Artykuły

Okiem Jerzego Stuhra: O sile inspirującej rodzimej rzeczywistości i emigracji

Stałbym się ciężko sfrustrowanym człowiekiem, gdybym musiał emigrować. U nas, nawet gdy widzę rozmaite obyczaje, które już nie są moimi, to wiem, że mają w sobie siłę rzeczywistości - mówi Jerzy Stuhr Polsce Gazecie Krakowskiej.

Czy nie zazdrości Pan artystom, którzy zagłębieni w swoje talenty, są inspiracją sami dla siebie? Przecież inni, którzy zawsze twierdzili, że musi ich natchnąć świat wokół, raczej pewnie jałowieją, niż się wzbogacają, taka mizerna bywa nieraz ta ze wnętrzność.

Nie zazdroszczę, choć rzeczywiście widywałem artystów, którym nie przeszkadza "jakość świata zewnętrznego", a nawet jej nie widzą. Eksplorują swój własny świat tak intensywnie, że najważniejsze dla nich jest to, aby siebie wypowiedzieć. Ale ja muszę być zawsze nasączony "czymś", naczerpany "Czymś", żeby dopiero to z siebie oddać. Zresztą, tych, którzy nie potrzebują tego ładowania zewnętrznego jest chyba mniej. Ale podziwiam ich wewnętrzną siłę i odwagę, aby nawet wbrew rzeczywistości iść własną ścieżką. Ja jednak wolę reprezentować widza niż mu się narzucać. Może dlatego nie mógłbym emigrować, bo kogo miałbym tam gdzieś reprezentować? Co najwyżej istnieje we mnie syndrom Mrożkowego emigranta AA, ale na czym innym to polega: wiąże się ze strachem przed takim bohaterem. Grałem go przed laty, a wiedzę o kimś takim czerpałem też z zewnątrz! Jeździliśmy wtedy ze Starym Teatrem na Zachód właśnie z "Emigrantami". Po przedstawieniach przychodzili do mnie koledzy, którzy byli zmuszeni do emigracji po 1968 roku, ale też po 1970, w ramach łączenia rodzin. I wódeczka, nocne rodaków rozmowy... Zobaczyłem wtedy, że to nie są żadni intelektualiści. To jest biedny, rozedrgany inteligent, to jest AA, totalnie sfrustrowany. I na drugi dzień opowiadałem o tych spotkaniach Wajdzie. A Wajda bez przerwy był reżyserem, reagował czujnie: o, tę reakcję włącz, tu widzowie będą płakać, na końcu będziesz miał polonez Ogińskiego... To był mój materiał do "Emigrantów". Ja też bym się tak zachowywał jak oni, gdyby mnie ktoś stąd wyrzucił. Dziś jest zupełnie inna sytuacja... Gdy spotykam tę masę młodych ludzi w całej Europie, rozmawiamy, to myślę, że to nie są emigranci! To jest tłum młodzieży z różnych programów unijnych, z różnych "Erazmusów". A emigranci, jako problem, istnieją w innych rejonach. O, Włochy mają teraz z tym problemy. Dlatego tak marzę, żeby udało się teraz we Włoszech zrobić "Emigrantów", bo to do nich codziennie przybywa ok. 400-500 osób. Z Albanii, z Rumunii, z Grecji, z Afryki... Ale ja sam chcę tu pozostać. Stałbym się ciężko sfrustrowanym człowiekiem, gdybym musiał emigrować. U nas, nawet gdy widzę rozmaite obyczaje, które już nie są moimi, to wiem, że mają w sobie siłę rzeczywistości. Nawet takie drobiazgi, jak ten, że widzowie głośno gadają ze sobą w kinie. Gadają. A dlaczego? Bo nauczyli się tak przed telewizorem i tu też się podobnie czują. Nie zauważają "magii ciemnej sali". Do tego dochodzi ten smród popcornów - nie mogę tego znieść. Na szczęście mam te swoje odtwarzacze, więc nie muszę chodzić do kina. Ale obyczaje zmieniają się wszędzie. Np. film "Lejdis" pokazuje panie, z którymi nikt się nie potrafi utożsamić. Nawet aktorki, które to grają. A ludzie wychodzą z kina i mówią: no, nareszcie film o kobietach. A te panie mówią z ekranu takie różne pseudodowcipy: "życie ci przeszło, jak z ch...a strzelił"... Czy ja mógłbym powiedzieć taki dowcip? Przez usta by mi to nie przeszło. A rechot jest, i dwa miliony widzów są. To też jest nasza rzeczywistość. Tak też może wyglądać inspiracja.

Jerzy Stuhr Gdy spotykam młodych ludzi w całej Europie, rozmawiamy, to myślę, że nie są to emigranci. To tłum młodzieży z różnych programów unijnych

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji