Pluskwa
19 sierpnia zginął w katastrofie lotniczej jeden z naszych najwybitniejszych reżyserów - Konrad Swinarski. Śmierć tragiczna jest zawsze śmiercią przedwczesną. W wypadku śmierci Swinarskiego możemy przekonać się o tym naocznie, niemal namacalnie. Otóż, katastrofa nastąpiła kiedy reżyser pracował nad inscenizacjami "Hamleta" w krakowskim Teatrze Starym i "Pluskwy" Majakowskiego w warszawskim Teatrze Narodowym, kiedy do nadania ostatecznego kształtu "Pluskwie" pozostało jeszcze 10 prób. Tych prób już nie było. Stąd właśnie namacalny tragizm przedwczesnej śmierci reżysera: oglądając spektakl w Narodowym odczuwamy, szczególnie w drugiej części przedstawienia brak tych prób ostatnich.
Akcja tej, jak ją nazwał Majakowski, "feerycznej komedii w dziewięciu obrazach" toczy się częściowo w 1929 częściowo zaś w 1979 r. W 1929 r. robotnik Wania Prisypkin, by zrealizować swe marzenia o życiu sytym i wygodnym, żeni się z córką fryzjera - Elzewirą Renesans. Nim się z nią ożeni przygotowuje się do wejścia w świat drobnomieszczaństwa, prywatnej inicjatywy. Przybiera pozy jaśniepańskie i władcze, zmienia nazwisko na Pierre Skripkin, uczy się u Olega Bajana tańca i dobrych manier, stopniowo "deklasuje się", pyszni się jednak swym proletariackim pochodzeniem i legitymacją związków zawodowych, a kiedy już dochodzi do wesela czeka z jego "otwarciem" do przyjścia - towarzysza z komitetu związkowego. W czasie wesela wybucha pożar. Wszyscy giną i tylko Prisypkin, w wyniku akcji straży pożarnej, zostaje zamrożony. Odnajdują go i odmrażają w roku 1979. Jest już po światowej rewolucji, postęp odmienił świat. Prisypkin staje wobec tego świata całkowicie mu obcego - zautomatyzowanego, sterylnego, zamieszkałego przez ludzkość zracjonalizowaną, zdyscyplinowaną, podporządkowaną wspólnym, jasnym celom, czystą wewnętrznie i zewnętrznie. Dla tych ludzi Prisypkin jest kuriozum, okazem niepojętym, a jednoczenie nosicielem tego, czego w nich już nie ma: skłonności do alkoholu, papierosów i erotyzmu. On zaś nie może porozumieć się z nikim z tego nowego świata, nie może znaleźć w nim tak potrzebnego mu do życia "czegoś dla serca". Ma tylko pluskwę, którą odmrożono razem z nim. Rozmawia więc z pluskwą, śpiewa dla niej i gra na gitarze: staje się jej karmicielem i oboje trafiają do klatki w ogrodzie zoologicznym. Prisypkin otoczony tłumem gapiów w pewnym momencie wychodzi z klatki - jakby coś zrozumiał i zapragnął to ludziom powiedzieć, wchodzi na trybunę, woła: Obywatelel... Pada ostrzegawczy strzał i Prisypkin wraca do klatki, kładzie się na stojącym w niej łóżku. Gapie rozchodzą się. Prisypkin zostaje sam.
Taka jest w skrócie treść komedii. Widać w niej charakterystyczne dla Majakowskiego tendencje agitacyjne, propagandowe, dydaktyczne. Jednakże teatr Majakowskiego to teatr poetycki, teatr metafory - nie reportażu. Tę cechę inscenizacja Swinarskiego wydobywa, wyolbrzymia, zmienia komedię w moralitet - jak zwykle u Swinarskiego nie jednoznaczny. Można więc z tego spektaklu wyciągać wnioski różne. Jedno jest pewne - Swinarskiego inscenizacja "Pluskwy" zmusza do refleksji nad człowieczeństwem. Zmusza do niej gra Tadeusza Łomnickiego, który z roli Prisypkina stworzył rolę wspaniałą. Gburowaty, nieokrzesany, chamski, wstrętny i śmieszny, żałosny w swym dążeniu do przeistoczenia się w mieszczucha, jest jednocześnie melancholijny, ciepły, wzruszający i głęboko tragiczny. Już w części pierwszej, groźny, władczy, cwany i bezwzględny, odchodząc od swej klasy w nowiutkich lakierkach i żółtym krawacie czuje się obco w fałszywym świecie drobnomieszczańskich konwenansów. W części drugiej, wyobcowany stokroć bardziej, staje bezradny wobec ludzi-automatów, powodowany swymi "złymi" skłonnościami, straszący i "zarażający" nimi, obrzydliwy, w scenie ostatniej, kiedy pokonany i zrezygnowany wraca do klatki skulony, małpi, zwierzęcy, kiedy chowa twarz w poduszce i gestem ostatecznej rozpaczy zasłania głowę ramionami płacząc bezgłośnie - jest tragiczny dojmująco. Czy ludzki?
Można z inscenizacji Swinarskiego odczytać to właśnie. Można co innego. W każdym bądź razie zobaczyć ten spektakl trzeba. Zabawny, chwilami cyrkowy, z technicznymi sztuczkami i strip-teasem jest spektaklem trudnym, wymagającym skupienia. Każdy z jego elementów spojonych w całość ma tu swe znaczenie: i scenografia Ewy Starowieyskiej, i muzyka Rafała Augustyna, każdy rekwizyt, światło, barwa, każdy ruch, gest. Spośród wykonawców "Pluskwy" padło tu tylko nazwisko Tadeusza Łomnickiego. Jest to rola największa, żadna jej nie dorównuje. Trzeba jednak wymienić jeszcze Zdzisława Wardejna w roli Bajana, Bożenę Dykiel jako Zoję Bieriozkinę, Edwarda Raucha w roli Rozalii Renesans, Eugeniusza Robaczewskiego i Anitę Dymszównę jako gości w scenie wesela oraz Wojciecha Brzozowicza w roli Profesora.