Artykuły

Manekiny na front

BRUNO JASIEŃSKI, wybitny komunistyczny pisarz polski, długo wykreślony był z historii literatury. Przed wojną ze wzglądów zrozumiałych: w państwie, zwalczającym komunizm wszystkimi środkami, jakim by­ła Polska sanacyjna, nie było miejsca w literaturze dla pisarza o wyraźnym klasowym charakterze twórczości, który w dodatku zmuszony był uchodzić z ojczyzny. Trze­ba jednak przyznać, że nazwisko jego nigdy nie było obce młodzieży polskiej. Jeszcze w latach poprzedzają­cych drugą wojnę światową utwory Jasieńskiego wywie­rały duży wpływ na debiutującą młodzież literacką a z historii polskich ruchów nowatorskich, zwłaszcza z kart futuryzmu polskiego, nikt niej odważył się wykreślać na­zwiska Jasieńskiego. Po wojnie nad Jasieńskim zaciążył tragiczny los, który przyniósł mu śmierć w Związku Ra­dzieckim w wyniku prowokacyjnych oskarżeń. Wpraw­dzie zaraz po wojnie ukazało się w skromnym broszuro­wym wydaniu na nowo jego "Słowo o Jakubie Szeli", ale przez całe niemal dziesięć lat późniejszych sława i wartość Jasieńskiego nie doczekały się publicznego uzna­nia. Dopiero obnażenie mechanizmu prowokacji i całko­wita rehabilitacja pisarza dopomogły nam do ponownego zajęcia się jego dorobkiem. Poemat o Szeli ukazał się ponownie, tym razem w pięknym wydaniu - które sta­nowić miało coś w rodzaju zadośćuczynienia dla twór­czości, będącej w dziejach literatury polskiej jednorazo­wą i niepowtarzalną później w takim stopniu manifestacją ideologii klasowej. Wydano także jego powieść ,,Palę Paryż", która przyczyniła się w swoim czasie do wyda­lenia pisarza z granic Francji. W przygotowaniu znajduje się pełne wydanie pism Jasieńskiego.

O istnieniu utworu scenicznego "Bal manekinów" wiedzieli tylko nieliczni, którzy interesowali się całą twór­czością Jasieńskiego. Fakt, że sztuka ta wystawiona była w Tokio i Pradze, mógł co prawda wzmóc sensacyjność tego zjawiska, ale nie przyczynił się bynajmniej do jej więksaego upowszechnienia. Być może, że winna temu była nie tylko zmowa milczenia wokół twórczości Jasień­skiego, że źródeł lekceważenia sztuki Jasieńskiego doszu­kiwać się należy w samym utworze.

Trzeba bowiem z góry powiedzieć, że "Bal maneki­nów"' na tle umundurowanego schematu dramaturgii soc­realistycznej był sztuką niebezpieczną i przez swe nowatorstwo formalne i przez aluzyjność niektórych fragmentów, mogących służyć pewnym uogólnieniom wbrew intencjom autorskim (myślę tu przede wszystkim o scenie z dwoma delegatami). To, co socrealistyczni krytycy skłonni byli uważać za niebezpieczne nowatorstwo formalne, było - pożal się, Boże - już w okresie powstawania sztuki pewnym anachronizmem artystycznym. Dopatry­wać się w latach pięćdziesiątych nowatorstwa formalnego w sztuce, będącej mieszanką futurystyczno-ekspresjonistyczną, magli tylko ci, którzy przespali słodko całe lata rozwoju dramaturgii i teatru światowego. Bliższy nowo­cześniejszym rozwiązaniom był Majakowski-dramaturg, ale i jego sztuki nie miały łatwego życia i one były przez niebezpiecznych prostaczków nazywane "nowatorskimi", co w danym ujęciu miało znaczenie pejoratywne. Zresztą, skoro już mówię o drogach nie wysłanych różami, dodać muszę, że z podobnych powodów stłamszono wysiłki re­formatorskie Mayerholda w Moskwie a tego rodzaju me­tody wykańczania odezwały się również po wojnie w Polsce w stosunku do teatru wielkiego Leona Schillera.

"Bal manekinów" jest teatrem marionetek. Są nimi zarówno same manekiny, jak i przedstawiciele burżuazyjnego świata. Przy czym manekiny obdarzone są więk­szą ilością cech ludzkich, przejmując na tej zasadzie również rolę trybunału wobec ludzi. Ludzie operują wyuczonymi, doprowadzonymi do perfekcji schematami - oszustwa i bogacenia się. Z cech ludzkich pozostała im jedynie możność doboru odpowiednich środków, słu­żących łajdackim celom. Manekiny, rzecz jasna, mają tu­taj jakieś ogólniejsze, symboliczne znaczenie, choć na chwałę autora trzeba zapisać fakt, że pozostawił to do­myślności i współtworzącej wyobraźni widza (o której Brecht mówi, że jest równie nieodzowna, co napisany tekst sztuki i gotowy obraz sceniczny).

Z tego przeciwdziałania dwóch światów marionetko­wych wyłamuje się nieco realistyczno-satyryczna rozmowa dwóch delegatów, oczekujących posła do parlamentu Paula Ribandela. Znakomite zakończenie tej realistycz­nej rozmowy stanowi decyzja posła, którym jest manekin z głową żywego człowieka. Dzięki temu wracamy znowu w naturalny klimat utworu, tak dobrze nadający się do przenicowania wspólnego Jasieńskiemu świata wielkoka­pitalistycznych siucht i machlojek.

Sztuka jest przede wszystkim oskarżeniem metody te­go świata. Pisarza interesuje mechanizm powstawania klęsk społecznych. Wybór formy sprzyja satyrycznym skłonnościom autora, co równocześnie wzmacnia obraz sce­niczny, nasyca go niespodziewanymi, niedostępnymi dla sztuki realistycznej tonami.

Teatr Śląski, krocząc od sukcesu do sukcesu, przygo­tował dobre przedstawienie. Nie we wszystkim można się co prawda pogodzić z reżyserem spektaklu Jerzym Jarockim. Według mojego zrozumienia bardziej niesamowi­cie działałyby postacie kobiet ze świata kapitalistyczne­go, gdyby stonować nieco ich wulgarność. Konwencja sztuki Jasieńskiego z trudem znosi ściegi, szyte grubymi nićmi. Widocznie jednak Jarocki, w szlachetnym dążeniu do całkowitego skompromitowania burżuazji przy pomocy środków najprostszych, tak a nie inaczej zrozumiał sztu­kę. Natomiast trzeba przyznać, że kooperacja ze znakomi­tym scenografem, choreografem i twórcą muzyki - po­zwoliła reżyserowi na stworzenie klimatu spektaklu, któ­ry dobrze spełnia postulaty artystyczne autora i umie­jętnie eksponuje ideę utworu. Pomaga temu również ak­tualizacja pewnych elementów sztuki, odbiegająca nieco od historycznej bazy powstania utworu (muzyka), za to zbliżająca ideę.

Z odtwórców wyróżnić należy przede wszystkim Bo­lesława Smelę, jako posła Ribandela, który z podwójnej roli człowieka i manekina potrafił zbudować mario­netkę o interesujących wartościach artystycznych. Wiernym odbiciem koncepcji reżyserskich była Danuta Bleicherówna, jako Angelika Arnaux, córka właściciela fabryki samochodów. Tę samą konwencję reżyserską od­tworzyła posłusznie i ciekawie Irena Tomaszewska. Za­mierzona mędrkowatość i naiwność jednego z delegatów znalazła poprawną interpretację w grze Jerzego Siwego. Wymieniając kilka tylko nazwisk nie zamierzam wywo­ływać wrażenia, że reszta godna jest przemilczenia. Jak wiele spektaklów teatru dyrektora Józefa Wyszomirskiego również i "Bal manekinów" jest przedstawieniem, w którym liczy się wysiłek wspólny, wartości całego ze­społu. Tu zresztą jest źródło siły omawianego spektaklu, a chyba i siły całego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji