Artykuły

Warszawskie Spotkania Teatralne. Dzień jedenasty

Środki są różne, ale efekt finalny ten sam - osiem historii pokazujących osiem stereotypów i osiem światów, które w rzeczywistości marne miałyby szanse na spotkanie, ale przecież w zaświatach nie takie rzeczy są możliwe - o spektaklu "Był sobie Polak, Polak, Polak i Diabeł" w reż. Moniki Strzępki z Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu prezentowanym podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Już od samego rana wszystko zapowiadało nadciągającą katastrofę. Z nieba lał się rzęsisty deszcz, wspomagał go wiatr zrywający czapki z głów. Poranna kawa dziwnym trafem znalazła się na dopiero co założonej bluzce, a popołudniowa zupa okazała się za słona. Autobus nie przyjechał na czas, a w teatrze przywitała mnie tłumnie zgromadzona młodzież szkolna. Rozpacz ma sięgnęła granic wytrzymałości. W głowach kołatały się na przemian pytania "Za co?" i "Dlaczego?" Przez ułamek sekundy nawet pojawiła się diabolicznie niebezpieczna myśl, że może jednak się pomyliłam, że teatr nie jest mi przeznaczony. I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, los zaczął z lekka podnosić kąciki ust i uśmiechać się do mnie. Zrazu nieśmiało, z każdą chwilą coraz serdeczniej, w końcu aż do rozpuku. Zza chmur wyszło słońce, a młodzież szkolna okazała się młodzieżą właśnie teatr opuszczającą. Ale najlepsze było dopiero przede mną.

Oto bowiem zasiadłam na scenie Teatru Studio, gdzie w jedenastym dniu 28. Warszawskich Spotkań Teatralnych prezentował się wałbrzyski zespół Teatru Dramatycznego im. Szaniawskiego z przedstawieniem o jakże długim i lekko enigmatycznym tytule: "Był sobie Polak, Polak, Polak i Diabeł". Spektakl na podstawie tekstu Pawła Demirskiego i w reżyserii Moniki Strzępki stał się lekiem na całe zło świata naszego powszedniego. Polityczna bulwarówka tego duetu, mocno okraszona żartami niewybrednymi i gagami niewyszukanymi, przyniosła radość tym, którym nieobce jest uczucie dystansu wobec otaczającej nas rzeczywistości. Przyniosła radość wszystkim, którzy w kwestii poczucia humoru, dowcipu, nie uznają żadnych świętości. Choć niewątpliwie kilku poważnym, dostojnym, nabzdyczonym personom nadepnęła na odcisk ich próżności i megalomanii. Ale kto by się nimi przejmował, skoro na scenie zabawa trwa w najlepsze. Demirski atakuje (czytaj: obnaża i wyśmiewa) kogo popadnie: Gwiazdkę gotową do najwyższych poświęceń w imię kariery (Monika Fronczek), Wandę, która chciała Niemca (Agnieszka Przepiórska), Biskupa o homoseksualnych skłonnościach (Dariusz Maj), dresiarza, któremu głowa służy jedynie do jedzenia (Piotr Wawer) czy niemieckiego turystę (Bogusław Siwko). Co łączy osiem postaci pojawiających się na scenie? Wszyscy są martwi, lecz nie w tym rzecz. Wszyscy uosabiają tkwiące w nas stereotypy i zakłamania. Są niczym wyrzuty sumienia, nakazujące zadać sobie stare gogolowskie pytanie: "Z kogo się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie". Gogol wiecznie żywy, nasze uprzedzenia i wyobrażenia również. Wyśmiania nie unikną nasze mity narodowe i ikony, śmiać będziemy się ze stolicy i warszawiaków oraz z prowincji, z komunizmu i kapitalizmu, z globalnej wioski i konsumpcjonizmu oraz z inteligencji. Dodatkowym źródłem pikanterii są w przedstawieniu tematy i uwagi metateatralne - pokazujące zarówno mechanizmy od zarania dziejów rządzące pracą w teatrze, jak i nawiązujące do wydarzeń teatralnych z ostatnich lat. Niezłe baty dostało także środowisko teatralne - to prowincjonalne i stołeczne, teatralne i filmowe, ambitne i chałturzące. Na szczęście środowisko wykazało dużą dawkę dystansu i właśnie kwestie teatralne wzbudzały salwy śmiechu wśród publiczności, a zdecydowanie największe uznanie zyskało zdanie o smrodzie formaliny rzekomo unoszącym się w warszawskiej Akademii Teatralnej. Demirski i Strzępka traktują wszystkich z taką samą uwagą, pilnując aby nikt nie został pominięty. Ale ponieważ naród polski na heroicznych czynach, mitach i pomnikach stoi, zapewne już wkrótce obcować będziemy z sequelem tego spektaklu. Materiału wyjściowego z pewnością nie zabraknie.

Wałbrzyskie przedstawienie swój sukces i wysoki poziom zawdzięcza przede wszystkim aktorom, tym z zespołu Dramatycznego i tym pojawiającym się gościnnie. Mimo dużego zastrzyku siły aktorskiej spoza teatru, spektakl jest najlepszą egzemplifikacją definicji gry zespołowej. I choć wszyscy pracują na całość, każdy z osobna tworzy fantastyczną, żywą postać: cudownie demoniczna jest Agnieszka Przepiórska, Monika Fronczek gwiazdorskie zapędy swojej postaci nie poparte żadnym talentem pokazuje w sposób mistrzowski. Obie są jakby wyjęte ze świata filmów Tima Burtona. Groteską swoje role nasycili Łukasz Brzeziński, Piotr Gronowski i Bogusław Siwko, sercami publiczności zawładnęli lubieżny i wiecznie niezaspokojony Dariusz Maj oraz prosty i bezpardonowy Piotr Wawer. Wzruszeń dostarczyła Sabina Tumidalska. Środki są różne, ale efekt finalny ten sam - osiem historii pokazujących osiem stereotypów i osiem światów, które w rzeczywistości marne miałyby szanse na spotkanie, ale przecież w zaświatach nie takie rzeczy są możliwe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji