Artykuły

Z czego się śmiejecie?

Spektakl wydaje się niedostatecznie wydobywać ironię i zmysł krytyczny tekstu. Mimo to z pewnością zachęca do przyjrzenia się sobie i swoim sąsiadom oraz zrewidowania szczerości głoszonych przez siebie poglądów i adekwatności używanego w dyskusjach języka - o spektaklu "Napis" w reż. Piotra Urbaniaka w Teatrze Bagatela w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.

"Lebrun = chuj" - zdradzę tę tajemnicę i wyjawię treść tytułowego napisu. Został on wyryty w windzie - niedługo po tym, jak pan Lebrun i jego żona wprowadzili się do kamienicy. Kto i dlaczego go napisał? To akurat nie jest najważniejsze. Wystarczy, że napis ów wywołał wśród mieszkańców wrzenie, dzięki któremu ujawnili swoje najgorsze cechy.

Lokatorzy przypominają unowocześnioną wersję Pani Dulskiej - zwielokrotnioną w żeńskiej i męskiej postaci. Obłuda i głupota aż kipą z idealnie skrojonych uśmiechów i wypowiadanych przez nich wyuczonych z gazet i telewizji modnych frazesów. To ludzie, którzy podążają "z postępem i osiągnięciami", dlatego pewnie nie mają czasu zastanowić się, co znaczą powtarzane przez nich hasła. Ich ulubionym słowem jest "tolerancja" - posunięta na tyle, że jak oświadcza Pani Bouvier, nie zauważają, czy ktoś jest czarny, czy biały. Szkoda tylko, że owa deklarowana tolerancja nie znajduje odzwierciedlenia w życiu. Wystarczy, żeby ktoś miał na jakiś temat swoje, niezależne od nich, samodzielnie wykoncypowane i (nie daj Boże!) konserwatywne, zdanie lub zadał kilka krępujących pytań - demaskujących powierzchowność sądów - razu zostanie rozpoznany i zdiagnozowany jako "faszysta". Tym "kimś" jest oczywiście nowy sąsiad Lebrun. To typowy nonkonformista - może trochę przeczulony na swoim punkcie - ale za to całkowicie szczery z samym sobą i otaczającymi go ludźmi. Głupota sąsiadów wyraźnie go drażni - podobnie jak uległość żony - starającej się za wszelką cenę stworzyć z nimi przyjacielską relację.

Dramat Geralda Sibleyrasa napisany jest z lekkością, której nie traci nawet, gdy napięcie wśród bohaterów sięga zenitu. Co chwilę atmosferę rozładowują bowiem błyskotliwe, acz kąśliwe żarty. Przez to jest on fantastycznym materiałem na zabawne, ale niegłupie przedstawienie. Jego komizm - podszyty ironią i szyderstwem - jest bowiem mieczem obosiecznym, który w rezultacie kieruje swe ostrze również w stronę widza.

Reżyser spektaklu w Teatrze Bagatela - Piotr Urbaniak - wykorzystał dobrodziejstwa tekstu osadzając go w bardzo skromnej inscenizacji. Akcja spektaklu toczy się kolejno w trzech mieszkaniach: państwa Cholley (Aleksandra Godlewska, Adam Szarek/ Marcek Wiercichowski), państwa Bouvier (Małgorzata Piskorz, Przemysław Redkowski) i państwa Lebrun (Paulina Napora/ Magdalena Walach, Marcin Sianko). Do zmiany miejsca wydarzeń wystarcza więc przesunięcie o kilka centymetrów czarnej kanapy, foteli i stolika oraz dodanie paru charakterystycznych szczegółów. Jedynym efektownym elementem jest ogromny ekran w tle, na którym wyświetlony zostaje widok z okna. Umieszczeni w tej przestrzeni aktorzy - ograniczają swoją ekspresję do kilku zmanierowanych gestów - świetnie pasujących sztucznością do charakteru postaci. Każde wypowiadane przez nich zdanie brzmi nienaturalnie i fałszywie. Jedynie arogancja Lebruna i skrępowanie jego żony wydają się w miarę autentyczne.

W rezultacie spektakl przypomina estetyką serial telewizyjny - sztuczny twór naśladujący tak zwane "prawdziwe życie". Pomysł ten wydaje się bardzo trafiony - dopóki jest całkowicie świadomym wyborem. Niestety - oszczędność inscenizacyjna i telenowelowa stylistyka - z czasem się wyczerpują - i sprawiają wrażenie chwytu maskującego brak pomysłu na ciekawsze rozwiązania sceniczne. Natomiast powtarzane przez aktorów gesty przestają być, niestety, zamierzonym zabiegiem, a stają się oznaką bezradności. Drażni też brak konsekwentnego poprowadzenia napięcia dramatycznego. Choć chwilami robi się naprawdę nieprzyjemnie - po chwili na scenę wraca dość płytka farsowość. A chyba lepiej byłoby pójść w ostrą groteskę. W rezultacie nie wybrzmiewa finał spektaklu. Choć powinien być mocnym uderzeniem - tu wzbudza kolejną salwę śmiechu. I nie jest to chyba wina niewrażliwej publiczności.

Spektakl niedostatecznie wydobywa ironię i zmysł krytyczny tekstu. Mimo to z pewnością zachęca do przyjrzenia się sobie i swoim sąsiadom oraz zrewidowania szczerości głoszonych przez siebie poglądów i adekwatności używanego w dyskusjach języka. Nie jest to jednak zadanie obligatoryjne po wyjściu z teatru, a chyba powinno być.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji