w tak strzelistej histerii, że ślina sens słów zatyka, albo w tak katatonicznej dyskrecji, iż podnosowemu marmoleniu nie pomogą nawet trzy chusteczki do nosa. Rzecz jasna, ta szpilka przebita kijanką - zupełnie niczemu nie przeszkadza. Nie ma problemu, bo gdy dzieło jest dopiero w intrygującym toku narodzin swoich, odpowiedź na szkolne pytanie: o czym to było? - jest pytaniem zupełnie nie na miejscu.

To po pierwsze. A teraz po drugie, teraz sworzeń, teraz alfa Maga i Maga omega. Otóż, owszem, dalej zakradanie się kwitnie równo, ale nie jest to zakradanie się Hudziaka do Kalety oraz nie jest to zakradanie się od tyłu. W "Zaratustrze" także i w tej materii teatr Lupy jest o oczko, a nawet o dwa oczka wyżej niż dotychczas. Oto bowiem Kaleta się zakrada, nie do Hudziaka, lecz do Romanowskiego, i nie od tyłu, lecz od przodu! Piękne, ale też i oczywiste. Zwyczajnie, nie mogło być inaczej, gdyż Romanowski gra postać umierającą, która leży na plecach. Skrada się więc Kaleta debiutancko, skrada się przodem do przodu - i wie, co robi. Wie, bo widzi, że wyraźnie, na wierzchu, in statu nascendi, widać - doskonale nieokrytego "ptaka" Romanowskiego. Rzeczywiście - było incognito, nie ma incognito.

Dla ułatwienia dodam, że nie jest to, by tak rzec, jedyny tego wieczoru "ptak" wreszcie uwolniony. Pewien aktor, o nieznanym mi nazwisku (dzieło w toku - programu brak, bo program też w toku) parę chwil wcześniej po scenie gania goluteńki - i jest równie interesująco jak w przypadku spoczywającego Romanowskiego. Słowem, zmiana starego sworznia zachodzenia od tyłu na świeży sworzeń zachodzenia od przodu - wydatnie zwiększyła w teatrze Lupy ilość "ptaków" wyzutych z incognito. Jak powiadam, cieszy to bywalców, ale też, że powtórzę, nie sposób orzec, o co chodzi.

No, bo niby o co? O konstruktywną dysputę naszego Maga z Fryderykiem Nietzschem i jego fundamentalnym dziełem "Tako rzecze Zaratustra"? A może odwrotnie, czyli tak, jak z Bułhakowem było - czyli może szło o poprawienie Nietzschego, który się mylił? A tak w ogóle, o cóż może chodzić w tym teatrze benedyktyńskiego mozołu metafizycznego i nieskończonego trwania tajemnicy upoconej niczym kobyła na Wielkiej Pardubickiej? O czym jest Melpomena kijanki przebitej szpilką albo Melpomena szpilki przebitej kijanką? O tym, co zwykle? O ogólnym cierpieniu ogólnego człowieka w ogólnie naszych ogólnie czasach?

Dowiemy się, gdy "Zaratustra" kiedyś przestanie być w toku. Tuszę, iż wtedy zobaczymy twarz tajemnicy. Trzeba bowiem wiedzieć, że póki co są dwa "ptaki" oraz szansa na trzeciego. Szansa, która spaliła na panewce. Grający Zaratustrę Globisz staje oto przed nami nago, ale niestety tylko - tyłem do nas. Tak, gdy Lupa dzieło dopracuje, może być celnie - Globisz może zostać odwrócony! Kto wie, czy jest, czy też nie jest tak na świecie, że zobaczyć "ptaka" Zaratustry, to zobaczyć nietzscheańskiego Boga, który umarł?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji