Królestwo reżysera
II Warszawskie Spotkania Teatralne zbliżają się ku końcowi. W Sali Prób Teatru Dramatycznego domyka się przegląd Teatru Jednego Aktora (o którym napiszemy osobno), a na scenie głównej tegoż Teatru Dramatycznego zaprezentował po Teatrze Nowym z Łodzi, swoją niedawną premierę Teatr Stary z Krakowa.
Geografowie teatralni wymieniają Teatr Stary jednym tchem obok Teatru Współczesnego, czy Teatru Dramatycznego. Stała wymiana Teatru Starego z Teatrem Powszechnym powoduje, że widz warszawski może się systematycznie zapoznawać z ważniejszymi osiągnięciami gości z Krakowa. Niedawno zmarły Władysław Krzemiński nadał Teatrowi Staremu charakter teatru poszukującego, wrażliwego na dramaturgię współczesną, zwłaszcza na zjawiska awangardowe. Ten teatr stary reprezentuje w Krakowie odważnie sztukę nową, obecny jego dyrektor, Zygmunt Hubner utrzymuje linię swego poprzednika. Najbliższą premierą Teatru Starego będą "Pokojówki" Geneta, Teatr Stary "trzyma rękę na pulsie". U nas w stolicy zainteresowanie jego spektaklami jest znaczne.
W czerwcu br. Teatr Stary pokazał w Warszawie znakomite nowatorskie przedstawienie "Nie-Boskiej Komedii" w reżyserii Konrada Swinarskiego (pisaliśmy o nim sporo w "Trybunie Ludu"). Teraz, w grudniu, prezentuje nową robotę reżyserską Swinarskiego - sztukę Georga Buchnera, "WOYZECK".
Zmarły w 1837 roku, w 24 roku życia, na nieuleczalną wówczas chorobę (tyfus), Georg Buchner uznany jest za wielkiego pisarza o znamionach genialności, a jego polityczno-rewolucyjny dramat "Śmierć Dantona" (1834) za dzieło prekursorskie, jedno z największych osiągnięć teatru światowego w epoce romantyzmu. O sztuce Buchnera "Woyzeck" czytamy, że jest "wiekopomnym dziełem niemieckiej literatury, jednym z najśmielszych i najwspanialszych pomników scenopisarstwa". To podobno prawda. Ale poza niemieckim obszarem językowym dzieła Buchnera trafiają opornie do wrażliwości odbiorcy. W Polsce ponadto nie mają szczęścia do teatru - mimo, że "Śmierci Dantona" torował u nas drogę Wilam Horzyca - przykładem spektakl komedii Buchnera "Leonce i Lena", jedna z dotkliwszych porażek na tej samej scenie Teatru Dramatycznego, na której o-glądamy obecnie "Woyzecka".
A również dla "Woyzecka" musimy podziw przyjmować trochę na wiarę. Są w tej niedopracowanej do końca przez młodocianego autora sztuce, okruchy scen i myśli społecznych o uderzającym, rewolu-cyjno-demokratycznym rozmachu. Ale właśnie okruchy, fragmenty, zarysy czegoś, co nie znalazło pełnej artystycznej krystalizacji. I z tym się trzeba liczyć.
Jak zatem postąpić, by widz losami Woyzecka się przejął, do głębi przejął? Konrad Swinarski należy do najprzedniejszej ekipy polskich reżyserów, reprezentuje wśród nich - może nie w teorii, ale za to w praktyce - pogląd, że teatr winien dominować nad autorem, a więc i reżyser nad tekstem. Odkrycia inscenizacyjne, śmiałe pomysły, trochę nawet kruczki i wybiegi przyniosły Swinarskiemu triumf w reżyserii "Nie-Boskiej". Czy można mówić o podobnym sukcesie w inscenizacji "Woyzecka"?
Swinarski słusznie dopatrzył się w "Woyzecku" teatralnego prekursorstwa i odległej zapowiedzi teatru Brechta. Jął więc na siłę zbliżać te zapowiedzi, zmieniać "Woyzecka" w jakieś prolegomena do "Opery za trzy grosze". Ale faktyczny materiał, którym rozporządzał, okazał się wątły - bez odpowiednio mocnego tekstu w teatrze, jednak niewiele zrobić można - cała budowla zaczęła niebezpiecznie trzeszczeć i pękać. Nie runęła, ale rysy są widoczne. Sceniczna pomysłowość i fantazja Swinarskiego, które z taką hojnością zademonstrował w "Woyzecku", chwilami porywają, ale chwilami wydają się nadto na wyrost, wprost sztuką dla sztuki. Właściwości teatru Swinarskiego - teatr okrucieństwa, efekty świadomie jarmarczne i populistyczne - mają w przedstawieniu "Woyzecka" tak szerokie zastosowanie, że kłócą się z tekstem. Porównanie oryginalnej partytury "Woyzecka" z tym, co z niej zrobił Swinarski, pokazuje, jak głębokie są interwencje reżysera w materiał Buchnera.
Wypróbowany zespół Teatru Starego gra w tym przedstawieniu główne role, a nadmiernie tu może powściągliwy i opanowany FRANCISZEK PIECZKA rolę tytułową. IZABELA OLSZEWSKA jako kochanka Woyzecka, nieodparcie lgnąca do objęć krzepkich żołnierzy, i postawny JERZY BIŃCZYCKI, jako Tamburmajor o byczym karku i napiętych bicepsach - znaleźli bardzo odpowiednią formę dla wyrażenia treści "Woyzecka". W roli Obłąkanego przypomniał z powodzeniem JERZY NOWAK swe wyraziste, wypróbowane aktorstwo. To samo dotyczy ANNY POLONY, niezrównanego Orcia w "Nie-Boskiej", aktorki o szczególnym talencie. Babcię zagrała ciepło, tak zasłużona dla krakowskiego teatru MARIA BEDNARSKA. Epizod ulicznego handlarza-Żyda wypadł bez przesady w grze ROMANA WROŃSKIEGO. Czemu natomiast ANTONI PSZONIAK grał w roli Doktora demonicznego Żyda, nie bardzo rozumiem: ten Doktor nie jest Przechrztą z "Nie-Boskiej", prędzej by eksperymentował w Oświęcimiu.
WOJCIECH KRAKOWSKI jako scenograf dobrze usłużył intencjom reżysera: prymitywny, ludowy obraz-ołtarz, z wotami i sercem jezusowym - w finale podświetlonym czerwono - jako środkowa kurtynka, osłaniająca wymianę elementów dekoracyjnych poszczególnych, kapryśnie rwanych scenek sztuki - pełnił doskonale swoje zadanie. Sceny zbiorowe - zabaw w karczmie, rytmu przemarszów orkiestry - sprawne, jak to u Swinarskiego.
"Utwory zebrane" Buchnera wydal PIW w 1956 roku. "Woyzeck" ukazał się w nich w przedwojennym przekładzie Jerzego Lieberta. Obecnie Teatr Stary zagrał "Woyzecka" w nowym, dobrym i scenicznym, przekładzie BARBARY WITEK-SWINARSKIEJ.