Artykuły

Aby nas znęcić w przepaść następstw

Po dwóch godzinach spektaklu, wiemy już o nim wszystko. Bardzo szybko zamyka się w kombinacyjnych układach świec, rytmicznych wejściach i zejściach, synchronicznych obrotach aktorów, wypowiadanym mechanicznie słowie - o "Makbecie" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi pisze Marta Olejniczak z Nowej Siły Krytycznej.

Nogi obute w czarne koturny, ciała odziane w długie quasi togi. Kilkanaście postaci porusza się w mrocznej przestrzeni naznaczonej rzędami świec. Przestrzeń niemal mityczna, w której puls wyznaczają uderzenia w bębny (Jakub Jeziorski, Łukasz Warenica). Trans-dźwięki męczą, kierują najmniejszym gestem, słowem, działaniem. Jak w mechanizmie - element po elemencie - świetlne linie przybierają kształt abstrakcyjnych form. Form, stających się kanałem, kumulującym siłę dramatycznego makrokosmosu.

Widzom "Makbeta" zrealizowanego przez Mariusza Grzegorzka pozostaje tylko zanurzyć się w estetycznym obrazie. Nie wywoła on u nikogo śmiechu w swej afirmatywnej postaci. Nie obłaskawi kosmicznego ogromu, nie uchroni Makbeta (Ireneusz Czop) przed obłąkańczym chichotem, w którego oczach widać już tylko stan chorobliwy. Wywołały go trzy Wiedźmy, które jak lalki na sznurkach przyciąga do siebie Hekate (Kamila Sammler).

Twory to drobiazgowo stworzone, ambiwalentne. Kiełkowicz, Walasek, Wasilewska przerażają swym głosem, raz dziecięcym i piskliwym, to znowu chóralnym zawołaniem. Obnażają słabość granych postaci. Doskonałym uzupełnieniem kreacji jest kostium (Magdalena Moskwa), podkreślający ubezwłasnowolniony charakter czarownic oraz charakteryzacja, która w początkowej fazie spektaklu zasychając na twarzach aktorek, tworzy "żywą" maskę, a jego końcowym etapie kruszeje, rozpada się.

Takim marnym istotom zaufał Makbet. Dotychczas podporządkowany zakazom i nakazom społecznym, wychodzi poza nie. Morduje Duncana, swojego króla i Banka (Mariusz Jakus), swojego przyjaciela. Szkoda, że tak ciekawie skonstruowana postać Banka zostaje sprowadzona jedynie do roli tła. W reżyserskiej koncepcji śmierć Banka nie jest wynikiem dążenia Makbeta do władzy, to efekt zetknięcia się ze światem fatum, którego nie można rozpoznać za pomocą kategorii ziemskiego porządku, gdzie brak jakiejkolwiek weryfikacji rodzi niepewność.

Kolejne zbrodnie są wynikiem niepokoju, zrodzonego z ujrzenia świata w jego wielości i niepoznawalności. Są, jak w rytuale, świadomością przełamania porządku ustalonego przez bogów. Paradoksalnie nie śmierć Makbeta, padającego w ostatniej scenie z twarzą zbroczoną krwią, jest przywróceniem ładu z początku dramatu, ale przepowiednia o człowieku, którego nie urodziła kobieta. Jest nim Macduff, element utożsamiony z dramaturgicznym mikrokosmosem. System zatacza koło. Na jego gruncie odnajdujemy bezpieczeństwo i spokój. Taki projekt funkcji katartycznej zakłada rytuał. Dziś teatr nie może nam jej chyba już zaproponować. Dlatego Grzegorzek wstawia w jej miejsce pytanie o ludzki los. Brzmi banalnie, ale czy najprostsze rzeczy nie budzą naszych wątpliwości?

Ja, mam jedną. "Makbeta" zna każdy. Z łatwością rozpozna najmniejszą ingerencję w tekst. Podobnie jest na poziomie inscenizacji. Po dwóch godzinach spektaklu, wiemy już o nim wszystko. Bardzo szybko zamyka się w kombinacyjnych układach świec, rytmicznych wejściach i zejściach, synchronicznych obrotach aktorów, wypowiadanym mechanicznie słowie. Może domknięcie jest celowe, bo jeśli funkcjonujemy w obrębie rytu, u podstaw którego leży wyobraźnia mitologiczna, gdzie forma jest semantycznie przezroczysta, to wystarczy zagłębić się w ogłuszające bębny, podkreślające już niemal każde słowo i dać się im doszczętnie znudzić, godząc się tym samym na zastaną konwencję.

Niekonwencjonalna, a zarazem ciekawa jest interpretacja relacji na linii Makbet - Lady Makbet (Ewa Audykowska-Wiśniewska). To nie tylko bezwzględna kobieta, zdolna zadusić swoje dziecko, czy twór ujawniający swoje anorogeniczne cechy, by zmusić męża do morderstw, ale jego odbicie. Spleceni wspólnym losem, seksem, szaleństwem, duszącym kołnierzem, wiedzą, że: "Narzędzia piekła prawdę nam podają,/ Aby nas w zgubne potem sieci wplątać;/ Łudząc nam duszę uczciwym pozorem,/ Aby nas znęcić w przepaść następstw".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji