Artykuły

Manekiny i ludzie

Kiedy w ubiegłym roku ("Teatr" Nr 9) omawiałem inscenizację poematu Bruno Jasieńskiego "Słowo o Jakubie Szeli" w Tea­trze Młodej Warszawy ("Estrada poetyc­ka"), nie sądziłem, że będę mógł pisać o prapremierze oryginalnej sztuki tego świetnego poety i autora popularnej u nas przed wojną jeszcze powieści "Palę Paryż". Istnienia "Balu manekinów" - bo o tej właśnie sztuce mowa - nikt chyba w Pol­sce do niedawna nie podejrzewał, choć, jak stwierdza Anatol Stern w czerwcowym numerze "Dialogu", był on publikowany w r. 1937 w czasopiśmie "Literatura mię­dzynarodowa", a nawet wystawiany w An­glii, Czechosłowacji i Japonii.

Nie ma najmniejszego powodu wątpić w ścisłość informacji osobistego przyjacie­la Jasieńskiego i największego u nas znaw­cy jego twórczości, mimo rażącego "slip of pencil", jakim jest (zwłaszcza na ła­mach "Dialogu") poplątanie skompromito­wanego kolaboracją z hitlerowskimi oku­pantami komika V l a s t y Buriana z chlu­bą nowoczesnego teatru czechosłowackiego, Emilem Franciszkiem Burianem, który to właśnie Burian, a nie inny, mógł w okresie międzywojennym wystawiać "Bal manekinów". Z dodatkowych materiałów, uzyskanych przez Sterna już po ogłoszeniu w "Dialogu" przełożonego z języka rosyj­skiego tekstu sztuki, wynika, że "Bal ma­nekinów" napisany został pomiędzy r. 1930 a r. 1932 - być może, że od razu po ro­syjsku, choć krążą pogłoski, iż istniał polski oryginał tego utworu, który zaginął w wiadomych, tragicznych okolicz­nościach, związanych z życiem poety i lo­sami jego twórczego dorobku. Tak czy owak jest rzeczą jasną, że z czterech dru­kowanych wersji "Balu" - mianowicie rosyj­skiej, francuskiej, angielskiej i niemieckiej - należało wybrać dla spolszczenia tę pierwszą. Język przekładu Sterna jest gięt­ki, jędrny i dosadny, obfituje w szczęśli­we zwroty gwarowe (widoczne to jest zwłaszcza w realizacji scenicznej: np. owe kapitalne "idziem!", kończące scenę z dwo­ma "delegatami") - i przypomina język "Palę Paryż". Oczywiście, wolelibyśmy wszy­scy mieć do czynienia z polskim orygina­łem jedynej znanej nam sztuki Jasieńskie­go (napisał ich podobno kilka) ale nie podzielam wątpliwości, które praca Sterna nasuwa np. Zdzisławowi Hierowskiemu ("Przemiany" Nr 40 z br.), zwłaszcza że była to praca potrzebna i pożyteczna. Stern przyswoił teatrowi naszemu sztukę wartościową, artystycznie śmiałą i orygi­nalną.

Wrażenie takie musi odnieść każdy kul­turalny widz katowickiego spektaklu. Spek­takl ten stanowi warsztat reżyserski Je­rzego Jarockiego. Młody reżyser, który uzu­pełniał krajowe studia w Moskwie, zapre­zentował się jako indywidualność cieka­wa i wiele obiecująca, dzieląc zresztą swój niewątpliwy sukces ze scenografem Wiesławem Lange. Obu im udało się stopienie fantastyki i realistycznego widzenia świa­ta w artystyczną całość, z tym, że elementy groteski w sytuacjach scenicznych znalazły swój odpowiednik w ultranowoczesnych, deformujących rzeczywistość szczegółach dekoracji i kostiumów, w zasadzie "stylo­wych" i zwróconych w przeszłość.

Dobrze się stało, że wysiłki reżysera szły nie w kierunku uprawdopodobnienia rea­listycznego nurtu akcji i charakterów - nawet w tych granicach, w których w przy­padku tego rodzaju satyrycznych utworów byłoby to możliwe - lecz w kierunku wy­dobycia z "Balu manekinów" jego wartości czysto artystycznych z jednej, a aktualnej wymowy społecznej z drugiej strony. Oczy­wiście występujący w sztuce ludzie są takimi samymi manekinami, jak biorące udział w akcji manekiny "prawdziwe" i na tym przecież między innymi polega metaforyczny sens tego utworu. Podobnie celo­we wydają mi się najzupełniej "schema­tyczne" i staroświecko-farsowe sytuacje, w jakich pokazuje Jasieński swych ludz­kich bohaterów, choć czyni to skądinąd w sposób niesłychanie dowcipny. Nie jestem nawet pewien, czy sam pomysł ożywienia manekinów i "puszczenia ich między lu­dzi" jest znowu tak bardzo oryginalny. Wartość artystyczna "Balu manekinów" leży, moim zdaniem, w tej swoistej, uwarunko­wanej świeżym i dynamicznym talentem, drapieżności, która cechuje zarówno tę sztukę, jak wszystkie inne utwory Jasień­skiego, czy będą to jego wiersze i poema­ty, czy powieści. Wszystko, co wyszło spod pióra Jasieńskiego, przeniknięte jest jemu tylko właściwym klimatem nowator­skiej poezji, zaskakującej fantazji, gryzą­cej ironii i... najzupełniej praktycznego realizmu, służącego politycznym celom ści­śle związanym z żarliwą ideologią autora. Oddanie tego klimatu artystyczno-ideologicznego środkami godnymi dobrego tea­tru, a zarazem uaktualnienie tych partii satyrycznych, które się do tego celu nada­wały - oto na czym polegało zadanie inscenizatorów i spełnienie tego zadania zagwarantowało wielki sukces artystyczny "Balu manekinów" na Śląsku.

Nie wdawajmy się w szczegóły zwycięs­kiego boju, który stoczyli Jarocki i Lange z tzw. "trudnościami technicznymi". Trud­ności te zniechęciły ponoć Meyerholda do wystawienia tej sztuki. Osobiście nie bar­dzo w to wierzę, skoro poradził sobie z ni­mi zupełnie nieźle początkujący reżyser. Ale nie o to przecież chodzi, że po scenie porusza się manekin bez głowy, a "żywe­mu człowiekowi" głowę tę ucina się na oczach widzów. Można by, rzecz jasna, posprzeczać się o to, czy "pacjent", pod­dany tego rodzaju zabiegowi, musi koniecz­nie być wnoszony na scenę na stole ope­racyjnym, ale skoro reżyser przez pietyzm dla tekstu autora chciał koniecznie, aby "odcięta głowa potoczyła się po podłodze" - to jest to ostatecznie jego sprawa (jak to zrobił? - a no przyjedźcie i zobacz­cie!). O wiele ważniejsza jest artystyczna koncepcja kontrastu między zachowaniem się manekinów i ludzi, znakomite opero­wanie efektem tanecznego, a zarazem zau­tomatyzowanego ruchu (zasługa zarówno choreografa Tadeusza Burke, jak i aktorów grających manekiny). Do samej akcji sztu­ki w ogóle zresztą nie należy przywiązywać zbytniej wagi. Owszem, publiczność śledzi z żywym zainteresowaniem i z rozbawie­niem perypetie manekina, który przywła­szczywszy sobie ludzką głowę "działa" w świecie polityki, interesów i kokot. Naj­gorętszą jednakże reakcję widowni wywo­łują - rzecz ciekawa - te momenty sztu­ki, kiedy autor z publicystyczną niemal bezpośredniością gromi i wykpiwa łajda­ctwa, matactwa i cynizm po obu stronach barykady.

W tekście sztuki drukowanym w "Dia­logu" jej satyryczne ostrze zwrócone jest w dwu zupełnie konkretnych kierunkach: Jasieński rozprawia się z francuską burżuazją i z francuskimi socjalistami. W insce­nizacji katowickiej satyra ta uległa - m. in. dzięki reżyserskiemu ołówkowi - pewnemu uogólnieniu. Z jednej strony ma­my świat wyzyskiwaczy, z drugiej - rze­komych obrońców klasy robotniczej, w rze­czywistości zaś zimnych karierowiczów, arywistów i zwyczajnych, przemawiających per "towarzyszu" cwaniaków. Doświadcze­nie wykazało, że od ludzi takich nie jest wolna nie tylko Francuska Partia Socjali­styczna.

Z analizy spektaklu od strony aktorskiej postanowiłem zrezygnować. Ograniczę się do stwierdzenia, że aktorzy-manekiny wy­padli na ogół lepiej od aktorów-ludzi. Do­tyczy to zwłaszcza mężczyzn. Jeśli chodzi o aktora znajdującego się w sytuacji pośred­niej, gdyż grającego manekina z ludzką gło­wą - to oświadczył on, że nie przywiązu­je żadnej absolutnej wagi do tego, czy i jak piszą o nim recenzenci. Ma zapewne rację. W każdym razie - uszanujmy jego wolę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji